Trzy tygodnie temu mieliśmy okazję wirtualnie spotkać się z Jurnee Smollett i porozmawiać o jej udziale w nowym serialu HBO, zatytułowanym Kraina Lovercrafta. Czemu tyle zwlekaliśmy z publikacją tego wywiadu? Chcieliśmy, by zbiegł się on w czasie z premierą trzeciego odcinka, w którym postać Letitii, granej przez Jurnee, odgrywa większą rolę. Można nawet powiedzieć, że główną.
DAWID MUSZYŃSKI: Jesteś prywatnie fanką gatunku filmowego, jakim jest horror?JURNEE SMOLLETT: Już od najmłodszych lat lubiłam oglądać horrory i thrillery, bo był to taki zakazany owoc. Rodzice cały czas powtarzali, że to dla dorosłych. “Nie wolno małej dziewczynce oglądać takich rzeczy” – grzmiała moja mama. Więc po co sięgałam najczęściej wraz z moimi braćmi i siostrą? Właśnie po te zakazane filmy. Pamiętam, że gdy miałam dziesięć lat, byłam wraz z innymi dziewczynami na tak zwanym „nocowaniu” u mojej koleżanki. Wiesz, co tam oglądaliśmy? Milczenie owiec. Wiem, że nie jest to typowy horror, ale bałam się jak cholera. Anthony Hopkins później nawiedzał mnie w snach… a raczej koszmarach. Tak więc uwielbiałam ten gatunek, ale jako aktorka nie miałam z nim zbyt dużej styczności. Czarnoskórym aktorkom nie proponuje się udziału w takich projektach zbyt często. A gdy już takie propozycje do mnie docierały, to okazywało się, że bohaterka, którą miałabym zagrać, ginie już w pierwszym akcie. Jak możesz sobie wyobrazić nie jest to propozycja, która by aktora cieszyła. Sama wiedza o tym, że twój bohater jest tak naprawdę zbędny w tej fabule, przygnębia. Dlatego tak ucieszyła mnie propozycja udziału w Krainie Lovecrafta, który moim zdaniem jest połączeniem dramatu rodzinnego z horrorem. Taka rzadko spotykana mieszanka.
W tym serialu często słyszymy, że w latach 50. najtrudniejsze było bycie czarną kobietą…
Pod względem społecznym można tak powiedzieć. To był świat zdominowany przez mężczyzn, co nasz serial dobitnie pokazuje. W ich oczach kobieta nadawała się tylko do rodzenia dzieci, wychowywania ich i usługiwania mężowi w domu. Jej głos w ważnych sprawach był ignorowany. A jeśli była to czarna kobieta, to już w ogóle się do niczego nie nadawała. Nawet do pracy w sklepie. I to nie są jakieś wyświechtane slogany. Moja babcia samotnie wychowywała trójkę dzieci i wiem, jakie piekło przechodziła. Jak na nią patrzono. Co o niej mówiono. Ale się nie poddała. Dobrze się ubierała. Pokazywała swoją indywidualność. Pracowała jako sprzątacza w domach białych bogaczy i nie dała im się obrabować z własnej godności. Pomimo tego, że ją wyzywali, pluli na nią, nie raz bili czy rzucali obraźliwe komentarze, to zawsze chodziła z podniesioną głową. Była duma z tego, że może zapewnić swoim dzieciom dach nad głową i jedzenie na stół. Wychowując się wśród tych wszystkich opowieści o mojej babci, narastał we mnie pewien gniew na tę niesprawiedliwość. Paradoksalnie to on właśnie pomógł mi w zbudowaniu postaci Letitii, dziewczyny, która też walczy o swoje. W trzecim odcinku zobaczymy to dobitniej, gdy kupi dom w białej dzielnicy i zacznie wynajmować pokoje czarnoskórym obywatelom, którzy potrzebują dachu nad głową w lepszej dzielnicy.
Ale nie jest to krystaliczna postać.
Bo nikt z nas nie jest bez wad. Oczywiście, że Letitii popełnia błędy. Jest czasami egoistyczna. Tak bardzo broni się przed tym, by nie stać się taka jak jej matka, że nawet nie zauważa, jak bardzo się do niej upodabnia. Jest też osobą, która nie uczy się na własnych błędach. Nie przyjmuje rad od ludzi ją otaczających. Jest pod tym względem niereformowalna. Jak wielu z nas zresztą. Dlatego bardzo mi się podobała, gdy przeczytałam scenariusz pierwszych odcinków. Ta postać jest pełnokrwista, a to rzadkość. Przynajmniej dla mnie.
Gdy rozmawiałem z Jonathanem Majorsem, powiedział, że ten serial w jakimś stopniu przypomniał mu traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa, jak pierwsze spotkanie z rasizmem. Jakie emocje wzbudził u ciebie?
Podobne. Mój nauczyciel powiedział mi kiedyś, że nasza krew też ma pamięć i że każdy z nas nosi w sobie ból represji. I nie ma znaczenia, czy mówimy tutaj o czarnoskórych Amerykanach, czy np. Polakach w czasie okupacji. Nasza krew to pamięta i gdy czytamy czy oglądamy na ekranie wydarzenia z tamtego okresu, ten ból, strach i jednocześnie złość się aktywują. Silniej niż u nacji, które tego nie uświadczyły. Ja jestem czarna, a do tego mój ojciec był Żydem. Więc moja krew wręcz wrze. Podchodzę do tego jeszcze w bardzo spirytualny sposób. Jako osoba wierząca uważam, że rasizm, homofobia i różne tego typu rzeczy to są demony, które dopadają człowieka. Inaczej nie jestem w stanie sobie tego wytłumaczyć.
Jak już jesteśmy przy temacie rasizmu – nie uważasz, że H.P. Lovecraft przewraca się teraz w grobie, widząc serial opatrzony jego nazwiskiem z obsadą czarnoskórych aktorów?
Powiem ci szczerze, że wizja tego, że przewracałby się z tego powodu w grobie, daje mi pewną satysfakcję. Wiem, że był to świetny twórca, mistrz horroru, ale boli mnie to, że był przy tym zdeklarowanym rasistą.
No dobrze, ale czy da się tak w pełni odseparować dzieła od autora i jego poglądów? Przecież nie będziemy udawać, że tylko H.P. Lovecraft był rasistą. Wielu dawnych artystów, którzy są teraz podziwiani, podzielali jego opinie. Niektórzy byli nawet o wiele bardziej radykalni.
To prawda. Pracuję w biznesie, który jest bardzo dotknięty rasizmem. Mieszkam w kraju, którego potęga została zbudowana na rasizmie. I nie uciekniemy od tego. Nie wiem, jak mocno byśmy próbowali, jest to niewykonalne. Ale możemy się zmierzyć z naszą historią. Nazwać niektóre rzeczy po imieniu. Za długo wszyscy odwracaliśmy głowę i udawaliśmy, że pewne rzeczy w naszej historii się nie wydarzyły. Gloryfikowaliśmy wielu ludzi bez pokazywania ich pełnej przeszłości. Braliśmy tylko te rzeczy, które nam pasowały i stawialiśmy ich na piedestałach. Kompletnie ignorując wszystkie złe rzeczy, które robili. I nie mówię tutaj, że należy niszczyć pomniki. Odbierać bohaterom ich zasługi. Ale nie cenzurujmy ich życiorysów. Pokazujmy je i mówmy o nich. Wyciągajmy wnioski. Nie bądźmy ignorantami.
A jesteśmy ignorantami?
Wydaje mi się, że tak, ale nie z własnej winny. Patrząc na nasz system edukacji w USA, widzę, jaki jest on skostniały. Niedostosowany do tego, co się dzieje. Moim zdaniem lektury i podręczniki są źle dobierane. Nie ma tam miejsca dla takich wspaniałych myślicieli jak choćby James Baldwin czy Gwendolyn Brooks, których dzieła powinny być lekturami obowiązkowymi. I jeszcze pewnie długo nie będzie. Wydaje mi się, że jeszcze dużo pracy przed nami. To, co się wydarzyło w 2020 roku, nie stało się przez przypadek. Problem się nawarstwiał, aż w końcu wybuchł. Teraz trzeba to wszystko rozmontować i złożyć na nowo. Przed nami bardzo dużo ciężkiej pracy, by to wszystko naprawić. Obecnie walczymy z dwoma pandemiami COVIDEM i rasizmem.