Większość studentów przeżywa teraz tak zwaną sesję. Jest to taki moment w akademickim życiu, kiedy wszystko co znane wywraca się do góry nogami, kiedy upadają największe marzenia, ale też są bite rekordy przyjmowania wiedzy. Jednakowoż, większość studentów jest zdania, że gdyby miała dzień, ba, siedem dni więcej na naukę - sesja poszłaby jak z płatka.

I muszę tu studentów ucieszyć. Jest takowa opcja! Otóż wystarczy tylko zgłosić się do projektu "BackStep", przeżyć niemożliwą do przeżycia podróż niebieską kulą... i już można się cieszyć znajomością wszystkich pytań tydzień przed egzaminem.

Ale po kolei.

Coś się rozbiło

Oficjalnie w Roswell w 1947 roku rozbił balon pogodowy. Tak przynajmniej twierdzą władze USA. Jednak wszyscy ludzie na Ziemi, a szczególni fani seriali i filmów science-fiction twierdzą, że toż to żaden balon nie był, tylko NOL (Niezidentyfikowany Obiekt Latający, popularnie zwany UFO). W tym momencie trafiają się spory w interpretacji, co się z tym rozbitym pojazdem i jego pasażerami stało. Niektórzy twierdzą, że kosmici przeżyli, wtopili się w okoliczną ludność, jednocześnie wpadając w krąg tajemnic. Inni są zaś święcie przekonani, że nikt albo nic wypadku nie przeżyło, ale pewne kawałki technologii wpadły w ręce odpowiednich władz. Podążmy tą ścieżką...

Technologia obcych na pewno jest zaawansowana. Tego nie da się ukryć. Znaczy w ujęciu przenośnym tylko, bo faktycznie każda szanująca się władza USA co kadencję musi ukrywać co najmniej jedną taką (jak to znów dowiadujemy się z filmów i seriali). Jak ukrywa, to nie będzie trzymała tego gdzieś po magazynach (jeszcze by się zakurzyło), tylko przekazuje w ręce amerykańskich naukowców (którzy są bliscy potwierdzenia, że między innymi sami istnieją). I ci naukowcy, analizując technikę obcych, rozkładając ją na części pierwsze, mogą, czasem przez przypadek, a czasem zupełnie na serio, stworzyć coś niezwykłego. Jak choćby wehikuł czasu.

[image-browser playlist="605425" suggest=""]

Taki właśnie los spotkał szczątki pojazdu z Roswell. W połączeniu z ludzką wiedzą doprowadziły do powstania wielkiej niebieskiej kuli (to znaczy bryły zbudowanej z pięcio- i sześcioboków foremnych, fachowo zwanej "sphere"), takiej na pół hangaru, gdzieś na pustyni w Nevadzie. Napędzana paliwem obcych mogła wyrwać się z obecnego czasu ("skoczyć") i wylądować w tym odległym o siedem dni wstecz.

Wszystko pod nazwą "Project BackStep".

W tym momencie już widzę radość na twarzy studentów, że nic tylko jechać do Stanów, odnaleźć, cofnąć się i już sesja pięknie zaliczona. Nie tak szybko, moi mili, gdyż jest kilka ale

Podróż w czasie to nie przelewki

Podróż w czasie wygląda mniej więcej tak, że kula, wystrzelona z obecnego czasu, "przebija się" przez kolejne dni tygodnia. Jeśli już napisałem, że przebija, to znaczy musi to robić z wielkimi problemami: przeciążenia (w porównaniu do tego F1 wypada jak spacerek dla niemowlaka) oraz ograniczony dostęp tlenu (w końcu to się w kosmicznej próżni odbywa). Więc, jak dobrze widzicie kochani studenci, byle kto podróżować nie może. Ale nie żebym wam coś umniejszał, oj nie. Tylko chrononauta - tak się nazywa podróżnik w czasie - musi posiadać pewne cechy.

Przede wszystkim powinien być odporny na ból i wytrzymały fizycznie. Do tego najlepiej doświadczenie wojskowe lub w jakiś innych służbach. Oraz, co najważniejsze i chyba najbardziej potrzebne w amerykańskich projektach science-fiction - dzielność oraz zdolność wytrzymania presji ratowania świata co kilka dni. Z uśmiechem na ustach i z głową dumnie podniesioną w górę.

No tak, warunki bardzo wyśrubowane, nawet dla studentów. Ale pocieszę was - człowiek, który jest w tym projekcie chrononautą, to nie ideał. Spełnia w głównej mierze tylko pierwszy postulat, wysokiej tolerancji na ból. No i jest byłym wojskowym. A reszta…

Zresztą, sami go poznajcie.

Frank Parker kłania się nisko…

...przy okazji obmyślając, jaki tu parszywy kawał wyciąć rozmówcy. To znaczy nie, on nie jest żadnym dalekim krewnym Gregory'ego z New Jersey. Tylko od czasu do czasu lubi zachować się niestandardowo. Znaczy częściej niż rzadziej.

[image-browser playlist="605426" suggest=""]©1998 UPN

Frank B. Parker to były wojskowy. Jest rozwiedziony (z tego małżeństwa ma syna). Do programu "BackStep" trafił... wprost ze szpitala psychiatrycznego. W wyniku zdarzeń z czasu działań w Somalii cierpi m.in. na klaustrofobię. Do tego dochodzą też problemy z alkoholem i hazardem.

Przygoda Franka z projektem zaczęła się od zamachu na Biały Dom, w którym zginął prezydent USA. Stali za tym czeczeńscy terroryści. Zapadła decyzja o wykorzystaniu "BackStep" do naprawy sytuacji. Program posiadał już wszystko: całe zaplecze oraz najważniejszy wynalazek, kulę. Brakowało tylko chrononauty.

W ekstremalnym tempie (pamiętajmy, że jest tylko siedem dni, żeby coś zdziałać) wytypowano odpowiednie osoby: zasłużonych wojskowych, dzielnych pilotów. I Franka. Poddani morderczym testom, przebadani pod każdym względem, nie wiedzieli, w co się pakują.

W czasie testów Frank zorientował się, że przy projekcie służy jego przyjaciel z wojska, Craig Donovan (notabene będący cały czas chrononautą zapasowym). W oko Parkerowi wpadła dr Olga Vukavitch, Rosjanka biorąca udział jeszcze przy rosyjskim programie podróży w czasie. Ich związek (znaczy Franka i Olgi, bo ten inny już dawno nie istniał) rozwijał w dosyć zaskakujący sposób… ale nie o tym ma być teraz mowa.

Testy zakończono i najlepszy okazał się Frank. Nie zdając sobie jeszcze sprawy, został zaproszony na spotkanie zespołu odpowiedzialnego za projekt. Tam poznał szefa ekipy, Bradleya Talmadge'a oraz naukowców Isaaca Mentora i Johna Ballarda. Miał też pierwszą (i jak się później okaże, nie ostatnią) scysję z szefem ochrony, Nathanem Ramseyem. Aha, no i bym zapomniał - dowiedział się, czym tak naprawdę był program "BackStep".

[image-browser playlist="605427" suggest=""]©1998 UPN

Z początku Frank nie mógł w to uwierzyć - ale nie było na to czasu. Czym prędzej musiał wsiadać do niebieskiej kuli, wyglądającej niczym pojazd z "Gwiezdnych Wojen". Wiedział, jak ma rozegrać sprawę w przeszłości, do kogo się udać. Ale pytaniem było, czy uda mu się tam dotrzeć?

Hermetycznie zamknięto go w pojeździe, uruchomił systemy, chwycił drążek do sterowania kulą.

I się zaczęło...

Czy po tym fragmencie poglądowym chcecie dalej podróżować w czasie, kochani studenci? Jeśli ciągle uważacie, że to najlepszy sposób na sesję, to czytajcie dalej.

Kiedy kryzys - skaczemy!

Wydawałoby się, że człowiek podróżujący w czasie jest wolny jak ptak. Może udać się do każdej epoki, zmienić co mu się podoba, nawet zdać egzamin na 5!

Niestety, tak dobrze nie jest.

Po pierwsze, wspominane wielokrotnie ograniczenie czasowe do tygodnia. Po drugie, "miła" rola zarządcza władzy nad projektem. Bez ich zgody "skoku" dokonać nie można. Wynika to z faktu, że paliwo (kosmitów) służące do podróży jest w ograniczonej ilości i może być wykorzystywane tylko przy naprawdę ważnych przypadkach. Zabicie prezydenta, zamach terrorystyczny, groźny wirus szalejący po kuli ziemskiej - zdecydowanie bardziej priorytetowe niż sesja. Jednak jak by się dobrze uprzeć, to zawsze w czasie sesji stanie się coś wartego skoku.

Same podróże w czasie to nic przyjemnego, przyznacie. Ale co dopiero zaczyna się dziać, jak coś nie wyjdzie. Śmierć w jej czasie wydaje się, paradoksalnie, czymś zdecydowanie najmniej niebezpiecznym. O wiele gorzej jest, kiedy z czasoprzestrzeni przywlecze się jakiegoś złośliwego stwora, trafi się do innego wymiaru, powieli swą osobę, zamieni się ciałem z papieżem … Frank przeszedł przez to wszystko i strach pomyśleć, co by się stało, gdyby inni chrononauci wkroczyli do akcji. Chyba nie chcielibyście, studenci, żeby w czasie skoku pomyłkowo zwielokrotnić liczbę egzaminów do zdania?

Jednak… jednak jest coś o wiele straszniejszego, niż te wszystkie dziwne anomalie. Coś o wiele gorszego, coś, co ostatecznie zabije waszą nadzieję o łatwej sesji.

Jest to prawda

Tak naprawdę programu BackStep nigdy nie było. Kula nie istniała! I nawet to nie jest manipulacja USA! Czytajcie sami.

Cała ta historia została stworzona na potrzeby amerykańsko-kanadyjskiego serialu Seven Days (nie rogaliki). Produkowany był w latach 1998-2001 przez telewizję UPN. Składał się z 66 odcinków, podzielonych na 3 sezony.

Franka zagrał Jonathan LaPaglia (brat Anthony'ego LaPaglia z Bez śladu). W Olgę Vukavitch wcieliła Justina Vail. Craigiem Donovanem został Don Franklin (znany między innymi z serialu SeaQuest DSV). Bradleya Talmadge'a zagrał Alan Scarfe, naukowców Mentora i Ballarda Norman Lloyd i Sam Whipple, a Ramseya Nick Searcy. W 3 sezonie do obsady dołączył Kevin Christy jako genialny, lecz trochę zakręcony naukowiec, Andrew "Hooter" Owsley.

Produkcja była średnio oceniona przez krytyków, jednak widzowie na całym świecie z zainteresowaniem śledzili perypetie chrononauty Parkera i jego ekipy. W Polsce serial (pod tytułem Seven Days) emitował między innymi Polsat.

Smutne rozwianie nadziei, co studenci moi mili?

Na łez otarcie…

Podróżować w czasie nie możemy - i chyba dobrze. Mogłoby z tego wyniknąć więcej zamieszania niż pożytku. Zwłaszcza, jakby wiele osób zaczęło zmieniać przeszłość. Ale zawsze pozostaje nam możliwość obejrzenia kawału solidnego serialu science-fiction snującego opowieść o tym, jakby to mogło być, gdybyśmy jednak mogli odwiedzać przeszłość.

A tymczasem zapraszam do zdawania sesji normalnymi metodami - pracą oraz nauką. A nuż komuś w czasie czytania jakiejś nudnej lektury, przyjdzie pomysł na prawdziwy wehikuł czasu? Któż to wie…

PS. Ci wszyscy, którzy pamiętali Misję w czasie, dostają piątkę z przedmiotu "Wiedza o serialach". Zapraszam z indeksami albo z tym, do czego wpisujecie oceny. Zaś innych, którzy nie pamiętali, zapraszam w sesji poprawkowej. Z nadrobioną Misją w czasie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj