Proste stroje Coco Chanel zaprojektowane z myślą o wygodzie, męskie kroje Marlene Dietrich, mała czarna Audrey Hepburn, czerwone usta w parze z platynowym kolorem włosów Marilyn Monroe, biustonosze bez ramiączek, które swoją nazwę wzięły od nazwiska Brigitte Bardot, czy rozsławiona na całym świecie fryzura Jennifer Aniston z Friends – to tylko nieliczne przykłady kobiet, które swoimi pomysłami czy wyglądem miały wpływ na modę w ostatnim stuleciu. Jednak oddziaływanie kobiet na rzeczywistość dzięki ich rolom w kinie i telewizji nie kończy się na modzie. Na przełomie XX i XXI wieku rekordy oglądalności w telewizji biły Sex and the City oraz Desperate Housewives. Pierwszy z seriali był prawdziwym tabułamaczem w zakresie kobiecej seksualności i poniekąd rewolucją obyczajową na światową skalę, natomiast drugi z nich stanowił pierwszy tak chętnie oglądany serial, w którym wszystkie główne role obsadzone były przez kobiety. I już miałem użyć przymiotnika kobiecy, żeby opisać rzeczone seriale, ale jakież byłoby to błędne. Sam swego czasu czekałem ze zniecierpliwieniem na każdy kolejny epizod i wydaje mi się, że nie byłem w tym, jako mężczyzna, odosobniony. Złapawszy się na takim, a nie innym doborze słów, można się przez chwilę zastanowić, co to właściwie znaczy, że jakakolwiek dziedzina sztuki jest kobieca? Stworzona przez kobiety, stworzona dla kobiet czy może taka, gdzie kobieta odgrywa główną rolę? Otóż nie mam bladego pojęcia, co znaczy to enigmatyczne określenie, ale z ręką na sercu przyznaję także, że pojęcia również nie mam, co oznacza, kiedy mówi się o czymś, że jest męskie.
fot. materiały prasowe
W świetle ostatnich wydarzeń, które stały się przedmiotem debaty publicznej prawie na całym świecie i zatrzęsły showbiznesem, nicując hollywoodzkie lobby, wpływ kobiet w branży filmowej (ale nie tylko, bo myślę i kibicuję, że kobiety nie zostaną w tym osamotnione) na świadomość społeczną zdecydowanie wejdzie w zupełnie inną sferę oddziaływania, aniżeli przytoczone przeze mnie powyżej przykłady. Zdecydowanie jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o wielkich zmianach, ale można przyjrzeć się rolom silnych i odważnych bohaterek filmowych, poniekąd przełomowych, które w ostatnim sezonie były uosobieniem walki o równouprawnienie i ukazywały portrety niepoddających się kobiet, sprzeciwiając się nierównościom społecznym. Na początek na taśmę weźmy sobie triumfatora tegorocznej gali oscarowej. The Shape of Water wpisuje się idealnie w konwencję dyskusji w obronie inności. Otóż w historii pojawiają się szykanowani z powodu koloru skóry Afroamerykanie, homoseksualiści z powodu swojej seksualności, kobiety, dlatego że są kobietami, oraz symboliczny potwór będący zwieńczeniem wszelakiej inności. Jak widać, grono bohaterów to istna plejada outsiderów, jednakże del Toro, wybierając na swoją główną bohaterkę kobietę-sierotę, która w dodatku jest niemową, sięgnął do zabiegu mającego swoje korzenie już w tradycji romantycznej i baśniopisarskiej, wedle której to osierocone dziewczyny były najbardziej kruchymi istotami na świecie. Widziały one jednak więcej, odczuwały intensywniej i najlepiej potrafiły rozumieć świat oraz wszelaką inność. Zupełnie tak, jak w przypadku Elizy Esposito (Sally Hawkins), na co naprowadza nas ukryte znaczenie jej nazwiska, które nadawane było wszystkim dzieciom porzucanym w sierocińcach. Pomimo że bohaterka wydaje się okrutnie doświadczona przez los, potrafi zawalczyć o siebie, buntując się przeciw tyranii szowinistycznego Richarda (Michael Shannon). Na myśli mam tutaj oczywiście scenę, w której Eliza jest przez niego napastowana:
Nie jesteś zbyt atrakcyjna, ale sama się domyśl. Wciąż o tobie myślę. Skoro jesteś niemową, to nie wydajesz żadnych dźwięków, czy trochę pojękujesz? Niektóre niemowy jęczą niezbyt ładnie. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie przeszkadzają mi twoje blizny, ani to, że nie mówisz. W zasadzie, nawet mi się to podoba. Kręcisz mnie. Założę się, że trochę byś sobie popiszczała.
Po tych słowach przestraszona Eliza ucieka z jego gabinetu, a to uświadamia widza, że kobieta postawiona w takiej sytuacji staje się w większości przypadków zupełnie bezbronna. Nie może ratować się sprzeciwem, tylko ucieczką, a dopiero potem buntować akcjami sabotażowymi. Bohater (świetnie zagrany przez Shannona) jest natomiast, jako zły charakter w baśniowej koncepcji del Toro, podręcznikowym przykładem nie tylko na to, jak mężczyzna nie powinien zachowywać się w stosunku do kobiety, ale przede wszystkim jak człowiek nie powinien traktować drugiego człowieka.
Źródło: 20th Century Fox
I, Tonya, która przyniosła odtwórczyni tytułowej roli – Margot Robbie pierwszą nominację do Nagród Akademii, to film, którego rdzeniem jest wszechobecna agresja obejmująca nie tylko bohaterów męskich, ale również żeńskich. Sama opowieść, która jest tym bardziej poruszająca, bo oparta na faktach, ukryta za piękną otoczką muzyki, scenografii czy montażu, jest dramatycznym ukazaniem niszczącego wpływu agresji na człowieka i jego wrażliwość oraz obrazem o przemocy, która rodzi przemoc nawet w najdelikatniejszych i najbardziej bezbronnych istotach. Główna bohaterka nie przyjmuje postawy podobnej do Elizy Esposito, wręcz przeciwnie – odpłaca się pięknym za nadobne, ale przez to przyjmuje postawy ludzi z otaczającego ją świata. Na wyzwiska odpowiada coraz barwniejszymi wulgaryzmami, na przemoc reaguje przemocą. Jednym słowem nieświadomie wpada w swoistą pułapkę deprywacji, gdzie potrzebę miłości i czułości, której nie zaznała ani od męża, ani od matki, manifestuje, uciekając się do aktów agresji. Jej położenie jako kobiety można rozpatrywać w różnych aspektach i najpewniej psychologowie społeczni zrobią to lepiej, niż ja. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że scenariusz filmu próbuje uświadomić jedną bardzo istotną rzecz – że ludzie nie są ani źli, ani dobrzy, lecz może tylko bardziej lub mniej wrażliwsi, skłonni lub niezdolni do refleksji i empatii. Ekranowy mąż Robbie nie jest przecież złym człowiekiem – wspiera ją i pomaga, może nie czyni tego najlepiej, ale tak, jak umie. Kocha ją też tak, jak potrafi, i w sposób, który mógł obserwować zapewne w rodzinnym domu – czasem czułymi pocałunkami, a czasem pięścią. Ze scenariusza Stevena Rogersa wyłania się dosyć przykra lekcji o tym, że człowiek stosując przemoc, nie zawsze jest do końca świadomy, że robi złe rzeczy, a winę ponosi za to ogół społeczeństwa, w którym po prostu nie istnieją zakorzenione postawy moralne i odpowiednie autorytety. W filmowej biografii słynnej sportsmenki znajduje się jednak jedna przerażająca scena prezentująca zachowanie, które bezapelacyjnie powinno być potępiane przez ogół społeczeństwa. Kiedy po pobiciu Tonyi, mąż, grożąc jej pistoletem, zmusza ją do wejścia do samochodu, po pewnym czasie zatrzymuje ich policja. Funkcjonariusze widzą zapłakaną i zakrwawioną twarz kobiety, a później śmieszkują z mężczyzną i pozwalają im odjechać, co łyżwiarka komentuje następującymi słowami:
Nie powiedzieli nic o krwi, zarekwirowali tylko dwie strzelby z bagażnika i alkohol, a potem tak po prostu mnie z nim zostawili. Dlatego właśnie nie ufam autorytetom, ani nikomu innemu.
Jej wypowiedź potwierdza jedynie moją tezę, że agresja i przemoc wobec kobiet często jest powszechnie akceptowana. Dochodzi nawet do okropnego w skutkach paradoksu, gdzie ludzie odpowiedzialni za jej zwalczanie, przyzwalają na nią milczącą zgodą.
fot. materiały prasowe
Z drugiej strony, na ekrany kin wyszedł ostatnio słodko-gorzki komediodramat Lady Bird, który grubą linią podzielił zarówno krytykę, fanów kina, jak i całą resztę widowni. Porzucając polemikę na temat tego, czy film był dobry, czy zły, jego premiera była poniekąd ważnym wydarzeniem. To, że reżyserski fach jest zdominowany przez mężczyzn, jest faktem, któremu trudno zaprzeczyć, ale dobrych i wybitnych reżyserek, pomimo szczupłego grona, również nie brakuje i nie brakowało. Warto tu wspomnieć chociażby o Kathryn Bigelow, Lynne Ramsay, Jane Campion, Sofii Coppoli, czy Agnieszce Holland, nie mówiąc już o drobnych reżyserskich epizodach wielu aktorek, m.in Angeliny Jolie, Jodie Foster czy Courteney Cox. Greta Gerwig stworzyła jednak obraz, który śmiało można określić dziewczęcą inicjacją. Ale cóż to za inicjacja! Bohaterka Saoirse Ronan jest silną, pewną siebie młodą kobietą, która co prawda błądzi, lawiruje pomiędzy najróżniejszymi pomysłami na siebie. Jest jak większość dziewczyn w swoim wieku, ale potrafi swoją postawą coś manifestować. Sam obrany przez nią pseudonim i to, w jaki sposób go broni, jest przykładem dla wielu młodych dziewczyn na to, że warto się określić, walczyć o szacunek, ponieważ bez względu na to, kim się jest, ludziom się on po prostu należy. Głośnym filmem, który podbił natomiast box officowe listy i wywołał lawinę przeróżnych głosów była Wonder Woman. Sam komiks i wszelkie animowane i nieanimowane wykorzystywanie wizerunku superbohaterki to zjawisko popkulturowe, szeroko opisywane nawet przez pisma naukowe. Dla znawców kultury antycznej film być może zostanie odrzucony z gromkim śmiechem, wszak mitologiczne amazonki nijak przypominają te przedstawione na ekranie. Kobiety w wizji reżyserki Patty Jenkins są piękne, idealnie zbudowane i dumne, a podczas walki, której sztukę opanowały do perfekcji, nie męczą się, prawie w ogólne nie brudzą oraz noszą dość skąpe, niewygodne, ale za to idealnie podkreślające figurę stroje. Amazonki pojawiające się w starożytnych mitach również były plemieniem kobiet, które izolowały się od mężczyzn, z tą różnicą, że ich wizerunek nie do końca pasuje do współczesnych gustów estetycznych. Nie wyobrażam sobie, co prawda, jakby to miało wyglądać, gdyby reżyserka zdecydowała się przedstawić swoje amazonki np. bez jednej piersi – były one wycinane, by lepiej rzucały oszczepem, ale kontrast pomiędzy amazonkami filmowymi i mitologicznymi jest śmieszny. Odnajduję w tej odmianie popfeminizmu jednak coś bardziej złego. Pomijając fakt, że dialogi filmowe niesamowicie silące się na polityczną poprawność, stają się niczym dydaktyzm, psując odbiór obrazu. Umożliwiają sprawom niezwykle poważnym, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, stać się łatwym obiektem kpin i żartów. Warto się przyjrzeć, jak przedstawione zostają kobiety w Wonder Woman. Mieszkanki królestwa amazonek żyją w świecie pozbawionym mężczyzn. Nie potrzebują ich, poniekąd nimi gardzą i doskonale sobie bez nich radzą. To mężczyzna przybywający przypadkowo na ich wyspę nie jest w stanie przetrwać bez ich pomocy. Tytułowa bohaterka grana przez Gal Gadot jako przedstawicielka wszystkich amazonek przybywa do Londynu – do świata, w którym hierarchia mężczyzn spycha kobiety na niższe szczeble drabiny społecznej. Wróg, któremu tym razem czoła stawia kobieta jest dość specyficzny, bo oprócz Aresa są nim niemieccy żołnierze. Nie ukrywam, że jest to zabieg bardzo oryginalny i ciekawy, aby wprowadzić superbohaterkę na front I Wojny Światowej, ale przy okazji myślę, że ma w sobie coś komicznego. Być może idea przyświecała twórcom świetlana, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że doszło tu do swoistego rozminięcia. Sam spotkałem się z interpretacją tegoż filmu, w której autor traktuje Wonder Woman jako specyficzną wersję filmu soft pornograficznego. Trudno się z takim spojrzeniem do końca nie zgodzić, ponieważ podczas seansu widz dostrzega wszelkie sprzeczności, które sprawiają, że przekaz filmu rozmija się w specyficznej odsłonie feminizmu, komizmu i estetyki. Film ma jednak wpływ na wiele kobiet, szczególnie młodych dziewczynek, które utożsamiają się ze swoją ulubioną superbohaterką. Jeżeli obraz ma mieć właśnie taki wpływ na swoich odbiorców, to zdecydowanie uważam, że dobrze, iż powstał.
Źródło: Warner Bros.
Jak już wspomniałem na początku, jest jeszcze za wcześnie, żeby móc mówić o wielkich zmianach w Hollywood, które możemy obserwować w kinie. Miniony rok przyniósł jednak takie filmy jak Kształt wody, Jestem najlepsza. Ja, Tonya, Lady Bird oraz Wonder Woman. Próbują one uświadomić widzom bezbronność kobiet i zmagania z tym wizerunkiem. Pokazują sposób, w jaki są traktowane, ich codzienną walkę o ratunek lub o wyrażanie siebie. Niestety żyjemy w takim środowisku, że musimy niestety to wciąż nazywać walką. Szkopuł w tym, czy mężczyźni, aby na pewno zrozumieją, że nie powinni stawać w tej walce naprzeciwko kobiet, jak bohaterowie Kształtu wody czy Jestem najlepsza, lecz obok. Po prostu obok.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj