Kobiety zabójczynie są nieodłączną częścią kina akcji od lat. Czasem niektórzy widzowie mają z tym problem, ponieważ chodzi o kwestię wiarygodności przedstawienia walki filigranowej niewiasty z rosłymi zakapiorami. Jak to zrobić, byśmy byli w stanie w to uwierzyć i podziwiać pracę aktorów i efektowność, a nie zastanawiali się, czy to wszystko jest możliwe? Prawda jest taka, że choć jesteśmy przyzwyczajeni do napakowanych twardzieli w kinie akcji dzięki tytułom z lat 80., one też nie ma zbyt wiele wspólnego z realnością przedstawianych starć. To samo kino sztuk walki, które choć oparte jest na wybitnych umiejętnościach, jest odpowiednio podkręcane, by było efektowne, widowiskowe, a nie prawdziwe.
Prawda jest taka, że realizm w kinie akcji nie istnieje i nigdy nie miał istnieć. Gdybyśmy na ekranie mieli oglądać walki jak w rzeczywistości, byłoby nudne, krótkie i pozbawione finezji. Filmy rządzą się swoimi prawami, dlatego ważne jest tworzenie iluzji realności, abyśmy w jakiś sposób uwierzyli w podawane nam na tacy popisy kaskaderskie. Dlatego zawsze debata nad tym, czy dana filmowa fighterka wyszkolona do zabijania mogłaby zrobić to i tamto z 100 kilowym facetem, jest totalnie bezcelowa. To tak, jakbyśmy zastanawiali się, czy Hulk na pewno może podnieść to auto, albo czy ostrość szponów Wolverine'a z adamantium jest zgodna z rzeczywistością. Mówimy o tym samym - magii kina, które ma sprawić, że nie będziemy myśleć o takich detalach i damy się temu ponieść.
Ważne jest jednak to, że gdy twórcy realizują kino akcji z twardą zabójczynią, starają się nadawać temu tyle wiarygodności, ile to jest możliwe. Wszystko zależne jest od kilku czynników: wizji na postać, jej umiejętności oraz pomysł na wykorzystanie tego wszystkiego w historii. Umówmy się, że jeśli ktoś robi to po łebkach, to nawet z maksymalnym zawieszeniem niewiary nie uwierzymy, że dana postać może robić to, co widzimy na ekranie. Bez znaczenia, czy chodzi o zabójczynię, czy twardego komandosa. Jeśli postać ma być wszechstronna, czyli dobrze używać broni i sztuk walki, to teoretycznie też jest to wykonalne bez potrzeby obsadzania kaskaderki w roli głównej. Dobrym przykładem jest Czarna Wdowa z serii Avengers, która jest grana przez Scarlett Johansson, a wszystkie wyczyny w scenach akcji wykonuje jej dublerka i kaskaderka, Heidi Moneymaker. To wymusza jednak ograniczenia, bo nigdy nie widzimy dobrze twarzy Wdowy podczas akcji. Reżyserzy, wmawiając nam, że to nadal ta sama osoba, dokonują zbyt szybkich cięć, psując rytm pojedynku. Często jest to problem w MCU, który przy świetnej choreografii (pamiętacie walkę Kapitana z Buckym w Zimowym żołnierzu na moście?!) napotyka na złe decyzje realizacyjne: czyli zbyt szybki montaż i odpowiednie ustawienia kąta kamery. Tak, byśmy nie widzieli dokładnie twarzy bohatera. Oczywiście tego typu triki są standardem w Hollywood, a dzięki rozwojowi CGI czasem nawet nakładana jest twarz aktorki/aktora na kaskadera, ale zawsze pozostaje w tym wszystkim pewna doza braku perfekcji. Pozbawienie sceny nutki genialności, której nie można osiągnąć przez przemożną chęć pokazywania aktorki, gdy wszystko wykonuje kaskaderka.
W ostatnich latach dzięki ekipie 87Eleven odpowiedzialnej za serię John Wick to powoli się zmienia. Gdy Halle Berry biega z pistoletem i zadaje ciosy, jest w tym wiarygodna dzięki miesiącom profesjonalnego i przede wszystkim skutecznego treningu. Aktorzy zawsze przechodzili jakieś szkolenia do filmów akcji, by prezentować niektóre ich aspekty w sposób wiarygodny, ale często było to robione po linii najmniejszego oporu. Przez to też na ekranie wypadałoby to fatalnie, sztucznie i bez szczypty realności. Zmiana podejścia musiała nastąpić dzięki sukcesowi kaskaderów na stołku reżysera, czyli Davida Leitcha i Chada Stahelskiego, twórców wspomnianych Johna Wicka. Oni pokazali, jak robić to dobrze, przekonująco i sprawnie. Tak, by aktorka w roli zabójczyni stawała się nią na ekranie w sposób przekonujący. Atomic Blonde z Charlize Theron, która była zabójczynią pracującą dla CIA to jest najlepszy dowód, jak dobrze to wygląda. Wiele miesięcy ciężkiego treningu (Theron wybiła sobie zęba podczas pracy!) dało efekt trudny do porównania do innej produkcji kina akcji z kobietą w roli głównej. Ba, nawet wielu przedstawicieli twardzieli kina nie miało propozycji, które w taki sposób prezentowałyby walki. Efektowne, długie ujęcia, odpowiednio ustawiony kąt kamery i - zawsze - świadomość, że to co dzieje się na ekranie, jest wykonywane przez samą Theron. Z pomysłem, by było to wiarygodne oraz z konsekwencjami walki z rosłymi facetami, które potem dobrze ukazano w postaci krwi i siniaków, czyli czegoś, co często jest po prostu lekceważone przez ten gatunek. To jednak pokazuje, że da się zrobić to lepiej, ale trzeba chcieć i mieć aktorkę, która się poświęci dla roli. Ba, tym samym przykładem jest przecież Uma Thurman z Kill Billa w reżyserii Quentina Tarantino. Widzimy, jakie cuda wyprawia z kataną przy choreografii genialnego Yuen Woo Pinga! To własnie jest też kluczowy aspekt dobrze przedstawionych zabójczyń na ekranie - bardzo dobra ekipa zakulisowa, która będzie umiała trafić do aktorki i nauczyć. Jeśli na tym polu zatrudnieni zostaną amatorzy lub nawet solidni rzemieślnicy od hollywoodzkich przeciętniaków, efekt może być odmienny od zamierzonego. Wiadomo, że w Azji kobiety kopały zadki przeciwnikom wiele lat wcześniej zanim w Hollywood pojawili się Schwarzenegger i spółka, bo już w latach 60. Tutaj jednak kobiety po prostu pełniły pełnoprawną rolę bohaterek kina akcji i dzięki umiejętnościom sztuk walki, nie potrzebowano trików, by zasłaniać ich popisy kaskaderskie. W ostatnich latach wyróżnia się Pani Zło z Korei Południowej, gdzie zabójczyni w zemście robi tak widowiskowe rzeczy, że można uznać to za majstersztyk realizacji scen walk i pościgów. To własnie scena na motorach z John Wicka 3 była inspirowana tym filmem.
Oczywiście nie oznacza to, że wcześniej zabójczynie zawodowo wykonujące tę profesję nie sprawdzały się na ekranie. Po prostu często reżyserzy opierali się na zupełnie innych aspektach tego zawodu. Bardziej na używaniu broni, inteligencji, niż na walce wręcz, która jest efektowna, ale łatwo przekroczyć granicę efektywności. Pamiętamy Nikitę w reżyserii Luca Bessona, Matyldę z Leona Zawodowca, Evelyn z Salt, Samanthę z Długiego pocałunku na dobranoc, Hannę z filmu i serialu, czy Colombianę w wykonaniu Zoe Saldany... przykładów jest dużo i nikt nie zamierza przestawać. Po prostu zmienia się forma realizacji i perspektywa na to, jak pokazywać takie bohaterki, by było to jeszcze bardziej widowiskowe.
Nie widziałem jeszcze Anny w reżyserii Luca Bessona, która od 28 czerwca jest w kinach, ale zwiastuny zapowiadają choreografię na dobrym poziomie. Długie sekwencje walk, dobre ustawienie kamery i podkreślenie, że obserwujemy aktorkę, a nie dublerkę. Nie ma tu trików z Hollywood, ale raczej bliskość szkoły Johna Wicka, która w jakimś stopniu zawsze była we krwi Luca Bessona. Miał on wyjątkowe podejście do tworzenia scen akcji, które zawsze odstawały poziomem od Hollywood. Sasha Luss jest modelką, ale swego czasu trenowała balet, a jak wiemy, to daje jej fizyczną sposobność do nauczenia się wiarygodnego przedstawiania choreografii, która dobrze oparta jest na różnicy w masie walczących i skupiającego się nie na elokwencji, ale zabójczej skuteczności. Takie coś się ceni w kinie akcji i na to liczę.
W latach 90. nastąpił maksymalny wysp kina akcji z różnymi sportowcami, którzy chcieli przedstawiać swoje umiejętności w sztukach walki na ekranie. Były lepsze i słabsze próby, ale koniec końców w większości były to filmy pozostawiające wiele do życzenia. Te same banalne schematy, taki sam rodzaj trywialnego bohatera o szlachetnym sercu i tak w kółko. Pojawienie się twardych kobiet w kinie akcji, w tym właśnie w rolach bezwzględnie skutecznych zabójczyń, sprawia, że gatunek staje się urozmaicony. Często w takich filmach twórcy chcą być bardziej kreatywni w tworzeniu historii, walk i rozrywki. Nawet jeśli fabularnie jest to schematyczne i odtwórcze, ma nie raz w sobie sporo zaskakującej świeżości. Kino akcji potrzebuje twardych kobiet, nie tylko w rolach zabójczyń, nie dla przyczyn ideologicznych, społecznych czy politycznych. Cynthia Rothrock, królowa gatunku, udowodniła, że można robić niesamowite rzeczy na ekranie. Po prostu wówczas bogactwo propozycji dla wielbicieli popisów kaskaderskich, rozrywki opartej na walkach i pościgach jest o wiele większe.