Kino i komiks to przyrodnie rodzeństwo zrodzone pod koniec XIX wieku z tego samego ojca, którego możemy nazwać Techniką. Matki są ze sobą spokrewnione, bowiem pochodzą z tej samej rodziny zwanej Sztuką. Film narodził się z Teatru, a komiks z Malarstwa (choć w obu przypadkach podejrzewa się ingerencję Literatury). Ich przeznaczenie jest jednak wspólne – powstały, by opowiadać (wspaniałe) historie i dostarczać nam przyjemności. Za początek historii kina przyjęło się uznawać datę 28 grudnia 1895 roku, kiedy to w podziemiach kawiarni Grand Cafe w Paryżu odbył się pierwszy, płatny, publiczny pokaz filmów nakręconych przez braci Lumière. Dwa miesiące później (16 lutego 1896 r.) Outcault opublikował komiks "The Yellow Kid", co uznawane jest za symboliczne narodziny komiksu. Śledząc rozwój obydwu sztuk, jak i analizując język, kod oraz środki, jakimi się posługuje, dojdziemy do wielu analogii i wzajemnych powiązań między nimi. Pierwszy fabularny filmik braci Lumière (a z racji ich pionierstwa na tym polu - być może pierwszy w historii), czyli "Ogrodnik polany" (1895), był adaptacją krótkiego komiksu prasowego. Wystarczy zresztą spojrzeć na najbardziej popularne i kasowe tytuły ostatnich lat, by przekonać się o silnych związkach między filmem a komiksem.

W związku z niedawną premierą czwartego sezonu The Walking Dead (emisja drugiego odcinka już dziś o 22:00 w FOX) na warsztat dzisiejszej analizy bierzemy właśnie żywe trupy. Spróbuję dokonać porównania między 3 sezonami serialu telewizyjnego a numerami komiksu 1-36, które zostały opublikowane na przestrzeni 3 lat. Skupię się głównie na warstwie wizualnej, bohaterach oraz poszczególnych rozwiązaniach fabularnych. Z racji takiego doboru tematów nieuniknione będzie opisanie niektórych wątków, co niestety wiąże się ze złamaniem internetowego tabu, a więc spoilerowaniem. Postaram się ujawnić jak najmniej, by jak najwięcej pozostawić tym, dla których lektura komiksu czy seans serialu jest jeszcze przyszłą wizualną ucztą. Jednak ostrzegam - rekomenduję lekturę tego artykułu tym, którzy już dobrze znają serię The Walking Dead. Zresztą czy istnieją jeszcze tacy, którzy nie mieli tej przyjemności z żywymi trupami?

[image-browser playlist="587271" suggest=""]
Pierwszym artystą odpowiedzialnym za stronę wizualną komiksu, w tym za szkic, tuszowanie, cieniowanie oraz projekt okładek, był Tony Moore. Przy serii pracował przez pół roku, czyli do numeru 6, a następnie spod jego ręki wychodziły okładki do numeru 24 włącznie. Za swoją pracę został dwukrotnie nominowany do nagrody Eisnera. Choć w perspektywie czasu 6 narysowanych numerów nie wydaje się dużą liczbą, to ogólny wkład Moore’a w stronę wizualną był ogromny. To właśnie on wykreował wizerunek wszystkich najważniejszych bohaterów, czyli Ricka, Lori, Carla, Glenna, Dale’a, Carol i jeszcze kilku innych, dobrze nam znanych postaci. Styl Tony’ego Moore'a jest bardzo drobiazgowy, a jego kreska - miękka, trochę zbliżona do formy kreskówkowej. Niemal każdy kadr posiada rozbudowaną scenografię z licznymi rekwizytami: ulice opustoszałych miast zawalone są śmieciami, w mieszkaniach ściany udekorowane są obrazami, a na posterunku wisi tablica z ogłoszeniami.

[image-browser playlist="587272" suggest=""]

W przypadku zbliżeń na bohaterów prowadzących dialog tło często jest szczegółowe, a kadry wypełnione bielą należą do rzadkości. Moore nawet cieniom postaci i martwych obiektów poświęca uwagę, co należy do rzadkości i często przez innych rysowników jest pomijane. Dzięki tym zabiegom każdy kadr posiada głębię i rozbudowaną perspektywę opartą na wielu odcieniach szarości. Artysta skupia się na postaciach, każdej nadając charakterystyczny wygląd i rozbudowaną mimikę. Bez problemu jesteśmy w stanie odgadnąć, kto znajduje się w kadrze, nawet jeśli przedstawiony jest w planie ogólnym. Również Szwendacze odróżniają się od siebie, a każda rana, zgnilizna czy ubytek cielesny jest zauważalny.

[image-browser playlist="587273" suggest=""]

Po pół roku od premiery komiksu nastąpiła zmiana na stanowisku rysowników. Moore został zastąpiony Charliem Adlardem, który zajął się szkicowaniem i nakładaniem tuszu, a za cieniowanie został odpowiedzialny Cliff Rathburn. Początkowo oboje naśladowali kreskę Moore’a, lecz z każdym kolejnym numerem stopniowo od niej odchodzili, wypracowując swój własny styl. Formę wynikłą z ich współpracy można określić jako surową.

[image-browser playlist="587274" suggest=""]

Scenografia pozbawiona jest szczegółów i jedynie ogólnie zarysowuje miejsce akcji. Artyści skupiają się bardziej na pierwszym planie, nie poszerzając głębi kadrów. Stosują jedynie kilka odcieni szarości, posługując się bardziej cieniowaniem lub rozświetlaniem elementów krajobrazu czy twarzy bohaterów. Odwrotnie niż u Moore’a, tło podczas dialogów jest przeważnie puste. Sami Szwendacze stanowią raczej masę identycznych gnijących zombie, sporadycznie odróżniając się elementami ubioru czy stanem rozkładu. Choć osobiście bardziej podobał mi się styl Tony’ego Moore’a, to muszę przyznać, że praca Adlarda i Ratburna dużo bardziej współgra z klimatem opowieści. Wykreowany przez nich świat jest pustą, zimną i niegościnną krainą po apokalipsie.

[image-browser playlist="587275" suggest=""]

Obie formy sztuki – komiks i film – składają się z identycznych jednostek - kadrów. Filmowcy podczas produkcji bardzo często posługują się formą komiksową zwaną storyboardem. Jest to rysunkowy szkic pozbawiony "dymków", który sporządza się jako graficzną wizualizację przyszłego filmu. W tym przypadku pierwowzór komiksowy bardzo często był wykorzystywany w ten sposób. Wiele scen, szczególnie w pierwszych odcinkach, jest wiernym odzwierciedleniem rysunkowych kadrów.

[image-browser playlist="587276" suggest=""]

Dobrze znany kadr, który był wykorzystywany w wielu materiałach promocyjnych, również pochodzi z komiksu:

[image-browser playlist="587277" suggest=""]

Specyficzny klimat świata "The Walking Dead" poza stylem rysunków podkreślany jest również poprzez grę światła i cienia oraz rozmaitość koloru szarego. Twórcy serialu, co wydaje się oczywistym posunięciem, nie zdecydowali się na kręcenie w czerni i bieli. Zamiast tego posłużono się innymi środkami wyrazu. Świat opanowany przez Szwendaczy jest krainą skrytą w cieniu, a gdy słońce wygląda zza chmur, musi przedzierać się przez gęstwinę zieleni. W przypadku braku naturalnego oświetlenia kolory są pozbawione wyrazistości, niemalże wyblakłe. Gdy pojawiają się promienie słońca, szarość ustępuje, zdominowana przez rozmaite odcienie zieleni. Bardzo często są to barwy dalekie od naturalnych. W tym świecie martwi powracają do życia, co jest zaprzeczeniem odwiecznych praw natury. Równowaga w przyrodzie została zachwiana, a brudna, zgniła zieleń podkreśla to na każdym kroku.

[image-browser playlist="587278" suggest=""]

W swojej książce "Jeśli to fiolet, ktoś umrze. Teoria koloru w filmie" Patti Bellantoni zauważa, że kolory występujące w filmach można w większości podzielić na dwie grupy: te wzbudzające pozytywne reakcje oraz te, które przywołują negatywne odczucia. Choć zielony uznawany jest za kolor nadziei, to poprzez zmianę jego odcienia można wywołać odmienne emocje. W wariancie jasnym i bardzo intensywnym może przywołać skojarzenie z trucizną czy jadem, a w ciemnym i zabrudzonym - z rozkładem i zgnilizną. Jak pisze sama Bellatoni: "W skojarzeniach z ludzkim ciałem, zieleń sugeruje chorobę lub zło". Na koniec tego wątku chciałbym wspomnieć o bardzo ciekawej inicjatywie producentów serialu. W ramach promocji 3. sezonu twórcy postanowili wyemitować powtórki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie forma, w jakiej to uczynili. Dwa poprzednie sezony, niejako w hołdzie komiksowi, zostały wyświetlone w specjalnie przygotowanej wersji czarno-białej.

[image-browser playlist="587279" suggest=""]

Czas przyjrzeć się bohaterom naszego zombie-dramatu, a więc porównać komiksowe pierwowzory i serialowe odpowiedniki.

[image-browser playlist="587280" suggest=""]

Rick

Główny bohater naszej opowieści. Lider, który zajmuje się "stuffem" i radzi sobie z "thingsami". Zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru postać została wiernie przeniesiona z kart komiksu, choć postępowanie i wybory Ricka w komiksie mogą być bardziej kwestionowane pod względem moralnym. W serialu jest typowym amerykańskim bohaterem, który zrobi wszystko, by uratować członków swojej grupy, starając się nikogo nie zostawiać w potrzebie. Natomiast rysunkowy Rick zrobi dokładnie to samo, jednak nie zawaha się poświęcić członków grupy dla dobra większości. Poza Rickiem również kilka innych postaci zostało bardzo wiernie odzwierciedlonych w serialu: Lori jest równie irytująca w każdej wersji, a Glenn trochę ciapowaty w obu wydaniach. Pozwolę sobie nie zapełniać wirtualnej przestrzeni portalu Hatak.pl, by opisywać takich bohaterów, a bardziej skupić się na ciekawych różnicach.

[image-browser playlist="587281" suggest=""]

Shane

W jego przypadku różnica leży głównie w długości życia bohatera, a tym samym możliwości rozwoju postaci. W komiksie Shane umiera w ciągu pół roku i od samego początku prezentuje się jak twardy i bezlitosny facet, któremu nie pasuje powrót przyjaciela. Widać to już w kreacji bohatera, który jest wysoki, barczysty i posiada silnie zarysowaną, wiecznie zaciśniętą w grymasie szczękę. W serialu jego żywot został przedłużony aż do końca 2. sezonu, a zło w postaci dopiero z czasem zaczyna kiełkować (lub dopiero z czasem widzowie to odkrywają). Jesteśmy w stanie prześledzić ewolucję postaci od przyjaciela i side-kicka głównego bohatera do zostania głównym czarnym charakterem sezonu. Motyw metamorfozy Shane, który zabija Otisa, a następnie goli sobie głowę, jest jednym z najlepszych wątków 2. serii.

[image-browser playlist="587282" suggest=""]

Carl

Zasadnicza różnica leży w wieku postaci, bowiem w komiksie jest on kilkuletnim dzieckiem, a sceny z jego udziałem mają na celu rozładować napięcie poprzez komizm sytuacyjny czy dialogowy. Dodatkowo jego rozmowy z Sofią pozwalają nam spojrzeć na apokalipsę zombie oczami dzieci. Natomiast w serialu jest on znacznie starszy, a rzeczywisty upływ czasu ma swoje odbicie w dorastającym aktorze. Ten Carl bardzo szybko przestaje być dzieckiem, a nowy, wspaniały świat zmusza go do zostania młodym, postapokaliptycznym kowbojem z pistoletem ręku. Czy Wam też się wydaje, że twórcy serialu przygotowują go na zastąpienia ojca?

[image-browser playlist="587283" suggest=""]

Dale

Nie, to nie pomyłka. Zdjęcie serialowego Hershela jest tutaj jak najbardziej celowe. Czemu? Zarówno w komiksie, jak i w serialu Dale to typ dobrego wujka. Opiekuje się dziećmi, zawsze służy dobrą radą, jest głosem rozsądku oraz - jak każdy wujek - lubi młode kobiety. W komiksie Dale towarzyszy Rickowi przez cały opisywany okres. W więzieniu wchodzi w skład Rady, bierze pod opiekę bliźniaków (patrz dalej) oraz zamieszkuje jedną z cel razem ze swoją młoda kochanką. Natomiast w serialu umiera pod koniec 2. sezonu, a jego śmierć staje się ważnym punktem zwrotnym w życiu Carla. Uważam, że jego rolę przejmuje właśnie serialowy Hershel, który staje się następnym dobrym wujkiem naszych ocalałych. Jest to naturalna ścieżka rozwoju tego bohatera, gdyż od początku przejawia on szereg cech upodabniających go właśnie do Dale’a.

[image-browser playlist="587284" suggest=""]

Hershel

Komiksowy Hershel musi mieć teksańskie korzenie. To człowiek w średnim wieku, bardzo surowy, konserwatywny, łatwo wpadający w gniew. Posiada liczną rodzinę, 3 synów (Billy, Shawn, Arnold) oraz 4 córki (Maggie, Lacey, Rachel, Susie), które wychowuje twardą ręką. Nieraz zdarzyło mu się w kłótni podnieść ją na swoje dzieci. Od początku nie podoba mu się obecność Ricka i jego grupy, a gdy napięcie między nimi sięga zenitu, nie waha się przystawić szeryfowi lufy do głowy i kazać mu wynosić się z jego ziemi. Diametralną różnicę w kreacji tej postaci można zauważyć, porównując scenę wydostania się Szwendaczy. W serialu dobry wujek Hershel załamuje się, osuwa na kolana i nie bierze udziału w strzelaninie. W komiksie farmer chwyta za broń i nie waha się przed zabiciem swojego przemienionego syna. Tak naprawdę w serialu nie ma postaci, która byłaby podobna do komiksowego Hershela.

[image-browser playlist="587285" suggest=""]

Michonne

Podobnie jak Rick, postać ta została wiernie odzwierciedlona zarówno pod kątem wyglądu, jak i charakteru. Poza jednym, małym, ale niezwykle ciekawym wątkiem. Michonne w komiksie nie jest najlepszego stanu psychicznego. Wiele miesięcy spędzonych samotnie w tym niebezpiecznym świecie odcisnęło na niej swoje piętno. A może jeszcze przed apokalipsą było coś z nią nie tak. Michonne rozmawia na głos sama ze sobą albo z kimś, kogo tylko ona widzi. W każdym razie nie jest całkiem normalna. Ale czy w ogóle któryś z naszych bohaterów jest?

[image-browser playlist="587286" suggest=""]

Carol

W przypadku tej postaci pierwsze, co się rzuca w oczy, to zasadnicza różnica w wyglądzie. Komiksowa Carol jest młodą, zapewne dwudziestoparoletnią matką. Jest atrakcyjną blondynką o której wielu członków grupy rozmyśla po nocach (choćby Glenn czy Billy). Nawiązuje romans z Tyreesem, lecz ich związek kończy się dość burzliwie. Jest kobietą rozchwianą emocjonalnie, która ma duże problemy z adaptacją do nowych warunków. Z kolei w filmie Carol jest dojrzałą kobietą, która z racji krótkiej fryzury jest podejrzewana o skłonności lesbijskie. Mimo zaginięcia córki, a następnie jej śmierci, nie załamuje się i jest jedną z silniejszych psychicznie osób w grupie. Dobrze też radzi sobie z bronią i nieraz bierze udział w aktywnej walce ze Szwendaczami, a ostatnio nawet została nauczycielką przysposobienia obronnego.

[image-browser playlist="587287" suggest=""]

Tyresse

Porównanie tej postaci sprawia trudności, ale jest zarazem intrygujące, gdyż trzeba postawić pytanie: kto w serialu tak naprawdę jest odzwierciedleniem komiksowego Tyreese’a? W oryginale bohater ten dołącza do Ricka zaraz po tym, jak grupa opuszcza obóz w Atlancie. Podróżuje on również ze swoją nastoletnią córką i jej chłopakiem. Tyreese zajmuje miejsce Shane’a jako przyjaciel i prawa ręka Ricka. Ten były gracz footballu amerykańskiego razem ze swoim wiernym młotkiem stoi na pierwszej linii w walce z żywymi... i martwymi. Po śmierci córki przeżywa chwilę załamania, a swój gniew wyładowuje na Ricku. Kłótnia między nimi przeradza się w brutalną bijatykę, która dla obu kończy się dość boleśnie. To właśnie on jest jednym z pomysłodawców odsunięcia Ricka od władzy i utworzenia Rady, w której sam zasiada. Natomiast w serialu postać o imieniu i wyglądzie Tyreese’a pojawia się dopiero w połowie 3. sezonu, a zamiast córki widzimy młodszą siostrę. Jednak postać ta do tej pory nie nawiązała bliższej relacji z Rickiem, a sceny przedstawiające ich współpracę czy rozmowy należą do rzadkości.

Serialowy Tyreese nie charakteryzuje się (jeszcze) najważniejszą cechą, która wyróżnia jego komiksowe wcielenie, czyli głęboką przyjaźnią z Rickiem. Wielu fanów komiksu przez krótki czas emisji 1. sezonu widziała go w T-Dogu, który pod względem wyglądu przypominał Tyreese. Jednak - jak zauważyli to internauci, tworząc zabawne memy - postać ta znajdowała się na obrzeżach wydarzeń serialu. T-Dog rzadko się odzywał, nie brał udziału w procesie decyzyjnym grupy, a mimo postury - nie radził sobie w walce. Również nie łączyła go z Rickiem żadna specjalna więź. Dlatego właśnie postuluję teorię, która zakłada, że najbliższym wcieleniem komiksowego Tyreese’a jest właśnie serialowy Daryl. Towarzyszy on Rickowi od samego początku i jest jednym z najlepszych wojowników w grupie. Ich relacja była dość skomplikowana, z licznymi kłótniami i brakiem zaufania, ale ostatecznie przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. W serialu, jeśli już Rick konsultuje swoje decyzje, to robi to właśnie z Darylem, który zresztą należy obecnie do Rady. Warto również pamiętać o wewnętrznej przemianie, jaką ta postać przeszła w czasie poszukiwań Sofii i jej śmierci oraz dziwnej przyjaźni między nim a Carol. Tak jak Tyreese był znany z używania młotka w walce, tak Daryl jest automatycznie już kojarzony ze sportową kuszą.

[image-browser playlist="587288" suggest=""]

Gubernator

Różnicę widać już na pierwszy rzut oka. Gubernatorowi w komiksie po prostu nie da się zaufać, a jego uśmiech wywołuje ciarki na plecach czytelnika. Pozory wspaniałomyślnego przywódcy udaje mu się zachować jedynie przez dwie strony, by ujawnić się jako sadysta. Jednak w jego szaleństwie potrafimy odnaleźć elementy rozsądku i logiki. Torturuje członków naszej grupy, by dowiedzieć się, skąd przybyli. Gdy odkrywa, że ich kryjówką jest więzienie, od razu postanawia przenieść się do tego bezpiecznego schronienia. Natomiast w serialu Gubernator przez kilka odcinków zachowuje maskę zbawiciela. Jednak już jego postępowanie jest mniej racjonalne, a bardziej powodowane urażoną dumą i kompleksem boga. Sam przecież stwierdza, że nie rozważa przenosin do więzienia, a planuje atak na grupę Ricka, bojąc się o stratę swojej pozycji jako lidera. Dodatkowo jego szaleńczy atak, w którym zabija większość swoich ludzi, wskazuje na poważne zaburzenia.

[image-browser playlist="587289" suggest=""]

Więźniowie

W komiksie było ich jedynie czterech: czarnoskóry, barczysty Dexter; jego drobniejszy partner, Andrew; długowłosy, brodaty Axel oraz oszust podatkowy, Thomas. Początkowo więźniowie byli przyjaźnie nastawieni do gości, częstując ich swoimi zapasami, jednak z czasem relacje między nimi bardzo się popsuły. Thomas okazał się być kimś dużo groźniejszym niż zwykły księgowy, a Dexter zrozumiał, że prędzej czy później Rick zdecyduje się ich pozbyć z więzienia. Razem z Adrew postanowili siłą wyrzucić przybyszy, a nawet udało im się obrócić jednego z członków przeciwko grupie. Jedynie Axel zdołał zyskać zaufanie szeryfa i dołączyć do ocalałych. Wszystkie te motywy stanowiły podstawę dla kilku niesamowitych numerów, a cały wątek trwał blisko rok. Natomiast w komiksie zmarnowano potencjał więźniów, choć była ich aż piątka: latynos Tomas, Axel, Andrew, czarnoskóry Oscar i Big Tiny. Pierwowzoru postaci Thomasa nie otrzymaliśmy, a szkoda, bo jego wątek był jednym z najbardziej dramatycznych w komiksie. Motyw buntowników – w serialu zainicjowany przez Tomasa, do którego oczywiście dołącza Andrew – nie wywołuje takich emocji u widza jak u czytelnika. Dodatkowo z serialowymi więźniami łączy się malutki skandal, gdyż Dextera i Andrew w komiksie łączyły intymne relacje. Choć warto zauważyć, że ten pierwszy raczej był heteroseksualny, w końcu został skazany za morderstwo żony. W serialu wątek homoseksualny został całkowicie pominięty, co wywołało zbulwersowanie i protest środowisk LGBT. Reakcja wydaje się dość nieprzemyślana, gdyż wizerunek tego środowiska chyba zbytnio nie ucierpiał z powodu braku dwóch morderców-gejów, szczególnie że z racji prawdopodobieństwa heteroseksualizmu Dextera utwierdzałby stereotyp relacji więziennych. Ale nie tylko u nas krzyczy się tylko po ty, by było słychać hałas, a nie słowa.

Porównując serial do komiksu, zauważalny jest również brak kilku postaci, które miały znaczący wpływ na życie naszej grupy. Wystarczy chociaż wspomnieć Allena, jego żonę (Donnę) oraz bliźniaczych synów. Ich serialowe odpowiedniki, czyli rodzina Morales, przewinęła się jedynie w tle podczas pierwszych odcinków rozgrywających się w obozie pod Atlantą.

[image-browser playlist="587290" suggest=""]

Kolejną postacią, której brak da się wyczuć, jest Patricia, czyli dziewczyna Otisa. Przysporzyła naszym bohaterom wielu kłopotów z powodu swoje głupoty i łatwowierności. Byłem pewny, że podobna postać nie pojawiła się w serialu, ale powtórny seans 2. sezonu uzmysłowił mi mój błąd. Patricia w tej wersji jest dużo starszą kobietą, żoną Otisa, ale podobnie jak rodzina Morales, stanowi tło dla reszty bohaterów i ginie podczas ataku Szwendaczy na farmę.

[image-browser playlist="587291" suggest=""]

Kiedy porównamy trzy sezony serialu z trzema latami komiksu, zauważymy tożsame wątki, które zostały poprowadzone w podobny, lecz zauważalnie inny sposób. Pierwsze 12 odcinków ukazuje zawiązanie się grupy, konfrontację z Shanem, zmagania z nadchodzącą zimą, pobyt na farmie i odnalezienie więzienia. Kolejne dwa lata to stworzenie bezpiecznego schronienia i pierwsze spotkanie z Gubernatorem. Z kolei pierwszy sezon serialu kończy się wraz z opuszczeniem obozu w Atlancie i pobytem grupy w CDC. Wątek podziemnego laboratorium nie występuje w komiksie i został zapewne dodany przed producentów, by efektownie zakończyć ostatni odcinek. Konfrontacja z Shanem i pobyt na farmie Hershela stanowiły kanwę dla całego kolejnego sezonu, a dopiero ostatni pokazuje pobyt w więzieniu i konfrontację z Gubernatorem. O ile 4. rok komiksu to przygotowania i walka z oddziałami Woodbury, to obecna seria może sięgnąć po dalsze wątki, odkładając na bliżej nieznaną przyszłość powrót Philipa Blake’a. Kolejnym zauważalnym elementem, który różnicuje produkcję telewizyjną od komiksu, jest brutalność. Nie chodzi tutaj bynajmniej o walkę z żywymi trupami, ale o sytuację naszych bohaterów. To, co przydarzyło się Rickowi, Michonne oraz Glennowi w serialowym Woodbury, to dziecina igraszka w porównaniu z piekłem, jakie zgotował im Gubernator w komiksie.

Niemniej nawet w kwestii brutalności odnajdziemy pewien wyjątek. Serialowi producenci złamali pewną niepisaną zasadę - na ekranie zobaczymy, jak pozytywni bohaterowie zabijają żywe trupy, które są dziećmi. Już premiera, w której Rick strzela do małej dziewczynki, wywołała falę krytyki w Ameryce. W kolejnym sezonie twórcy postanowili nie tylko ponownie uśmiercić dziecko, ale wybrali na swoją ofiarę jedną z członkiń grupy Ricka. Widok Sophii wychodzącej ze stodoły Hershela wgniótł mnie w fotel, szczególnie że znając komiks, wydawało mi się, iż nic mnie nie zaskoczy.

I właśnie dzięki tej zabawie wątkami oraz fabułą, dzięki grze między komiksem a serialem, każdy seans The Walking Dead jest szalenie emocjonujący.

Drugi odcinek czwartego sezonu The Walking Dead będzie emitowany na antenie stacji FOX już dziś 21 października o 22.00.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj