Netflix nie tylko stawia na własne seriale, takie jak House of Cards i Orange Is the New Black, ale też próbuje zaskarbić sobie serca abonentów, przywracając do życia produkcje, które inne stacje wyrzuciły ze swoich ramówek. Ostatnie miesiące dały nam na przykład nowe odcinki Bogatych bankrutów i Dochodzenia, a wczoraj okazało się, że - choć A&E nie zamówiło 4. serii - zobaczymy także kolejny sezon "Longmire". Jakie jeszcze produkcje Netflix mógłby wskrzesić? Poniżej kilka typów:
Nie mogłoby tego serialu zabraknąć w żadnym tego typu rankingu. Nowe odcinki prawdopodobnie nigdy nie powstaną (i choć moje serce kraje się, kiedy to mówię, może to i dobrze), ale wyobraźcie sobie falę radości, jaka przefrunęłaby przez cały internet. Browncoatów w roku 2014 jest nieporównywalnie więcej niż 12 lat wcześniej, kiedy serial miał premierę, a przecież ich (czyt. nasza) liczba nadal rośnie. Netfliksie, wciąż lecimy!
[video-browser playlist="630068" suggest=""]
Dzisiaj obsada serialu stacji FOX nijak nie wygląda na licealistów (w momencie premiery zresztą też można było mieć co do tego wątpliwości), niemniej każda nowa minuta z luzakami i kujonami byłaby na wagę złota. Niby najlepsze seriale to ostatnia dekada, ale trudno o lepszą produkcję obyczajową niż mające premierę w 2000 roku Freaks and Geeks.
[video-browser playlist="630070" suggest=""]
Roland Emmerich chce robić sequel filmu z 1994 roku; więcej, mówi się nawet o całej trylogii. Pytanie natomiast: kogo to interesuje? Siła marki "Gwiezdnych wrót" opiera się na serialach: SG-1, Atlantydzie i Wszechświecie. To ich kontynuację chcemy zobaczyć. Nawet jeśli ta ostatnia produkcja nie była tak udana jak wcześniejsze, za poznanie dalszych losów załogi Destiny fani postawiliby Netflixowi pomnik.
[video-browser playlist="630072" suggest=""]
Jasne, serial po 2. sezonie wyraźnie stracił na jakości. Jasne, może i lepiej, że już się skończył. Jasne, życzymy Zachary'emu Levi i Yvonne Strahovski kariery na miarę ich talentu. Niemniej po prostu tęsknimy. Netfliksie, chociaż jedna misja Charlesa Carmichaela, co?
[video-browser playlist="630074" suggest=""]
Ten serial przerósł nawet HBO. Zbyt drogi, zbyt odważny, zbyt trudny... no, przynajmniej dla stacji kablowej. Nie mam nic przeciwko, by Netflix udowodnił, że platforma internetowa ma inne standardy i dokończył historię o trupie cyrkowej z lat 30. Daniel Knauf, twórca produkcji, od dawna powtarzał, że ma rozpisany plan na kolejne 4 serie co do najmniejszych szczegółów. Do dzieła więc!
[video-browser playlist="630076" suggest=""]
Co prawda, odkąd serial CBS zadebiutował, wydaje się, że apokalipsę i postapokalipsę na małym ekranie przerobiliśmy ze 100 razy, ale i tak fani chętnie wróciliby do tytułowego miasteczka. Anulowanie niewielu produkcji wywołało taki sprzeciw ze strony widzów jak właśnie kasacja Jerycha - być może to mogłaby być podstawa do zamówienia kolejnej serii przez Netflixa.
[video-browser playlist="630078" suggest=""]
"Korporacja według kogo", pytacie?! Produkcja ABC była jednym z najzabawniejszych i najinteligentniejszych (wyborna satyra na korporacje) sitcomów ostatnich lat, jednak nigdy nie otrzymała wystarczająco dużo wsparcia ze strony stacji. Nowy sezon udostępniony na internetowej platformie pozostaje kwestią marzeń, ale cóż... tego nikt nam nie zabroni!
[video-browser playlist="630080" suggest=""]
Niedoceniony w czasie emisji serial Starz po zejściu z anteny stał się produkcją kultową. Przygody ledwie wiążących koniec z końcem kelnerów niejednokrotnie bawiły do łez... i mogłoby to robić wciąż, gdyby tylko ktoś dał im szansę.
[video-browser playlist="630082" suggest=""]
Donal Logue może szarżować teraz jako Harvey Bullock w Gotham, ale dla części widzów na zawsze pozostanie Hankiem Dolworthem. Mieszanka komedii i dramatu o byłym alkoholiku-policjancie zakończyła się ledwie na 13 odcinkach. Przydałoby się co najmniej jeszcze raz tyle.
[video-browser playlist="630084" suggest=""]
HBO rzadko kasuje niespodziewanie swoje produkcje, a Deadwood jest drugim obok Carnivale takim niechlubnym przypadkiem. Niby mamy Hell on Wheels, ale to do produkcji HBO należy miano najlepszego telewizyjnego westernu.
[video-browser playlist="630086" suggest=""]
Podobny przypadek jak powyższy. Kablowe Showtime niespodziewanie zdecydowało się nie zamawiać 4. serii Rodziny Borgiów, a widzowie nie tylko nie otrzymali tak potrzebnej im dawki Jeremy'ego Ironsa, ale i godnego - tj. kończącego wszystkie wątki - zwieńczenia serialu.
[video-browser playlist="630088" suggest=""]