Pandemia koronawirusa wywróciła do góry nogami popkulturę w każdej jej dziedzinie. Kina zamknięte, VOD świeci triumfy, ale czy możemy mówić o większych, długoterminowych zmianach?
Kina są zamknięte na całym świecie i dopiero niektóre kraje ogłaszają wstępne plany otwarcia pierwszych placówek. VOD natomiast bije rekordy popularności, bo wszyscy izolujemy się społecznie i szukamy rozrywek w domu. Platformy streamingowe lub PVOD są więc w tej chwili najlepszą alternatywą.
Tematem dyskusji w kwietniu i w maju 2020 roku były Trolle 2. Nie da się ukryć, że 100 mln dolarów ze sprzedaży w PVOD w samym USA to dobry wynik. Nawet porównywalny do tego, co mogliby osiągnąć w kinach. Pojawiły się więc głosy, że to znak nowej rzeczywistości i zmiany oczekiwań konsumentów. Nie dziwi fakt konfliktu studia Universal z kiniarzami, w którego centrum znajdują się właśnie Trolle 2 (czytaj więcej). W jakimś stopniu ten sukces jest zagrożeniem dla placówek kultury, które tak czy inaczej chcą, aby po pandemii ludzie wrócili do kin.
Patrząc na to, co się dzieje, trzeba przyznać rację ekspertom, którzy twierdzą, że sukces jest tylko i wyłącznie podyktowany okolicznościami. Wątpliwie jest, by film osiągnął taki sam wynik w normalnej rzeczywistości i tak naprawdę nie ma żadnych danych, które świadczą o zmianie oczekiwań konsumentów. Musimy też pamiętać, że ten sukces animacji jest pozorny. Aby film osiągnął zysk netto, musiałby według analityków zebrać z całego świata jakieś 350 mln dolarów (wówczas aktorzy mają bonusy z wpływów). To jednak nie jest możliwe, Trolle 2 weszły do dystrybucji w zaledwie kilku krajach, bo forma PVOD nie jest tak popularna (aczkolwiek obecnie niewątpliwie nabiera na wartości). Większość preferuje model SVOD, czyli platformy oparte na subskrypcjach. Universal planuje wprowadzić ten film do kin jesienią 2020 roku, ale... czy wówczas kogokolwiek będą interesowały Trolle 2? Jasne, to będzie alternatywa dla rodziców z dziećmi, ale wbrew pozorom to tylko część potencjalnych widzów, a ci obejrzą sobie legalnie z zagranicznych PVOD lub z mniej legalnych źródeł, bo piractwo w kwestii PVOD jest właśnie jednym z największych problemów mających wpływ na sprzedaż. Dla wielu istotna jest jakość obrazu: przy PVOD filmy od razu są piracone i dostępne w dobrej jakości obrazu, w przypadku kina nie jest to możliwe, więc pojawiają się rzeczy nagrane "tosterem" z przyczajki. Jest to jeden z aspektów, który nigdy nie pozwoli PVOD pokonać kino, bo to wszystko ma wpływ na sprzedaż.
Najpopularniejsze filmy oglądane w domu w USA (1-7 maja)
Cały ten konflikt kiniarzy i Universala jest więc naciągany i przesadzony, bo nie ma żadnych podstaw. Sukces na rynku amerykańskim wynika z trudnej rzeczywistości, która wymaga korekty strategii na ten czas, a przecież zaraz taką samą drogą wejdą do dystrybucji Artemis Fowl, Scooby-Doo! oraz Król Staten Island. Nikt nie planuje wprowadzać do VOD największych widowisk; te pojawią się w kinach jesienią lub w 2021 roku, bo premiery zostały opóźnione.
VOD siłą rzeczy będzie coraz bardziej popularne. Jednak VOD nie ma szans zastąpić kina. Dostrzegam tutaj pojedynek raczej z tradycyjnym modelem emisji w telewizji. Seriale z reklamami co tydzień kontra całe sezony na raz lub seriale co tydzień bez reklam. W tym przypadku platformy mają bezapelacyjną przewagę, bo widz ogląda to, co chce i kiedy chce, a nie to, co jest z góry narzucone i non stop przerywane reklamami. Docelowo ta rywalizacja wydaje się być korzystna dla VOD. Zmiany będą przychodzić pokoleniowo, ale już są obecne. Weźmy za wzór amerykańskie telewizje kablowe i ogólnodostępne, które oczywiście notują solidne wyniki oglądalności na żywo i z nagrywarek, ale odcinki ich seriali są przeważnie po emisji dostępne na platformach. Stąd łatwo wysnuć wnioski o zdobywaniu przewagi.
Dlatego też VOD nie ma żadnej szansy, walcząc z kinem. W trakcie pandemii koronawirusa wygrywa, a gdy ona prędzej czy później się zakończy, kina będą nadal funkcjonować. Doświadczanie filmu w kinie jest nieporównywalne z czymkolwiek, bo nic nie zastąpi tych emocji, skupienia, atmosfery oraz wrażeń audiowizualnych (wyjątki w postaci głośno zachowującego się sąsiada w sali to nadal wyjątki). Żadne kino domowe nie jest w stanie tego odtworzyć, a w domu do tego mamy mnóstwo rozkojarzeń i choćby ta swoboda dowolnego naciśnięcia pauzy, nie pozwala odbierać filmu w taki sam sposób. Według mnie najbardziej działa to przy największych widowiskach, bo wielki budżet potrzebuje wielkich ekranów, by zachwycać, zdumiewać i wywoływać uczucie ekscytacji. Pamiętam choćby pierwszy pokaz Avengers: Koniec gry w IMAXie i scenę z portalami - jasne, zawsze wywołuje emocje i ekscytację, bo to kawał perfekcyjnej filmowej magii, ale na wielkim ekranie z kapitalnym dźwiękiem efekt jest lepszy. Po prostu. Dlatego największe hollywoodzkie superprodukcje nie będą pojawiać się w VOD i nadal będą przyciągać widzów do kin. Tych wrażeń nie da się wywołać w domu w takim samym stopniu.
źródło: DIsney
Jednak sądzę, że nowa rzeczywistość kina nie będzie w 100% odpowiadać temu, co miało miejsce przed pandemią. Problem będą mieć niektóre gatunki filmowe, których odbiór w kinie nie różni się aż tak bardzo w stosunku do domowego: komedie, dramaty, kino artystyczne, filmy animowane. To wszystko może stracić na popularności, bo widz przyzwyczai się do oglądania określonych gatunków na małym ekranie. Oczywiście to nie znaczy, że odbiór emocjonalny wybitnego kina artystycznego jest taki sam w obu przypadkach. Bynajmniej! Kino w tym aspekcie zawsze będzie lepsze, ale dla większości odbiorców ta różnica nie będzie w tym przypadku tak znacząca, by wydać pieniądze na seans poza domem. A musimy wziąć pod uwagę też czynnik ekonomiczny w skali globalnej: ludzie tracą pracę, więc nawet jak świat powoli zacznie się odbudowywać, przez długi czas widzowie będą bardziej selektywnie podchodzić do wyboru rozrywki kinowej. Jeśli będą stać przed wyborem komedii Setha Rogena a choćby produkcji takiej jak Tenetczy Mulan, decyzja wydaje się oczywista. Wiem, trochę generalizuję, ale wnioski same się nasuwają, bo w końcu wszyscy widzimy, jakie filmy biją rekordy frekwencyjne w kinach w ostatnich latach.
Na pewno dla wielu ludzi kluczowy będzie czynnik emocjonalny. Jak długo będziemy się bać powrotu do kina? Myślę, że przełamywanie takiego strachu będzie postępować wolno, gdyż rzeczywistość pandemii i wizja potencjalnej drugiej nie poprawiają sytuacji. A mówimy na razie o najbliższych miesiącach. To zmusza też do zadania pytania: po co otwierać kina w czerwcu czy w lipcu 2020 roku, gdy nie będzie co puszczać? Nowości są przesuwane, bo żadne hollywoodzkie studio nie zrobi premiery filmu w momencie, gdy nie ma szans na globalną dystrybucję. A to najbardziej gorące tytuły przyciągają do kin, te starsze nie będą mieć aż takiej mocy, zwłaszcza gdy gwarancja bezpieczeństwa będzie niepewna.
Pandemia koronawirusa zmieni więc nasze podejście do selekcji treści. Szczególnie w nadchodzących miesiącach, gdy przez paraliż planów filmowych oraz opóźnienia premier będzie jej o wiele mniej. W tym aspekcie będzie to mieć długoterminowy wpływ i trudno przewidzieć, ile dokładnie potrwa, ale można spekulować, że powrót do tego, co było, może zająć lata. Dla mnie jednak kino nie zniszczy VOD, bo to są dwa podmioty, które mogą i powinny istnieć równolegle. Oba mają swoje zalety, których nie da się odtworzyć w innych warunkach.