Gdy w latach 30. XX wieku powstał kodeks Haysa, który określał, jakie sceny mogą, a jakie nie mogą znaleźć się w amerykańskich filmach, aborcję zaliczono oczywiście do tematów zakazanych, obok seksu przedmałżeńskiego, chorób wenerycznych, homoseksualizmu, związków mieszanych w zakresie rasy i wielu, wielu innych. W roku 1956 zapis dotyczący aborcji zmodyfikowano - można było o niej mówić, ale tylko w potępiający sposób, nigdy w komediowej aranżacji i… bez używania słowa aborcja. Mimo tego, że kodeks Haysa odrzucono w latach 60., to bardzo często kino nadal czuje się skrępowane tym tematem. Where Are My Children? z 1916 roku to pierwszy film, który porusza tematykę aborcji. Opowiada on o prokuratorze okręgowym, który oskarża lekarza o nielegalne przeprowadzanie zabiegów przerywania ciąży. W czasie procesu wychodzi na jaw, że z jego usług skorzystało więcej kobiet, niż mogłoby się wydawać. Film oczywiście w jednoznaczny sposób potępia aborcję i kobiety, które jej dokonały, ale jednocześnie po raz pierwszy zwraca uwagę na jej socjoekonomiczne przyczyny oraz wskazuje antykoncepcję jako środek zapobiegawczy temu ostatecznemu wyjściu. Temat ten pojawił się jeszcze w Men in White z 1934 roku, gdzie wątek związany z aborcją został zredukowany do niejednoznacznej reakcji bohaterki na niechcianą ciążę. Potem aborcja jako temat filmowy zniknęła z amerykańskiego kina. Nawet kiedy w latach 50. i 60. następowała powolna liberalizacja społeczeństwa, a swoich praw zaczęły głośno domagać się kobiety, mniejszości rasowe i seksualne; nawet gdy zaczęło tworzyć odważne feministyczne filmy, to temat aborcji w kinie nadal pozostawał praktycznie nieobecny. Zdarzały się jedynie pojedyncze tytuły, w których był on na przykład wspomniany w krótkiej wypowiedzi jakiegoś bohatera/bohaterki. No url Mimo że aborcja została zalegalizowana w wielu krajach, dostęp do niej ułatwiony, a zabiegi przeprowadzają doświadczeni lekarze w czystych klinikach, to problem z prezentowaniem tego tematu w masowej kulturze nadal nie został rozwiązany i wciąż trudno uwolnić się od myślenia głęboko zakorzenionego w początkach XX wieku. Zdarzają się oczywiście filmowe i serialowe wyjątki, ale problem istnieje, mimo że twórcy nie są już ograniczeni żadnym obiektywnym kodeksem, do którego należałoby się stosować. Kino po prostu nie wie, jak się do aborcji zabrać, i najczęściej kończy się tak, że się po prostu za ten temat nie bierze. Jeśli jednak już tak, to najczęściej podejście do sprawy jest pełne problemów. Jednym z nich jest w ogóle ignorowanie aborcji jako rozwiązania w momencie, gdy bohaterka zajdzie w niechcianą ciążę. Mimo że jest nieszczęśliwa i zrozpaczona, rozwiązanie w postaci aborcji w ogóle nie przychodzi jej do głowy. Wydaje się, że u przerażonej kobiety, która nie chce zostać matką, ta myśl w końcu zaświta lub zostanie podpowiedziana. Wbrew logice tak się jednak nie zdarza ani w drugiej części Ojca panny młodej (1991), ani w Parenthood (1989). Podobnie jest z filmem Knocked Up (2007), w którym jest jeszcze inny problem: aborcji nie nazywa się po imieniu, jak gdyby to słowo miało w sobie jakąś zaczarowaną moc. Jest też druga opcja – mimo tego, że ciąża jest niechciana, a kobieta nieszczęśliwa i temat aborcji się pojawia, to tylko po to, by przedstawić go w całkowicie negatywnym świetlne, jako wybór całkowicie naganny, tak jak w I kto to mówi (1989) czy w Wojnie płci (1998). W Juno (2007) nastolatka jest praktycznie straszona konsekwencjami tego czynu. No url Inny popularny sposób, by mówić o aborcji – bohaterki, które jej dokonały, spotyka coś złego, by w ten sposób pokazać, że zrobiły coś moralnie nagannego i teraz czeka je zasłużona kara. W 2014 roku Gretchen Sisson przeprowadziła badania na ten temat. Po przeanalizowaniu 310 filmów bądź odcinków seriali, w których główna bohaterka lub bohaterka ważna dla głównego wątku dokonuje (lub jedynie podejmuje decyzję, że tak zrobi) aborcji, okazało się, że 9% z tych postaci umiera. Ryzyko tego zabiegu wykonywane w kontrolowanych warunkach wynosi zaś 1 zgon na 100 000 przypadków. Statystycznie bohaterowie oper mydlanych częściej budzili się ze śpiączki, niż kobiety miały szansę na udany zabieg. A jeśli nawet nie umierały w trakcie albo po zabiegu, to mogła czekać je np. niespodziewana choroba, jak choćby w filmie The Cider House Rules (1999). To, co w kinie i telewizji także się robi, to ocieplanie wizerunku kobiety, która dokonała aborcji, poprzez mocne zaznaczenie tego, że zrobiła to, bo ojcem dziecka jest ktoś całkowicie nieodpowiedni. Tu za przykłady mogą posłużyć takie filmy, jak Dirty Dancing (1988) czy The Godfather: Part 2 (1974). Clarie Underwood, bohaterka serialu House of Cards, by nie zostać potępioną za swoją aborcję, skłamała, mówiąc, że usunęła ciążę, bo została zgwałcona. Widać tu, że potrzebne jest bardzo wyraźne usprawiedliwienie takiej decyzji – zarówno dla innych bohaterów danej produkcji, jak i dla widzów, którzy z aborcją dokonaną po przemyślanej decyzji, ale bez związku z wielkimi tragediami, czują się niekomfortowo. Dodatkowo twórcy karzą Clarie – mimo że aborcja dokonana w bezpiecznych warunkach wiąże się z bardzo małym prawdopodobieństwem bezpłodności jako jej skutkiem, właśnie to spotyka kobietę. No url Jest jednak kilka tytułów, które starają zmieniać masowe i kulturowe podejście do tematu i przedstawiają go inaczej. Starają się uświadamiać, że brak legalnego dostępu do aborcji doprowadza kobiety do podejmowania drastycznych kroków i naraża ich życie. Tak było choćby w filmach Dirty Dancing (1988), Vera Drake (2004), Revolutionary Road (2008) czy w Gdyby ściany mogły mówić (1996). Ten ostatni ważny jest także dlatego, że aborcja została w nim pozbawiona nagannego pierwiastka, a bohaterka szczerze mówi, że podjęła dobrą decyzję i nie żałuje. Złe i gorsze (1996) z kolei w sposób zabawny, ale i mądry obśmiewa absurd wojny obrońców życia i zwolenników aborcji. Pozwala na zmianę punktu widzenia. Są też dwa inne filmy, które warto tu wspomnieć, bo są całkowicie fantastyczne i udaje im się w rozsądny sposób przedstawić temat aborcji, nie stygmatyzując bohaterek i nie wpadając w żadną z wyżej wymienionych pułapek mówienia o aborcji. Są to komediowe Obvious Child (2014), w którym Jenny po przemyśleniu sprawy postanawia usunąć ciążę, w którą zaszła z przypadkowym mężczyzną, i także komediowa Grandma (2015), w którym nastolatka prosi babcię o pomoc w zdobyciu pieniędzy za zabieg. Gdy Gretchen Sisson przeprowadzała research do swojego wyżej wspominanego badania, w największej bazie filmowej - IMDb - znajdowały się 472 pozycje (filmy i seriale), które w jakiś sposób wspominają o aborcji. W latach 2003-2013 powstało ich 116. Biorąc pod uwagę to, jak wiele produkcji nakręcono w tym czasie ogólnie, i to, że wciąż powstaje ich więcej, najlepiej można uświadomić sobie, jak bardzo niewygodnym, drażliwym i niekomfortowym tematem pozostaje aborcja. Kino i telewizji głównie więc milczy, mimo że kwesta ta dotyczy wielu kobiet na całym świecie, mimo że jest tematem ważnym i potrzebującym uwagi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj