Wszystkie Apokalipsy George’a Millera

Jak już zostało wspomniane, George Miller to swego rodzaju fenomen. Jego twórczość trudno w jakikolwiek sposób analizować w ramach kina autorskiego czy chociażby spójności wykreowanego świata. Tyczy się to zarówno przeglądu wszystkich jego filmów, jak i samego "Mad Maxa". Patrząc na filmografię Millera, widzimy pomieszanie z poplątaniem. Po pierwsze, jest tych filmów zdecydowanie za mało jak na 70-letniego twórcę; po drugie, w ogóle nie są do siebie podobne. Oto mamy cztery części "Mad Maxa", z czego tylko trzy powstały w pewnej ciągłości czasowej, potem zaś mamy zarówno świetne "Czarownice z Eastwick", jak i po dwie części dziecięcych opowieści o śwince Babe i przygód animowanych pingwinków w  "Happy Feet". Z której by strony nie patrzeć, nie widać tutaj konsekwencji w doborze repertuaru. Przy okazji warto zdementować pewną plotkę: reżyser nie nakręcił nigdy drugiej części "Niekończącej się opowieści" – chodzi o innego George’a Millera. Czytaj także: Spoilerowa recenzja filmu "Mad Max: Na drodze gniewu" Do dzisiaj najbardziej znanym dziełem, choć nie najbardziej kasowym, pozostanie seria o Mad Maksie, która nie tylko stworzyła z Mela Gibsona gwiazdę, ale również utorowała drogę do masy innych filmów o podobnej tematyce (w wielu z nich zagrał chociażby Kevin Costner). Warto jednak pamiętać, że nawet saga o szalonym Maksie nie jest spójna. Dopiero gdzieś tak od drugiej części odnalazła własną tożsamość, której rozwinięciem jest najnowsza odsłona - "Mad Max: Fury Road". [video-browser playlist="700734" suggest=""]

Szalony i wściekły Max (1979)

Max jest policjantem w Mieście Słońca gdzieś w Australii. Tło historyczne jest tutaj niemal nieważne, zresztą sam reżyser nie tłumaczy, co tak naprawdę się wydarzyło. Na pewno była jakaś katastrofa, ale jaka? Wszystko pozostaje w sferze domysłów. Najważniejszy jest wykreowany świat. A ten, choć teoretycznie przypomina nasz, jest jednocześnie niesamowicie odległy. Niewielkie miasto, dużo betonowych budynków, ale wszystko brudne, przykryte kurzem, pełne brutalności. Najważniejsza jest jednak szosa, która stanowi właściwie symbolikę wszystkiego, co najważniejsze w "Mad Maksie". Równie ważne są tylko pojazdy - czy to motory, czy samochody. Patrząc na świat wykreowany przez Millera, widać niewielki budżet. Zaledwie 400 tysięcy dolarów australijskich nie pozwoliło na efekty specjalne czy wymagające sekwencje. Widać to także w scenografii. Wspomniane już szukanie tożsamości na dobre rozpoczęło się w kontynuacji, gdyż pierwsza część jest od niej diametralnie różna. Swym designem świata przypomina inne podobne dzieło, powstałe zresztą rok wcześniej – "Dawn of the Dead (1978)" George’a Romero. Historia? Jakaś była, do tego mocno standardowa. Oto kochający mąż, czuły ojciec, prawdziwy romantyk, który jest jednocześnie brutalnym gliną strzegącym porządku na szosie w tym zdegenerowanym i opuszczonym przez Boga świecie. Dobry pretekst do pokazania twardego, męskiego bohatera o aparycji młodziutkiego Mela Gibsona. Jak głosi legenda, aktor dostał rolę dlatego, że przyszedł poobijany na casting. [video-browser playlist="699197" suggest=""]

Wojownik szos (1981)

Druga część "Mad Max 2" z to już postapokaliptyczna wizja na całego. Bez niej nie byłoby "Fallouta", "Wasteland" i mnóstwa innych gier pokazujących świat po wojnie. George Miller miał przede wszystkim większy budżet, bo sięgający czterech milionów dolarów, co pozwoliło mu w końcu rozwinąć oryginalny koncept. Wytłumaczono, co się stało z Australią (postawiono na wojnę nuklearną, która wyniszczyła świat), i stworzono sugestywny obraz świata. Wszędzie pustynia, walka o wodę i paliwo, które są największymi skarbami i walutą. Co ważne, to o nie toczą się wszystkie walki. Fabuła przypomina nieco koncept znany z westernów: Max pomaga bronić rafinerii przed atakiem gangu, który chce okraść ją z cennych złóż paliwa. Niby nic wielkiego, ale bądźmy szczerzy - "Mad Max" nigdy nie miał rozwiniętej i zapadającej w pamięć historii. Zawsze chodziło o świat przedstawiony, który robił ogromne wrażenie, oraz dobrą akcję. Opowieści o Maksie to męskie kino w najczystszej postaci. To, co szczególnie się zmieniło (oprócz świata), to przede wszystkim postacie (w maskach, nieco zdeformowane, szalone) oraz pojazdy. Pojawiły się hybrydy różnych maszyn, w niewielkim stopniu przypominające znane wszystkim samochody, a bardziej przywodzące na myśl prace jakiegoś szalonego mechanika tworzącego ze złomu. Co się stało ze światem z pierwszej części? Nie wiadomo. Brak tutaj pełnej spójności, po prostu ewoluował i zdegenerował się jeszcze bardziej. Tę ewolucję widać zresztą w kolejnych częściach. [video-browser playlist="679489" suggest=""]

Kopuła Gromu (1985)

Pod względem świata przedstawionego to znowu ewolucja, ale konceptu znanego z "dwójki". Mamy pustynie, dziwne twory przypominające, a właściwie mające imitować miasta, no i cudaczne pojazdy. Machiny nie są jednak tym razem najważniejsze, bo "Mad Max Beyond Thunderdome" to pójście w stronę Kina Nowej Przygody. Na fali popularność "Indiany Jonesa" Miller spróbował wykorzystać schematy rządzące tym gatunkiem w swojej serii. Mimo że jest tutaj kilka świetnych pomysłów i rozwiązań - jak lepsze przedstawienie świata, pokazanie nieustannej walki o wodę i paliwo, osoby rządzące Kopułą, walka o wpływy, zdeformowane jednostki - to cały film został przyjęty raczej chłodno, co na dłuższy czas wstrzymało powstawanie kolejnych części. Nie jest to jednak film wybitnie zły – po prostu zmieniła się koncepcja. Na szczególną uwagę zasługuje pomysł samej Kopuły Gromu. Stworzenie miejsca przypominającego miasto będące swego rodzaju schronem ludzkości, ogromnym targowiskiem i areną walk w jednym to bardzo dobry pomysł wyjściowy, rozbudowujący oryginalny koncept. Zdeformowane jednostki, walka o wodę i jeszcze bardziej wymyślne machiny znalazły swoją kontynuację także w najnowszej części. Kilka pomysłów można było pominąć, jak cały motyw z dziećmi na pustyni, ale Kino Nowej Przygody rządzi się swoimi prawami. Jakby jednak nie patrzeć, była to dotychczas ostatnia część. [video-browser playlist="700737" suggest=""]

Szybcy i wściekli na drodze gniewu (2015)

I tak minęło 30 lat, a Miller otrzymał na realizację swoich planów 150 milionów dolarów, co pozwoliło mu spełnić mokry sen fanów klimatów postapokaliptycznych. Przy okazji, mając 70 lat na karku, pokazuje, jak się to powinno robić. "Mad Max: Fury Road" to film wyraźnie rozwijający koncept ostatnich dwóch części. Z sequela wzięto gęsty klimat, machiny oraz walkę w pojazdach, z "Kopuły Gromu" zaś - koncept Cytadeli będącej przytułkiem ludzkości. Gdzie reszta miast? Może gdzieś są, ale nie to jest istotne, bo niemal cały film dzieje się na drodze – tej będącej symbolem wyzwolenia i życia. Znowuż woda i paliwo są najważniejsze. W roli Maxa wystąpił Tom Hardy, godnie zastępując Mela Gibsona. Film ze względu na swoją konstrukcję może być traktowany zarówno jako kontynuacja, jak i reboot serii, jest on jednak spójny wizerunkowo z częścią drugą i trzecią, a budżet pozwolił Millerowi pokazać każdy szalony pomysł i akcję, jaką filmowiec sobie wymyślił. [video-browser playlist="700738" suggest=""] Apokalipsa według Millera to brud, pył, kurz, piasek i ryk silników w dziwnych, przebudowanych maszynach. To ciągła walka o wodę i paliwo. To jednocześnie walka o życie i marzenie znalezienia oazy, w której rosną rośliny, a woda nie jest walutą, bogactwem czy symbolem władzy, tylko rzeczą ogólnodostępną. To wreszcie marzenie lepszego jutra, które szybko niknie w spalinach pędzących pojazdów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj