Leszek Dawid w swoim najnowszym filmie zmierzył się z bardzo trudnym zadaniem kręcenia w naturalnych warunkach wśród górskich szczytów. Rozmawiamy z reżyserem o Broad Peak oraz o niezwykłej historii Macieja Berbeki.
Leszek Dawid jest cenionym w Polsce reżyserem, który zasłynął szerzej w świadomości widzów za sprawą filmu Jesteś Bogiem. Następne lata poświęcił na realizowanie seriali kryminalnych: Pakt, Nielegalni i W głębi lasu. W międzyczasie, powracał ciągle temat stworzenia filmu o prawdziwej historii Macieja Berbeki, himalaisty, który w 2013 roku podjął drugą próbę zimowego wejścia na ośmiotysięcznik Broad Peak. Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i właśnie Maciej Berbeka dokonali tego, ale niestety w drodze powrotnej dwaj ostatni zginęli.
Film Broad Peak, który można zobaczyć na platformie Netflix, wydaje się być czymś znacznie więcej niż tylko historią człowieka, którego losy poruszyły Polaków. O sposobie realizacji w ekstremalnych warunkach i uniwersalnym przekazie widowiska rozmawiamy z reżyserem, Leszkiem Dawidem.
MICHAŁ KUJAWIŃSKI: Gdyby producent z USA usłyszał o kręceniu filmu w prawdziwych górach, a nie na green screenie, prawdopodobnie złapałby się za głowę. Czy mógłby pan opowiedzieć o momencie, w którym postanowiliście zrobić to w naturalnych warunkach?
LESZEK DAWID: Takie założenie mieliśmy od samego początku. Skala przedsięwzięcia była ogromna więc i wyzwań było wiele. Jednak realizując film na green screenie, także mierzysz się z wyzwaniami, które bardzo trudno obronić na ekranie w kontekście prawdy. Widziałem filmy, nie tylko górskie, które realizowane były na green screenach i nie zawsze prezentowało się to dobrze. Stało się dla nas jasne, że skoro hollywoodzkie produkcje, mające niewspółmiernie większy budżet od naszego, nie radzą sobie z efektami komputerowymi, to powinniśmy porzucić myślenie o efektach na dużą skalę w naszej realizacji. Powiedziałem to na pierwszym spotkaniu z producentami. Nie wyobrażałem sobie, żebyśmy kręcili o Broad Peaku, nie będąc w górach. Biorąc pod uwagę charakter tych gór oraz ich skalę, nie było możliwe, żebyśmy kręcili w Beskidach czy Tatrach. Jasnym było więc od samego początku, w co celujemy. I tego się potem trzymaliśmy.
Pogoda na pewno miała swoje humory. Czy mocno dawała się we znaki i potrafiła o kilka dni przesunąć harmonogram zdjęć? A może byliście gotowi na każdą ewentualność?
Wydaje mi się, że mieliśmy dość dużo szczęścia, jeśli chodzi o pogodę. Pamiętam, jak przyjechaliśmy na zdjęcia w Alpy i po całym okresie aklimatyzacji rozstawiliśmy na lodowcu bazę. Dwa dni przed rozpoczęciem zdjęć zapowiedziano załamanie pogody, które miało spatynować bazę, czyli przysypać ją śniegiem. Warunki okazały się jednak dużo gorsze od prognoz. Baza została prawie doszczętnie zniszczona. Zmieniliśmy więc scenariusz tak, aby móc to wykorzystać. Namioty udało się potem częściowo odbudować. To była jedna z tych sytuacji, kiedy sprawy ułożyły się inaczej od tego, co planowaliśmy. Regularnie dostawaliśmy prognozy od przewodników i mogliśmy większość sytuacji pogodowych przewidzieć. Nawet jeśli prognozy były dobre, szykowaliśmy się na dwa scenariusze, a jeden z nich zakładał zupełnie inne miejsca, ustawienia kamer, stroje do danych scen. Byliśmy gotowi na różne scenariusze. Czasem pogoda zaskakiwała nas w trakcie dnia, ale elastyczność z naszej strony była dość duża. Koniec końców udało nam się nakręcić wszystkie sceny górskie w naturalnych warunkach.
Na ekranie widzimy, że warunki były naprawdę ekstremalne. Zastanawiam się, czy ktoś z ekipy miewał chwile słabości i chciał odpuścić. Czy wcielał się pan wtedy w kogoś na wzór trenera piłkarskiego, aby zmotywować swoich zawodników?
Pod wieloma względami reżyser jest odpowiedzialny za zespól, za ich morale i zaangażowanie. Nie trzeba było jednak nikogo motywować, wszyscy byli ogromnie oddani sprawie. Jasne było też to, na co się piszemy, jakie wyzwanie stoi przed nami. W związku z tym łatwiej było mi egzekwować rzeczy, które były trudne, bo po prostu byliśmy na nie umówieni. Chwile słabości miewał każdy, czasem też Irek [Ireneusz Czop - przyp. red.], który naprawdę dostał w kość, ale to było tak naturalnym procesem, że nie było to rozpatrywane w kategoriach kłopotu, tylko jakiegoś rodzaju fizycznego wycieńczenia, które wymagało regeneracji do dalszego działania. Wsłuchiwałem się w to wszystko, ale musiałem być konsekwentny i realizować plan. Jakbyśmy za bardzo odpuścili - nic byśmy nie zrobili.
Wspomniał pan o otrzymywanych prognozach. Kto jeszcze pomagał wam przy realizacji filmu? Czy konsultowaliście się z twórcami innych widowisk o górach?
Rozmawialiśmy z Kevinem Macdonaldem, który zrobił Czekając na Joe, bo ten film najbardziej nam pasował, jeśli chodzi o warunki realizacji i prawdę, która w nim jest. Opowiedział nam dużo ciekawych rzeczy i dał do myślenia. Byliśmy w Maso Corto - w regionie alpejskim, gdzie realizowany był Everest. I tam od ludzi, którzy pracowali nad filmem, usłyszeliśmy, jak to było robione. Wiedzieliśmy, że nie będziemy używali green screenów, nie będziemy łączyli tych rzeczywistości tak, jak oni to robili. W zasadzie to tyle, bo tak naprawdę nikt wcześniej nie realizował filmu na taką skalę w takich warunkach. Wielu ludzi podchodziło sceptycznie do pomysłu na realizację naszego projektu, gdy mówiliśmy im, że chcemy robić film wysoko i w trudnych warunkach.
Pokazanie górskich wypraw Berbeki ma w sobie duże pokłady realizmu właśnie dzięki kręceniu filmu w naturalnych warunkach. Jednak odniosłem też wrażenie, że perspektywa bohatera nie jest jedyną w tym filmie. Równie ważna jest perspektywa gór.
To jest historia Berbeki związana z Broad Peakiem, więc jego perspektywa zakłada też obecność gór. Dokumentowaliśmy jego obecność względem tej przestrzeni i pewnego rodzaju symbiozy miedzy bohaterem a przestrzenią. On mierzył się z przeciwnościami i stawał się częścią tej natury, więc tak, to była istotna perspektywa, żeby przez Irka móc poczuć te góry i ich rozmiar.
Polscy filmowcy coraz częściej chcą docierać do międzynarodowej publiczności. Zastanawiam się, czy Broad Peak zainteresuje subskrybentów Netflixa. Czy pana zdaniem jest w tej historii coś uniwersalnego, co stanie się wartością dla widza niezależnie od szerokości geograficznej?
Myślę, że jesteśmy bardzo uniwersalni, bo ta historia buduje jakiś rodzaj metafory i pewnej analogii. Myślę, że to film skierowany nie tylko do miłośników gór. W końcu opowiada o mierzeniu się ze sprawami, które nie dają nam spokoju. Stawia pytanie o to, co znaczy być spełnionym. Czy możemy zostawić jakąś sprawę, która jest dla nas istotna? Podejmuje temat honoru i tego, co on właściwie znaczy. Ta historia jest osadzona w kontekście górskim i Broad Peak pomaga nam ją opowiedzieć, ale potrafię sobie wyobrazić ten sam temat realizowany w każdej innej dziedzinie życia, która dla nas może być ważna. Można spojrzeć na to znacznie szerzej niż tylko przez pryzmat gór.
Na jakie kolejne projekty z pana udziałem możemy liczyć? Podobno szykuje się coś z prozy Harlana Cobena.
O Harlanie Cobenie nic nie wiem. Kończę natomiast zdjęcia i jestem na etapie montażu produkcji Netflixa na podstawie prozy Jakuba Żulczyka pt. Informacja zwrotna. Trwają też rozmowy o innych projektach, których nie mogę niestety ujawnić.
Film vs. rzeczywistość, czyli bracia Berbeka o Broad Peak.
Rodzina Macieja Barbeki udzieliła też bardzo interesującej rozmowy, którą można zobaczyć na kanale Netflixa w serwisie YouTube. Wypowiadają się między innymi o tym, jak film pokazał prawdziwe życie ich rodziny i jak to było brać udział w kręceniu filmu o swoich rodzicach.