Interesującym przypadkiem, wartym dokładnych studiów i podsumowania ich zwyczajów głosem Krystyny Czubówny, są ludzie, którzy jeszcze nie widzieli filmu, ale mają w rękawie więcej argumentów niż obecni na seansie i jak najszybciej chcą odciąć krytykowi głowę. Jest z nimi trochę jak z Yeti – legendy o nich krążą, jednak nikt, zwłaszcza koledzy uczęszczający na pokazy prasowe, nie zaobserwowali ich realnej emanacji na sali kinowej. Ci komentatorzy z całą pewnością wykraczają poza czas i przestrzeń. Są odzwierciedleniem słów z egipskiej Księgi Umarłych: „Jestem dniem wczorajszym, jestem dniem jutrzejszym i mam moc narodzić się po raz drugi” (zapewne już pod innym loginem). Członkowie tego klanu zakładają w ciemno, o czym dane dzieło traktuje. Właściwie byliby doskonałą pożywką dla portalu Reddit, bo tuż przed światową premierą produkcji znają jej początek i zakończenie. Niekiedy można się zastanawiać, czy pod naszymi recenzjami nie pojawiają się przedstawiciele wielkich wytwórni, którzy konkretny film mieli okazję oglądać wcześniej. W zastraszającym tempie wśród naszych czytelników rośnie liczba tych, którzy uczęszczają na pokazy prasowe, kilka dni przed oficjalną premierą produkcji. Jest ich cała masa, może nawet więcej, niż jest w stanie pomieścić kinowa sala. Co więcej, zaobserwowaliśmy także przypadki komentatorów żyjących na obczyźnie, którzy ten czy tamten film oglądali choćby w Wielkiej Brytanii, wciąż zamieszczając na naszej stronie wpisy z Białegostoku. Co prawda nie ma tu logicznego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy, ale Matthew McConaughey wpadający w czarną dziurę i pojawiający się znienacka za książkami jakimś mógłby być. Naprawdę niebezpieczni dla krytyków są także ci, którzy na piersi dumnie noszą naklejkę z napisem: „Inni dobrze oceniają, ty źle, więc się nie znasz”. Wiadomo, w kupie zawsze raźniej, a jeszcze lepiej, jeśli ta kupa doprowadzi do taplania się recenzenta we własnych odchodach. Pal już licho nazwiska, bo przecież dostarczając opinię o danym filmie, musisz liczyć się z nieuchronną anonimowością. Najczęściej w tego typu polemikach przywoływane jest legendarne monstrum, które zionie ogniem zagregowanych już ocen z portali Metacritic i Rotten Tomatoes. Nikczemny żywot krytyka lada moment się zakończy, jeśli w kategoriach matematycznych jesteś zbyt daleko od średniej. Bo przecież podsumować dzieło sztuki możesz tylko oceną. Historia pisania i mówienia o kinie uczy jednak, że po dziś dzień za najwybitniejszych krytyków w dziejach uważa się tych, którzy nader często wyrażali zupełnie inną opinię od reszty kolegów po fachu, by przywołać tylko przypadki Rogera Eberta czy Pauline Kael. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdyby któreś z nich w alternatywnym świecie rozpoczęło swoją pracę od przygody z portalem pokroju naEKRANIE.pl, po kilku tygodniach musiałoby się przekwalifikować i zacząć układać cegły na budowie. W retoryce wspomnianej wyżej watahy wszelkie odstępstwo od normy świadczy o twojej ułomności, intelektualnym kalectwie. Symptomatycznym dopiskiem do wpisów tej grupy jest więc: „Zabierz się lepiej za to czy tamto, bo z tym ci nie wychodzi”. Jak żyć, drogi komentatorze? Jak żyć? Ty przecież to wiesz.
fot. Warner Bros.
Przebyliśmy długą drogę. Czas wrócić do źródła wszelkiego zła – pod recenzję Dunkirk. Segment komentarzy przypomina tu prawdziwy plac boju. I nie ma się czemu dziwić, skoro w jednej chwili postanowiły swoją obecność zaznaczyć wszystkie wymienione wyżej grupy. Posypujemy głowę popiołem; przecież nie będziemy udawać, że w pierwotnej wersji tekstu Nolanowi zmieniliśmy narodowość, a kilka innych chochlików także wkradło się w naszą opinię. Nie sądzę jednak, by błędów tych było tak sporo, by wspominać o ich „wyjątkowym natężeniu”. Pójdźmy dalej. Pod recenzją dali o sobie znać również zwolennicy teorii spiskowych, czyli ci wszyscy, którzy uważają, że umiarkowany wydźwięk tekstu ma związek z okrytą złą sławą „pogonią za lajkami”. Nasi recenzenci jednak, z tego, co mi wiadomo, nie są prostytutkami, które otrzymują zapłatę w formie liczby kliknięć. Niektórzy z uporem maniaka starają się przekonać, co wolno Tymkowi, a czego nie. Jak śmiał przyrównać film Nolana do Hacksaw Ridge? Widać także ironistów, którzy bez ogródek naśmiewają się z tego, co Wronka chciałby w filmie zobaczyć. Sarkazm pełną gębą, choć czasem słoma wychodząca z butów w tego typu wpisach jest dostrzegalna. Nie obyło się jeszcze bez tych, którzy dobitnie dają do zrozumienia, kto powinien recenzować dany film. Nie ma tu znaczenia, że Dunkirk nie jest dokumentem; jeśli zabierasz się za dzieło historyczne, powinieneś być chodzącą encyklopedią II wojny światowej. Rach ciach, wracaj do szkoły recenzencie! Na szczęście jednak z tej ciemnej doliny jest jakieś ukryte wyjście, jakiś tęczowy szlak. Widać to we wpisach, w których z troski o nas i „poważną krytykę” postrzeganą holistycznie radzicie nam zdjąć recenzję. Sęk w tym, że coś jednak z tej historii liznęliśmy. Zwłaszcza mające swoje korzenie w XVII wieku zawołanie amerykańskich komandosów: Nigdy nikogo nie zostawiamy za sobą. Nawet jeśli przypadnie mi tu w udziale rola tytułowego bohatera utworu „Minstrel boy”. Upalne lato 2017 roku. Zbiera się na burzę. Jak jednak doskonale wiemy – ta może zostać zwieńczona tęczą. Gdzieś w trakcie lipcowych dni zagubiła nam się kultura wypowiedzi, zgotowaliśmy sobie wojenkę. Zupełnie niepotrzebnie. Na całe szczęście to nie ten czas, że musimy wciąż walczyć; już nie na plażach, polach i ulicach, ale nawet pod recenzjami. Jest tu sporo miejsca na fajkę pokoju i merytoryczną wymianę argumentów. Gdy atakujecie nas, potrafiąc to rzeczowo wyłuskać, nie mamy nic przeciwko. Pies pogrzebany jest w tym, jak przebiega tego typu atak. Co więcej, przy ważnych filmach staramy się dać Wam przynajmniej dwie recenzje, byście mogli ze sobą zostawić inne perspektywy w spojrzeniu na daną produkcję. W najbliższej przyszłości uruchomimy nowy system, w ramach którego będziecie mogli lepiej poznać danego recenzenta, skonfrontować się z jego przekonaniami o kinie. Parafrazując Pinę Bausch: Polemizujmy, polemizujmy, bo inaczej świat się skończy! Gdy to, nie daj Boże, nastąpi, nie będzie miało specjalnego znaczenia, kto z nas okazał się większym frajerem.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj