DAWID MUSZYŃSKI: Czy uważacie, że ten serial może wpłynąć na przebieg procesu, który wciąż się toczy w sprawie Ingramów? Czy społeczeństwo zacznie na nich przychylniej patrzyć? SIAN CLIFFORD: Wydaje mi się, że nasz serial ukazuje całą tę historię z zupełnie innej perspektywy. Po obejrzeniu wszystkich trzech odcinków, widz zostaje z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. I o to nam chodziło. Wszyscy postawili krzyżyk na majorze Ingramie i jego żonie. Uznali ich za winnych. My pokazujemy, że jest wiele niewiadomych w tej sprawie i że to wszystko nie jest tak oczywiste, jak niektóre media przedstawiły. Zresztą udało nam się stworzyć naprawdę ciekawą historię, która trzyma w napięciu, a nie jest tylko zapisem dokumentalnym. Wydaje mi się, że dzięki Quiz widzowie podejdą do nich w bardziej ludzki sposób, bo teraz są oni uznawani za potwory. Niektórzy plują w ich kierunku na ulicy, co jest ohydne. Przecież oni nikogo nie zabili. Wygrali milion w programie telewizyjnym w dość dziwnych okolicznościach, ale hejt, jaki się na nich wylał, jest ogromny, jakby nagle okazali się masowymi mordercami. To straszne. Nie wiem, czy nasz serial wpłynie  na proces, ale mam nadzieje, że wpłynie na ludzi. MATTHEW MACFADYEN: Oni cały czas twierdzą, że są niewinni. Walczą w sądzie o swoje dobre imię i milion funtów, który w ich przekonaniu im się należy. To trwa już prawie 20 lat. Czuję w waszym głosie, że nie do końca wierzycie w ich niewinność. Czy to wpływa na to, jak prezentujecie danego bohatera? MATTHEW MACFADYEN: Staramy się być niejednoznaczni. Idziemy scena po scenie, nie zastanawiając się nad tym, jak ten obrazek będzie się prezentować w całości. Poza tym nie ma chyba w serialach tego typu postaci na wskroś dobrych i na wskroś złych. Każdy ma swoje motywacje. Tu mamy rodzinę, która ma bzika na punkcie programu Milionerzy. W serialu nie stawiamy tezy, że byli oni winni albo nie, zostawiamy to do oceny naszym widzom. Serwujemy im fakty. Pokazujemy, jak to wszystko wyglądało, a widz sam musi wyrobić sobie zdanie i zadecydować. SIAN CLIFFORD: Mieliśmy oczywiście problemy z zachowaniem 100% neutralności. Na przykład w scenach, w których nasi bohaterowie siedzą w studio. Musieliśmy stworzyć napiętą atmosferę, która przeniesie się na widzów. Pamiętajmy, że to nie jest dokument, ale trzyodcinkowy serial fabularny. My opowiadamy historię. Staramy się skopiować napięcie, jakie towarzyszyło tym bohaterom i uczestnikom tego odcinka Milionerów. Jeśli obejrzysz taśmy i zobaczysz, jak bardzo były one edytowane przez studio, wtedy faktycznie zaczynasz się zastanawiać, czy opinia publiczna nie została wprowadzona w błąd. Tą sprawą żyła cała Wielka Brytania, ale w Polsce przeszła ona bez większego echa mimo wielkiej popularności Milionerów. Myślicie, że lokalność tej historii będzie miała znaczenie dla widzów? MATTHEW MACFADYEN: Myślę, że ludzie na całym świecie, także w Polsce, zainteresują się naszym serialem ponieważ… nie ma praktycznie żadnych nowych seriali (śmiech). Przez pandemię jesteśmy skazani na sukces. Quiz został świetnie przyjęty w UK, bo ludzie zostali zamknięci w domach i nie mieli co oglądać. Wydaje mi się, że ten system sprawdzi się też w innych krajach (śmiech). SIAN CLIFFORD: Poza tym wszyscy lubią opowieści o wielkich przekrętach. A ten wydarzył się naprawdę i nie ma znaczenia, czy przekręt został dokonany w studio Milionerów, czy na sali sądowej, widz zobaczy, że coś tu się wydarzyło. A wszyscy lubimy takie historie. Do tego wydarzyło się to w programie, który zna cały świat. W Polsce też macie swoją edycję, więc wydaje mi się, że ludzie z samej ciekawości po niego sięgną. To jest także komedia, wystarczy zobaczyć tych bohaterów, którzy są do bólu brytyjscy.  A wy oglądaliście ten odcinek prawdziwych Milionerów? Pamiętacie tamte wydarzenia? SIAN CLIFFORD: Jestem fanką tego programu. Oglądam go od lat z moją rodziną i tak jak Diana, którą gram, zawsze żyłam w przekonaniu, że jakbym już usiadła na tym krześle, to bez problemu wygrałabym milion funtów. Pamiętam, jakim fenomenem był ten program, gdy się pojawił. Wszyscy o nim rozmawiali. Każdy oglądał. Nie pamiętam jednak odcinka, w którym wystąpił ktokolwiek z rodziny Ingramów. MATTHEW MACFADYEN: Też byłem wielkim fanem, ale również nie pamiętam ich odcinka. To zabawne, jak zapominamy o tym, jak bardzo duży wpływ na nasze życie towarzyskie miał ten program. Nagle wszyscy chcieli sprawdzać swoją wiedzę. Dyskutowali na temat pytań. Biegli do domu, by zobaczyć nowy odcinek. Nie było wtedy VOD czy możliwości obejrzenia odcinka online. Musiałeś siedzieć przed telewizorem o wyznaczonej porze, bo jeśli tego nie zrobiłeś, nie było możliwości nadrobienia zaległości. Byliśmy zakładnikami ramówki (śmiech).
materiały prasowe
A pamiętacie to całe zamieszanie wokół programu? MATTHEW MACFADYEN: Jeśli mam być szczery, to nie. Ale to może dlatego, że w większości odbywało się ono na łamach bulwarówek, których nie czytam. Poza tym kilka dni później samoloty pasażerskie uderzyły w wieże World Trade Center i świat zmienił się bezpowrotnie. Nagle takie rzeczy jak małżeństwo, które być może oszukiwało w czasie teleturnieju, przestały być istotne. SIAN CLIFFORD: Ja śledziłam tę sprawę, ale bardzo pobieżnie. Widziałam w prasie ich twarze, gdy wchodzili i wychodzili z sądu. Pamiętam, że sprawa została szybko zakończona, a ich wina ogłoszona publicznie. Dla sądu nie było tu żadnych wątpliwości. Wydaje mi się też, że widziałam dokument o tej sprawie zrealizowany przez Martina Bashira, który miał swoją premierę jakoś dwa tygodnie po zamknięciu przez sąd sprawy. On bardzo ukierunkował opinię w społeczeństwie, przypieczętowując ich winę. Oboje gracie w serialach, które zyskały ogromną popularność, czyli Sukcesja i Współczesna dziewczyna. Czy ma to wpływ podczas wybierania nowych projektów? MATTHEW MACFADYEN: Trudne pytanie. Mnie na pewno daje możliwość wybierania z większej liczby scenariuszy, bo nagle producenci zaczęli mnie bardziej dostrzegać. Jednak proces doboru ról pozostaje ten sam. Czytam scenariusz i sprawdzam, czy w moim przekonaniu uniosę ciężar danej postaci. Czy będę w tej roli przekonujący. Nie będę jednak ukrywać, że jestem teraz trochę rozpieszczony. Jeśli coś nie jest tak wspaniale napisane jak Sukcesja, to patrzę na to mniej przychylnie (śmiech). SIAN CLIFFORD: Zawsze staram się wybierać najlepsze propozycje. Czasem okazują się one sukcesem, a czasem porażką. Nie raz mam tak, że wybieram mniej ciekawy projekt, ale widzę, że mogę się w nim wykazać, trochę rozwinąć. Nie chcę stać w miejscu i wybierać role w produkcjach, które może odniosą nawet sukces, ale będą ode mnie wymagały cały czas takiej samej gry. Aktor musi ryzykować, bo inaczej zacznie się warsztatowo staczać. MATTHEW MACFADYEN: Najgorsze, co może być w tym zawodzie, to zaszufladkowanie. Może to się zdarzyć w każdym momencie. Gdy odnosisz sukces, nagle pojawia się kilkanaście takich samych ról w innych projektach. Jeśli w to wejdziesz, to twoja kariera może się bardzo szybko zakończyć. Zarobisz oczywiście dużo pieniędzy, ale na dłuższą metę więcej stracisz. Twarz masz jedną i jeśli zostanie ona zaszufladkowana, to koniec. Ten serial był kręcony w grudniu zeszłego roku, co wydaje się być wieki temu. Teraz mamy do czynienia z zupełnie nową rzeczywistością. Jak ta pandemia zmieni waszą pracę? MATTHEW MACFADYEN: Nie mam pojęcia. Na razie siedzę w domu. Codziennie pojawiają się jakieś plotki o tym, że jakieś seriale wracają na plan. Do mnie jeszcze nikt w tej sprawie nie dzwonił, nie wiem, jak u ciebie Sian? Powrót na plan wiąże się oczywiście z izolacją grupowa, czyli wszyscy mieszkamy w jednym hotelu bez możliwości wychodzenia pojedynczo na miasto i bez kontaktu z kimś spoza ekipy. Do tego dochodzi cała masa różnego rodzaju restrykcji na planie, które wydają się być pier…ym koszmarem. Jeśli słyszę, że sposób kręcenia wpłynie na historię, które mamy opowiadać, to jest to dla mnie coś niedopuszczalnego. Moim zdaniem trzeba to jakoś inaczej rozwiązać, na przykład przez testowanie wszystkich codziennie. Bo jeśli nie możemy nagrywać takiej Sukcesji w sposób, w jaki została ona oryginalnie napisana, to nie mamy po co wracać na plan. Lepiej poczekać aż sytuacja się ustabilizuje. Nie ma co kręcić na siłę. SIAN CLIFFORD: Do tego wszystkiego dojdą pewnie wyższe koszty ubezpieczenia produkcji, co na pewno odbije się na ich budżetach, a co za tym idzie - na jakości. Zgadzam się z Matthew, nie ma się co śpieszyć. Ja chcę wrócić do pracy, ale nie kosztem czyjegoś życia. MATTHEW MACFADYEN: Zwłaszcza że każde z nas ma w obsadzie kogoś, kto znajduje się w grupie ryzyka. My mieliśmy wrócić na plan kolejnego sezonu Sukcesji w kwietniu, ale to się nie wydarzyło. I moim zdaniem nie ma sensu wracać na siłę tylko po to, by dostać jakiś medal za odwagę. Wolę byśmy te zdjęcia odwlekli w czasie. Nie wiem jednak, na jak długo.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj