Rezydenci - odcinek 1 - recenzja
A co było dla ciebie najtrudniejsze w tworzeniu tej postaci? Chyba to, by uchwycić tę jego niewinność i empatię. Bo to ma go uczynić wyjątkowym lekarzem. Devon potrafi nawiązać nić porozumienia z każdym pacjentem, przychodzi mu to łatwo, wykazuje przy tym mnóstwo zrozumienia. A otaczają go ludzie, którzy już napatrzyli się na tragedie, którzy widzieli jedną traumę za drugą... Tacy lekarze w pewnym momencie stają się wyprani z tych emocji, które Devonowi jeszcze towarzyszą. Winowajcą jest czas, to czas buduje taki dystans. I jeśli chodzi o Devona, kluczowym dla mnie było pokazać właśnie tę jego niewinność i czystość. On też siłą rzeczy będzie coraz bardziej przyzwyczajał się do tego i jego empatia może tylko słabnąć, na co wpływają kolejne zawodowe i osobiste przeszkody do pokonania. Więc wyzwaniem i tą największą odpowiedzialnością jest dla mnie uchwycenie tego, jaką on naprawdę jest osobą. Nad tym chciałbym nieustannie pracować, zwłaszcza w nowym sezonie. Obecnie mamy wysyp seriali medycznych w telewizji. Jak na ich tle wyróżniają się Rezydenci i czemu Twoim zdaniem tak oddziałują na publiczność? Myślę, że najmocniejszą stroną serialu jest to, że mówi o świecie medycyny bez zbędnego gloryfikowania. Ten świat to świat jednego wielkiego biznesu – tutaj służba zdrowia to biznes, szpitale to biznes... To jest coś o czym wiele seriali po prostu nie mówi. Nasz szpital, Chastain Park Memorial, to placówka z wieloma poważnymi problemami i nie boimy się tego pokazywać. To moim zdaniem najmocniejszy i najbardziej wyróżniający aspekt Rezydentów - bo ten serial nie jest perfekcyjną laurką, nie jest obrazkiem idealnego życia lekarzy... To obraz jednego wielkiego systemu i hierarchii, w którą wpada też sam Devon. Rezydenci silnie rezonują wśród widzów właśnie dlatego, że to serial nieapologetyczny. Nie ucieka od mówienia o rzeczach delikatnych czy kontrowersyjnych - pokazuje je, radząc sobie z tym na swój własny wyjątkowy sposób. Rzeczywiście, serial w dużym stopniu skupia się na biurokracji. Widać to zwłaszcza w pamiętnym odcinku o dostępie do pomocy medycznej bez wykupionego ubezpieczenia... A tak poza Devonem - co ty myślisz o systemie zdrowia w Stanach Zjednoczonych? Służba zdrowia to coś, co powinno być dostępne dla wszystkich. Cieszę się, że nasz serial podkreśla te tematy i pokazuje wyzwania i ograniczenia po obu stronach. Bo - okej - może i moim przekonaniem jest „służba zdrowia dla wszystkich”, ale to nie takie proste. To jeden z tych wątków, o których tutaj mówi się bardzo często. Możliwość dyskutowania o tym w serialach wiąże się z dużą odpowiedzialnością. I kto wie, może kiedyś uda nam się coś w tej kwestii zmienić. Przyglądając się swojej karierze z perspektywy czasu, które ze swoich ról uważasz za najważniejsze? Ja w ogóle jestem szczęściarzem, bo miałem okazję grać bohaterów o bardzo konkretnych profesjach, takich, które definiują, kim ta osoba jest. W filmie The Hundred-Foot Journey grałem Hassana, który poświęcał się tworzeniu restauracji – chyba nigdzie nie nauczyłem się więcej o gotowaniu niż podczas tamtej produkcji. A teraz, w Rezydentach, gram lekarza i mam okazję nauczyć się wiele o medycynie. Dla mnie to duże szczęście i naprawdę jestem wdzięczny za te doświadczenia. Bo miałem okazję być tymi osobami, kształtować ich prawdziwe umiejętności. Te role to prawdzia lekcja i teraz te poszczególne profesje stanowią też w pewnym sensie moją własną historię. Chyba nie mógłbym chcieć czegoś więcej. Jesteś osobą dwukulturową, Amerykaninem, którego rodzice wyemigrowali z Indii. Jak opisałbyś ten fenomen? I co w tobie jest hinduskiego, a co amerykańskiego? Tak, te dwa światy istnieją we mnie, podobnie jak w wielu innych przedstawicielach mojego pokolenia jeśli chodzi o ten kraj. Ja się tu urodziłem, ale czuję w sobie odpowiedzialność za dziedzictwo moich rodziców. To dla mnie pierwszorzędne, naprawdę bardzo ważne - taka świadomość jest przecież kluczowa dla wzrostu naszej społeczności. Ja zostałem wychowany w bardzo amerykański sposób. Jestem Amerykaninem, ale wierzę, że spoczywa na mnie odpowiedzialność za właściwą reprezentację mojej kultury. A do tego nie wystarczy tylko bycie dzieckiem Hindusów – to wymaga nauki i przyswojenia sobie wielu ważnych informacji. Co ciekawe, sam Devon świetnie to uosabia – on śni swój amerykański sen. Pochodzi z Queens, z rodziny imigrantów, bardzo ciężko pracuje na swój sukces, zdobywa najlepsze oceny na uczelni, zostaje lekarzem... To dla niego bycie Amerykaninem, ale jest też przecież Hindusem, więc te dwa światy istnieją w nim jednocześnie. Myślę, że widać to szczególnie w drugim pokoleniu imigrantów. Tak to odbieram. Devon i ja jesteśmy naprawdę bardzo podobni. Co myślisz o tym, że współcześnie coraz częściej obsadza się osoby o innym kolorze skóry w tak dużych rolach jak twoja? To bardzo ważna kwestia, dziękuję za to pytanie. Myślę, że obsadzanie przedstawicieli innych ras, którzy mogą grać główne postaci w znanych produkcjach telewizyjnych, jest superważne. Powinniśmy mieć tę możliwość, by aktywnie reprezentować naszą rasę. Bo wszystkie mniejszości czy społeczności imigrantów składają się z bardzo wielu typów ludzi, którzy zajmują równie wiele różnych pozycji. Tak wygląda świat, w którym żyjemy. Ludzie innych ras doskonalą się w rozmaitych dziedzinach i to powinno być odzwierciedlone w telewizji i filmie. To bardzo ważne także dla kolejnych pokoleń, które mogą wreszcie poczuć, że są sprawiedliwie reprezentowane na ekranach. Ci ludzie tego potrzebują. I obecnie postacie rasy innej niż biała coraz częściej mają szansę otrzymać cechy bohatera, przez swoją siłę czy inteligencję. Sam nazwałbym lekarzy właśnie takimi herosami. O, skoro już o herosach mowa... Czy chciałbyś zagrać w jakimś wielkim blockbusterze o superbohaterach? Takim, jakie obecnie tworzy Marvel? Żartujesz? To jest dokładnie to, co chciałbym zrobić. Myślę, że ta franczyza bardzo potrzebuje odpowiedniej reprezentacji i z całą pewnością bym na to poszedł. Mam nadzieję, że dasz im znać... No pewnie, że dam. [śmiech] No to na zakończenie: możesz zdradzić, co czeka nas w drugiej odsłonie? W dalszym ciągu podejmiemy znane kwestie takie jak rasizm, molestowanie czy wspomniana już biurokracja... Ale wejdziemy także w nowy wątek, pokażemy specyficzny rodzaj przemysłu, o którym ja sam dopiero się uczę - przyznam, że są to rzeczy fascynujące i raczej niewielu widzów w ogóle wpada na to, by o coś takiego pytać. Sezon numer dwa jest ekscytujący, powiedziałbym nawet, że elektryzujący. Wiele będzie się działo w nowych odcinkach: teraz każdy doktor zaczyna odpowiadać sam za siebie. Zwłaszcza Devon, bo nie będzie już dłużej stażystą. Zaczyna brać sprawy w swoje ręce, zajmować się taką medycyną, którą on sam chce praktykować. Jest też oczywiście wystawiony na różne poważne próby. No i poza tym – pojawią się nowe postacie. Mamy Jennę Dewan, która zagra Julian Lynn – za jej sprawą do szpitala zostaną wprowadzone nowe technologie. Ta dziewczyna w pewnym sensie siłą wchodzi w życie Devona – i to zawodowe i osobiste. Powiem tylko, że gdy po raz pierwszy ją pozna, będzie nią bardzo zaintrygowany. Będzie kontrowersyjnie. I czeka nas dużo nowego. Rezydenci - serial można oglądać we wtorki o 21:05 na kanale FOX.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj