Odcinek Battle of the Bastards, w moim skromnym odczuciu prawdopodobnie najlepszy w całej Game of Thrones, to nie tylko kawał znakomicie skrojonej ekranowej przygody, ale i wielka gratka dla miłośników historii wojskowości i taktyki militarnej. Twórcy serialu zaserwowali nam coś, czego do tej pory w telewizji nie było – pierwszorzędną, tytułową bitwę, która w żadnym stopniu nie jest ubogą krewną swoich hollywoodzkich odpowiedniczek. Reżyser, Miguel Sapochnik, podszedł do sprawy z wielkim rozmachem, dzięki czemu na ekranie zobaczyliśmy starcie dopracowane w każdym detalu. Abstrahując już od walorów poznawczych odcinka, zostanie on zapewne zapamiętany przez nas wszystkich jako najlepsze w historii telewizyjne gry wojenne. Przyjrzyjmy się im z bliska. Okazuje się bowiem, że dowódcy walczących armii popełnili w trakcie bitwy błędy, a niektóre z zabiegów ukazanych na ekranie nawiązują bezpośrednio do kinowych pojedynków, które wszyscy doskonale kojarzymy.

Inspiracje historyczne

Sapochnik i inni twórcy serialu wprost przyznają, że rozpisując scenariusz ekranowej walki armii Jona Snowa i Ramsaya Boltona, odwoływali się do znanych starć historycznych. Pierwszym z nich miała początkowo być bitwa pod Azincourt z 1415 r., w której wojskom angielskim pod dowództwem króla Henryka V drogę zastąpiła francuska armia Karola VI. Dysproporcja sił była tu ogromna: pierwsi mieli do dyspozycji jedynie blisko 5 tys. łuczników i 800 piechoty, drudzy zaś 12 tys. kawalerzystów, 11 tys. piechoty i 3 tys. kuszników. Francuzi raz po raz pogrążali się jednak bezładnymi atakami, a Anglicy dzięki znakomitym łucznikom (długie cisowe łuki siały popłoch w tej epoce) i ukształtowaniu terenu skutecznie niwelowali przewagę liczebną przeciwników, wychodząc ze starcia zwycięsko. Wydaje się jednak, że w Battle of the Bastards ostatecznie jedynym nawiązaniem do tej walki było ustawienie armii Ramsaya – łucznicy wysunięci przed pozostałych żołnierzy.
Źródło: HBO
Znacznie więcej inspiracji scenarzyści serialowego starcia znaleźli w legendarnej bitwie pod Kannami z 216 r. p.n.e., w której wojska kartagińskie dowodzone przez Hannibala starły się z armią Republiki Rzymskiej. Dysproporcja sił, choć w innej skali, była tu dokładnie taka sama jak w przypadku Bitwy Bękartów: 32 tys. ciężkozbrojnych, 8 tys. lekkiej piechoty i 10 tys. jezdnych Kartagińczyków walczyło z 40 tys. legionistów, 40 tys. piechoty i 7 tys. kawalerii Rzymian. Starcie rozpoczęło się w centrum, gdzie legioniści nieustannie spychali lekką piechotę Hannibala. Był to jednak plan taktyczny legendarnego dowódcy; przeciwnikom wydawało się, że armia kartagińska się ich boi, prąc bez zastanowienia do przodu. W tym samym jednak czasie konnica dowodzona przez Hazdrubala odnosiła liczne sukcesy na skrzydłach, dzięki czemu wojska rzymskie znalazły się w kleszczach, ponosząc sromotną klęskę. Strategię udoskonaloną przez Hannibala już wcześniej rozsławił Aleksander Wielki, a znacznie później chętnie sięgał po nią Czyngis-chan. Twórcy Game of Thrones, jak widać, podeszli do bitwy pod Kannami w sposób arbitralny: raz to Jon był Hannibalem, nieco później stał się nim Ramsay. Na poziomie estetyki obrazu i naturalizmu przedstawionych na ekranie sekwencji bitewnych Sapochnik z całą pewnością korzystał z do dziś rozbrzmiewającej echem w umysłach Amerykanów wojny secesyjnej z lat 1861-1865. Była ona bodajże pierwszą w historii, która dzięki trafiającym do opinii publicznej zdjęciom powodowała zbiorową traumę. Rozczłonkowane ciała żołnierzy czy amerykańskie ziemie rozorane przez walczące strony stawały się powoli zapowiedzią wojny nowego typu. Wtedy ciągle jeszcze ogromne znaczenie miały starcia bezpośrednie – tak ważne w średniowieczu i znaczące również dla samej Game of Thrones. W tym miejscu przypomnijcie sobie, że w Bitwie Bękartów część starcia widzimy przecież z perspektywy Jona Snowa.
Źródło: HBO

Miejsce bitwy

Teren w pobliżu Winterfell, na którym starły się wojska Jona Snowa i Ramsaya Boltona, jest w znacznej mierze pagórkowaty. Zwróćcie uwagę, że obie armie początkowo zajmują pozycje na wzniesieniach, a pomiędzy nimi możemy dostrzec niewielkie zagłębienie w powierzchni ziemi. Obszar, jeśli w ogóle w jakikolwiek sposób miałby wpłynąć na bitwę, będzie więc faworyzował tego, kto dłużej wstrzyma się z działaniami ofensywnymi. Trudno też stwierdzić, czy wpływ na starcie będą miały warunki pogodowe. Co prawda u boku Snowa stoją Dzicy, zaprawieni w bojach w jeszcze gorszych warunkach, ale temperatura nie jest na tyle niska, by nie poradziła sobie z nią armia Ramsaya. Ona także zdążyła już udowodnić w pojedynku z wojskami Stannisa Baratheona, że zima nie jest jej straszna. Należy jeszcze dodać, że Bolton może korzystać z zaopatrzenia z pobliskiego Winterfell. Na tym polu bitwy to on będzie w końcu gospodarzem.

Plan bitwy i aspekty psychologiczne

O samym planie bitwy w odcinku mówi się niewiele – więcej dowiadujemy się z jej przebiegu i wątków pobocznych. Pewien zarys wprowadza tutaj narada armii Snowa w nocy poprzedzającej starcie. Tormund przekonuje, że najbardziej obawia się konnicy. Jon chce zlikwidować to zagrożenie poprzez zabezpieczenie flanek okopami, co ma uniemożliwić wojskom Boltona wzięcie przeciwników w kleszcze. Davos z kolei zwraca uwagę, że należy zmusić wrogą konnicę do szarży, samemu zaś przyjąć pozycje defensywne. Jest to o tyle dziwne, że w końcu to oni próbują podbić Winterfell, nie zaś odwrotnie. Po słowach Snowa o tym, że chce on sprawić, by Ramsay zaatakował wszystkimi siłami, narada się kończy. Jak doskonale wiemy, ten pomysł na bitwę zupełnie nie wypalił, a wszystko przez brak zmysłu taktycznego i emocjonalność Jona.
Źródło: HBO
Powodem takiego stanu rzeczy jest wygranie wojenki psychologicznej obu dowódców armii przez Ramsaya. Nie dał się on wyprowadzić z równowagi, gdy Jon próbował wydobyć na wierzch jego tchórzostwo czy uderzyć w ambicję. Bolton miał przecież asa w rękawie, Rickona, którego zdecydował się wypuścić przed starciem, by sprowokować Snowa. Pal licho, że młody Stark, zamiast zdecydować się uciekać zygzakiem, biegł po linii prostej w kierunku nadjeżdżającego członka rodziny. Śmierć Rickona przełożyła się bezpośrednio na kuriozalne posunięcie Jona, który w przypływie uniesienia sam zdecydował się zaatakować całą armię przeciwnika. Legenda podaje, że kiedyś podobnie zachował się Aleksander Wielki. Już w tej chwili nie było jednak mowy o żadnej taktyce w szeregach armii zamierzającej podbić Winterfell. Przewaga psychologiczna Ramsaya uwidaczniała się jeszcze w przynajmniej dwóch sprawach. Zwróćcie uwagę na element strachu – obdarte ze skóry, podpalone ciała, ulokowane pomiędzy walczącymi armiami. Dochodzi do tego dysproporcja sił: 6 tys. znakomicie zorganizowanych wojsk Boltona, z konnicą na czele, stanęło w końcu naprzeciw dwukrotnie mniej licznej zbieraninie wojaków z różnych zakątków świata Game of Thrones. Co więcej, gospodarz Winterfell mógł w końcu pozostać w zamku i stamtąd skutecznie się bronić. Nie zrobił tego jednak, by w rodach pozostających z nim w sojuszu wciąż podsycać strach – znakomite spoiwo dla sił, które miał do dyspozycji.  
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj