Matrix 4 to kontynuacja trylogii, o której można powiedzieć wiele złego. Trzeba jednak przyznać, że nawet po wielu latach filmy te imponują kapitalnie przygotowanymi i nakręconymi scenami walk. To one w dużej mierze stały się wizytówką serii, nadały jej unikalny na hollywoodzkim rynku charakter. Żaden amerykański film nie miał w tamtych latach takich scen starć!  Nadzwyczajnie zrealizowana akcja imponuje w pierwszej części i krytykowanych sequelach. Niestety, takiej akcji nie znajdziemy Matriksie 4. W tym artykule nie będę omawiać Matrixa 4 pod kątem fabularnym. Oczywiście, można dyskutować o tym, czy jest to dobra kontynuacja, ale na to przyjdzie czas w innym artykule. Teraz skupimy się tylko na scenach akcji, które są karygodnie zrealizowane. Tak jakby Wachowski kompletnie zapomniała, co wyróżniało je w pierwszych trzech częściach. Mamy festiwal nudnych, fatalnie nakręconych scen, które nic nie wnoszą, a już na pewno nie imponują. Każda scena walki z filmów Matrix Reaktywacja i Matrix Rewolucje zapada na swój sposób w pamięć; imponuje realizacją, pracą kamery i artystycznym podejściem do wymyślania skomplikowanych choreografii. Matrix 4 jest tego pozbawiony. Prezentuje nam do bólu przeciętne i nudne pojedynki – nawet jak na standardy Hollywood przed erą Johna Wicka. Ten film cierpi straszliwie na brak Yuena Woo Pinga, legendy kina sztuk walki, który zajmował się pełną realizacją pojedynków w trylogii. To jego niezwykły talent do połączenia kung-fu z zasadami wire-fu generowanymi przez świat Matrixa dał coś ponadczasowego. Efekty komputerowe w trylogii starzeją się, ale sceny walk nadal są nadzwyczajne pod kątem jakości, znaczenia dla fabuły i rozwoju bohaterów. W Matrixie 4 takie sceny wydają się złem koniecznym. Widzowie tego oczekiwali, więc trzeba było ich kilka nakręcić. I Lana Wachowski uparła się, że sama je wyreżyseruje. Przez lata zastanawiałem się, czy siostry Wachowskie są jeszcze w stanie wyreżyserować film akcji na poziomie Matrixa. Nowa produkcja nie pozostawia złudzeń: Lana jest po prostu złą reżyserką, która kompletnie nie wie, jak kręcić dobre sceny akcji. Mając Pinga, który doskonale się tym zajął w trylogii, Wachowskie nie musiały robić nic. To też cechuje wielkich reżyserów, którzy mają świadomość, że nie muszą się znać na wszystkim.  Lana Wachowski udowadnia, że nie ma pojęcia, po co w ogóle jej te sceny akcji w filmie, bo nie mają one fabularnego znaczenia. Jest ich do tego tak mało, że w sumie widzieliśmy wszystko w trailerze. Do tego twórczyni zapomniała o wykorzystaniu w nich charakterystycznych zasad Matrixa, jak choćby naginanie zasad grawitacji. To jest jedynie bardzo karkołomnie użyte w scenach strzelanin, a jakościowo nijak się ma do tego, jak dobrze to wyglądało w poprzednich częściach. W paru momentach wykorzystano dziwne spowolniene (choćby sceny ze Smithem), które w zamierzeniu chyba miało być czymś świeżym, a w praktyce jest kolejną niezrozumiałą i nic nie wnoszącą fanaberią. To jest kuriozalne i zarazem karygodne, bo Matrix bez charakterystycznych scen akcji to nie jest Matrix. I nie zmieni tego wciskanie Neo i Trinity do fabuły, historia miłosna czy nowe supermoce.  Widać też brak fantastycznego Billa Pope'a, którego zdjęcia w trylogii zachwycają. Jako operator wiedział, jak pracować z kaskaderami w scenach walk. Niestety, wybranie do ekipy czwórki ludzi, których moglibyśmy podpiąć pod łatę "bezimienni", to zła decyzja. Wychodzi przeciętność i brak wizji. Praca kamery nie jest zainteresowana walczącymi, choreografia Joshuy Grotha jest nudna i pozbawiona pazura, a montaż jest karygodny - zbyt dynamiczny, za szybki, nie daje szansy pokazać umiejętności walczących. Nie ma w tym emocji potęgowanych przez świetną, klimatyczną muzykę. Nawet komiczna walka Neo z agentami Smithami z dwójki wygląda o niebo lepiej niż sceny z Matrixa 4. A starcie Neo z Morfeuszem? Porównajcie je sobie do tego z jedynki. To trochę jak postawienie polskiego Wiedźmina obok... Władcy Pierścieni.  Matrix 4 trudno nazwać filmem akcji, bo każda scena walki wywołuje co najwyżej niesmak. Lana Wachowski aż prosi się o krytykę, bo sama podsuwa nam porównania przez odtwarzanie pewnych schematów. Walka Neo z Morfeuszem, Neo z "nowym" Smithem czy ucieczka motorem ulicami San Francisco (skojarzenie z dwójką) to sceny, które są sztandarowym przykładem wszelkich problemów realizacyjnych Matrixa 4. Po tym filmie nie mam już złudzeń – siostry Wachowskie nigdy już nie nakręcą dobrego filmu. Podkreślę to jeszcze: tak złych scen akcji nie widziałem od lat! A szkoda, bo to właśnie one nadrabiały braki fabularne w poprzednich częściach. I żal mi Keanu Reevesa, który nawet w tych kiepskich scenach pokazuje serce i umiejętności, których kamera nie potrafi pokazać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj