NetherRealm Studios nie zdecydowało się na kontynuowanie istniejącej numeracji i zamiast Mortal Kombat 12 zapowiedzieli... Mortal Kombat 1. Taki tytuł to oczywiście nie przypadek, bo w ten sposób chcą oni zasygnalizować nowy rozdział w historii serii i reset uniwersum, do którego doprowadził Liu Kang w swojej nowej, boskiej formie. Postawienie na taki nietypowy reboot to ciekawy krok: może on zachęcić zarówno osoby, które stroniły od serii i nie chciały rozpoczynać swojej przygody od jedenastej części, jak i starych wyjadaczy, którzy z chęcią zobaczą, co i jak się zmieniło. A już teraz możemy być pewni, że fabularnych zmian będzie sporo: wystarczy wspomnieć na przykład o tym, ze Sub-Zero i Skorpion są tutaj nie wrogami, a... braćmi. Niestety na szczegóły na temat historii musimy jeszcze poczekać, bo odbywające się w czerwcu zamknięte testy nie oferowały choćby małego wycinka kampanii fabularnej i stawiały jedynie na zmagania z AI lub innymi graczami. Te na szczęście wypadały bardzo solidnie i rozbudziły mój apetyt na więcej.  Tym, o czym warto wspomnieć na samym początku, są wojownicy Kameo, będący zupełnie nową mechaniką. Wybierając naszą postać, musimy wybrać też towarzysza dla niej. Ten drugi bohater nie będzie uczestniczył w starciu przez cały czas, ale możemy przywołać go na arenę przy pomocy jednego przycisku. Co ciekawe, takie wsparcie nie ogranicza się jedynie do pojedynczych ciosów. Sojusznicy mogą na przykład wybić oponenta w powietrze i ułatwić nam podrzucanie go lub wręcz przeciwnie: przyczynić się do przedłużenia rozpoczętej przez nas kombinacji. Nawet w tak niewielkiej i mocno ograniczonej wersji testowej dało się odczuć ogromny potencjał, jaki drzemie w tej mechanice. Mam wrażenie, że w pełnej wersji będzie to dawało ogromne pole do eksperymentowania i jednocześnie wprowadzi dodatkowy pierwiastek nieprzewidywalności, dzięki któremu będzie można zaskakiwać innych graczy.
fot. WBIE
+10 więcej
W MK1 powraca Fatal Blow, czyli wyjątkowo brutalny atak, który można aktywować jednocześnie przy bardzo niskim poziomie zdrowia. W dalszym ciągu działa to na zasadzie wysokiego ryzyka i potencjalnie dużej „nagrody”. Jeżeli uda nam się skutecznie wyprowadzić taki cios, to istnieje szansa na całkowite odwrócenie przebiegu starcia i wygranie rundy, w której teoretycznie byliśmy już skazani na porażkę. Jeżeli jednak chybimy lub oponentowi uda się zablokować atak, to najprawdopodobniej będzie to oznaczać porażkę, bo skończymy odsłonięci i z resztką życia.  W „jedynce” pojawia się także pewna kontrowersyjna zmiana związana z fatality, czyli spektakularnymi i niezwykle brutalnymi ciosami kończącymi, które stały się jedną z wizytówek tej serii. We wcześniejszych odsłonach wymagały one od graczy sporej wprawy i przygotowania. Trzeba było uczyć się skomplikowanych kombinacji przycisków, a także zadbać o wprowadzenie ich w odpowiednim czasie i stojąc we właściwej odległości od przeciwnika. Tutaj z tego zrezygnowano i każda z czterech grywalnych postaci w testach mogła aktywować fatality w banalnie prosty sposób. Wystarczy jedynie nacisnąć dwa przyciski kierunkowe i jeden odpowiedzialny za atak, by pozbawić rywala życia w widowiskowy sposób. Mnie taka decyzja przypadła do gustu, bo dzięki temu nawet kompletni nowicjusze i osoby, które na co dzień nie grają, mogą z tego skorzystać. Rozumiem jednak także i drugą stronę. Weterani mogą być rozczarowani, bo wykonywanie tego typu „finiszerów” świadczyło o umiejętnościach grającego i było wyjątkowo satysfakcjonującą wisienką na torcie po skopaniu tyłka oponentowi.  Cała reszta wypada po prostu świetnie. Każdym z czterech wojowników dostępnych w fazie testowej (Liu Kang, Kenshi, Sub-Zero i Kitana) grało się zupełnie inaczej, a w ich arsenale znalazły się zarówno znajome ataki, jak i zupełnie nowe sztuczki. Do tego wszystkie ich ruchy są bardzo płynne i pięknie animowane. Choć na statycznych screenach nie czuć dużego przeskoku w oprawie graficznej, to jednak we właściwej rozgrywce da się odczuć, że jest to tytuł tworzony z myślą o obecnej generacji konsol (oraz, z jakiegoś powodu, także na Nintendo Switch). Prawdziwą perełką w dalszym ciągu są oczywiście wspomniane przed momentem fatality. Nadal są one nie tylko krwawe, ale też zaskakująco pomysłowe – i właśnie między innymi dlatego cieszę się, że więcej osób będzie mogło ich doświadczyć.  Mortal Kombat 1 – premiera już 19 września. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj