Pierwszy krok w stronę realizmu - nie licząc kilku prób serialowych - uczyniły filmy aktorskie, na czele z "Supermanem" Richarda Donnera i "Batmanem" Tima Burtona. W roku 1978 publiczność rzeczywiście uwierzyła, że Christopher Reeve potrafi latać, a nieco ponad dekadę później zaufała też Michaelowi Keatonowi jako strażnikowi nocnych uliczek. Oglądając filmy Donnera i Burtona dzisiaj trudno jednak się nie uśmiechnąć lub – szczególnie, gdy nie darzy się tych produkcji sentymentem – spojrzeć z politowaniem. To, co kiedyś było dramatyczne, teraz wydaje się być co najwyżej groteskowe.
Superbohaterowie przedstawiani mniej lub bardziej wiarygodnie wciąż się jednak na ekranie pojawiali. W ostatnich latach doszło zaś do rewolucji, za którą odpowiedzialny jest Christopher Nolan, reżyser trylogii o Mrocznym rycerzu. Nolan nie tylko opowiedział na nowo historię Batmana korzystając z dobrodziejstw dzisiejszych technologii, ale uczynił z głównego bohatera człowieka z krwi i kości, a całą opowieść osadził w konwencji jak najbardziej realistycznej. Lub przynajmniej sprawnie nas na ten realizm nabrał, bo przy bliższym przyjrzeniu się akcja filmu z prawami fizyki nie miała często nic wspólnego.
Od czasu filmów Nolana wszystko, co dziś kręci się na podstawie komiksów, jest zatem mroczne i poważne. Zresztą chodzi nie tylko o komiksy. Nawet ostatniego Bonda (swoją drogą to też przecież superbohater) zrealizowano według nolanowskiego wzorca. I choć należą się reżyserowi "Batman: Początek" wielkie brawa, jednocześnie trzeba przyznać, że zastosowanie wspomnianej konwencji w ekranizacji przygód człowieka nietoperza nie było trudne. Gotham City od zawsze słynęło z gęstej, mrocznej atmosfery, a sam Batman to jedyny heros bez żadnych supermocy. Bez magii i latania nietrudno o uzyskanie wrażenia realizmu.
Mroczny i poważny będzie teraz z kolei nowy film o Supermanie. Pytanie, jak tu twórcy sobie poradzą, bo postać Człowieka ze stali jest zupełnym przeciwieństwem Batmana. Swoimi nadludzkimi zdolnościami mógłby obdzielić przecież całą armię bohaterów. Trudno znaleźć u niego też jakąkolwiek skazę, a nadanie mu takowej całkowicie zanegowałoby jego komiksowy charakter - zgodnie z nazwą on jest po prostu "super". To niezniszczalny chodzący ideał, przy czym zupełnie oderwany od człowieczeństwa. W końcu przez kilkadziesiąt lat nie zauważył nawet, że założył bieliznę na spodnie.
Na kartach komiksu Supermanowi zaskakująco łatwo było utrzymać w tajemnicy swoje alter ego, czyli pracującego w Daily Planet dziennikarza Clarka Kenta. Podczas gdy Batman ukrywał się pod maską, a Iron Man zawsze zamknięty był w zbroi (gdzie prawdopodobnie nie mieściło się ego Tony’ego Starka, więc musiał ujawnić swoją prawdziwą tożsamość), Człowiekowi ze stali wystarczyły okulary. Za szkłami był już nie do rozpoznania.
Nie wiadomo póki co, jak ten problem rozwiąże duet Zack Snyder i Christopher Nolan, ale na pewno tę sprawę dobrze przemyśleli. Nawet jeśli zdecydują się na użycie charakterystycznych okularów, ich film mocno wpisze się w dzisiejsze trendy. Nie tylko zresztą dzięki konwencji nolanowskiego pozornego realizmu - grube czarne oprawki nigdy nie były bardziej na czasie.