Z Juno Temple, gwiazdą najnowszego serialu HBO Vinyl (emisja premierowa w poniedziałki), rozmawia Kamil Śmiałkowski. KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Jak ci się kręciło Vinyl? JUNO TEMPLE: To najlepszy czas w moim życiu. Mogę to robić latami. To zdecydowanie najlepsza rola w moim życiu i najfajniejsza ekipa. Jak dostałaś rolę? Byłam na przesłuchaniu w Nowym Jorku. Potem czekałam trochę na odpowiedź i w końcu zadzwonili, że Martin Scorsese chce mnie jeszcze raz zobaczyć i żebym przyleciała do Los Angeles. Scorsese wtedy promował The Wolf of Wall Street, poleciałam więc i włożyłam na siebie wszystko, co mi się kojarzyło z latami siedemdziesiątymi. A mam tego naprawdę sporo – to moja ulubiona dekada. Poszłam, przeczytałam rolę i nic. Cisza. Mój agent mówił, że spokojnie, poczekajmy, a ja byłam przekonana, że to schrzaniłam. Że to już koniec. Dziesięć dni później zadzwonił telefon – to był mój agent. Tego dnia byliśmy umówieni, więc od razu mu tłumaczę, że będę, że na pewno się nie spóźnię – nie docierało do mnie, że on już kilka razy powiedział coś o roli. W końcu krzyknął: "JUNO! Dostałaś rolę!" - i wtedy usiadłam z wrażenia na podłodze. No url Możesz powiedzieć coś więcej o swojej postaci? O nie. Ani słowa. Powiem tylko, że naprawdę warto ją oglądać. Tak jak cały ten serial. To świetna robota. No dobra – troszkę powiem. Jest bardzo waleczna, pełna ambicji, jest głodna sukcesu i mądra. Jest w świecie pełnym macho, w czasach, gdy kobiety niewiele mogły, ale robi wszystko, by postawić na swoim. Nie ma łatwo. W ogóle kobiety nie miały wtedy łatwo, a w tej branży było jeszcze trudniej, ale właśnie zbliżały się zmiany. W końcu aborcję oficjalnie zalegalizowano w 1973 r., co było wielkim wydarzeniem, bo nagle kobiety mogły seksualnie równie dużo szaleć co mężczyźni. Dużo się działo. Minęły już lata sześćdziesiąte, czasy hippisów, wolnej miłości, kobiety chciały, by je traktować poważnie. Były też w pełni świadome swojej siły - i taka jest właśnie moja Jamie. Równocześnie cwana i bardzo seksi. Wie, że seks pomaga, ale chce od życia więcej. Już w pilocie możemy oglądać sceny pełne seksu. Tak będzie przez cały serial? W końcu to lata siedemdziesiąte. Seks, dragi i rock'n'roll. Co sądzisz o takich sekwencjach? To zdjęcia jak każde inne. No, może jeszcze bardziej zorganizowane. Kiedy współpracujesz z takim mistrzem jak Scorsese, to po prostu kolejny dzień w pracy. Nie ma tu klimatów: „Jak tam? Wszystko w porządku? Czy czujesz się z tym komfortowo? Tralala...”. To po prostu praca, kręcimy, akcja, zróbmy to przekonująco, niech dobrze wygląda. To jak układ ćwiczeń na siłowni – dobrze wcześniej zaplanowany i sprawnie zrobiony. Lata siedemdziesiąte to okres dużych zmian w muzyce. Z jakim gatunkiem najbardziej kojarzy ci się twoja postać? Jamie jest nieustraszona, lubi eksperymentować, szuka nowych doznań, niebezpiecznych doświadczeń. Taki właśnie jest rock i dlatego dobrze czuje się w tym świecie. Ale oczywiście wszystko się może zmienić – to w końcu telewizja. W jakim sensie? To przecież serial telewizyjny. Wszystko może się zmienić w następnym odcinku. Pierwszy raz pracuję w takiej produkcji i muszę przyznać, że to fascynujące. Sama poznaję swoją postać w miarę kolejnych odcinków i nie wiem, dokąd to wszystko prowadzi. Nigdy dotąd tak nie grałam. To prawie jak w życiu. Co dwa tygodnie dostajesz scenariusz kolejnego odcinka i siadasz z wrażenia. To tak to będzie dalej? To się wydarzy? Fascynujące. Powiedziałaś, że lata siedemdziesiąte to twój ulubiony okres. Dlaczego? Uwielbia stroje z tamtych czasów. Uwielbiam muzykę. Uwielbiam zmiany, jakie wtedy następowały – odwagę ludzi, którzy mieli dość siły, by odmienić nasz świat. Nie tak jak teraz, gdy wszystko tkwi w marazmie. To był magiczny czas, który powinien nas wciąż inspirować. O czym tak naprawdę jest ten serial? Przede wszystkim naprawdę o muzyce. O tym, jak powstawała, jak roznosiła się po świecie, jak zmieniała rzeczywistość – tę bliższą i dalszą. A poza tym o tamtych czasach, pokazanych bardzo wiarygodnie. Też trochę o związkach – Bobby Cannavale i Olivia Wilde naprawdę świetnie to pokazali. O życiu w biurze, dość specyficznym, ale jednak po prostu biurze. Ale powtarzam – przede wszystkim o muzyce. Jesteś bardzo przekonana do tego projektu... Tak – uwielbiam tych gości. Praca ze Scorsese to coś niesamowitego, a praca z nim przy projekcie dotyczącym lat siedemdziesiątych to marzenie każdego aktora. Przecież on, podobnie jak Mick Jagger, to legenda tamtych czasów. Martin wtedy kręcił genialne filmy, Mick miał niewyobrażalny wpływ na muzykę. Byli w samym środku wydarzeń, a teraz kręcimy razem serial o tamtych czasach. Jestem naprawdę wielką szczęściarą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj