Mulan to wielka superprodukcja, która mogła i pewnie byłaby hitem kin w 2020 roku, gdyby nie pandemia koronawirusa. Budżet 200 mln dolarów plus miliony wydane na promocję, bo epidemii pojawiła się zasadniczo tuż przed premierą tego widowiska. Disney miał twardy orzech do zgryzienia: czekać i liczyć, że będzie lepiej, czy udostępnić produkcję na VOD? Wybrali opcję pół na pół, która doprowadziła do wściekłości właścicieli kin w wielu krajach. Trudno się dziwić furii kiniarzy, bo jednak obecnie kina przeżywają najcięższy okres od dekad. Nie mogą przetrwać bez wielkich tytułów, a Mulan siłą rzeczy - bez znaczenia na jakość - przyciągnęłaby ludzi przed ekrany. Mieszkańcy USA, Wielkiej Brytanii, Francji i wielu innych krajów nie będą mogli obejrzeć produkcji na wielkim ekranie, mimo że w niektórych kina są otwarte. To problem, bo placówki w tych krajach wkrótce będą odczuwać coraz większe problemy finansowe przez brak atrakcyjnej treści. A można przypuszczać, że sam Tenet, zwiastowany na zbawcę kin, to za mało. My natomiast będziemy mogli obejrzeć Mulan na wielkim ekranie we wrześniu. Właściciel kina we Francji wyraża furię: Mulan w tych miejscach będzie dostępna w formacie PVOD, czyli Premium Video On Demand. Nie jest to nic nowatorskiego, bo wiele portali na świecie i w Polsce operuje tym systemem. Tym razem jednak jest to wielki eksperyment, ponieważ będzie to dodatkowa usługa na platformie SVOD Disney+, opartej na subskrypcji. Amerykanie mają zapłacić za dostęp 29,99 dolarów, co mniej więcej zgrywa się z ceną poprzednich większych filmów dostępnych w PVOD w ostatnich miesiącach. Film będzie dostępny tylko dla subskrybentów, co więcej będzie to wydatek jednorazowy. W standardowej formacie zawsze płacimy za dostęp na 48 godzin, a ceny gorących nowości oscylują w granicach 50-60 złotych. Cena więc zasadniczo nie jest wygórowana, bo spójrzmy na nią z perspektywy kina: najczęściej nie chodzimy do kina sami, więc koszt wypadu choćby we dwoje zawsze jest większy (plus ewentualnie dodatkowe za dojazd i potencjalne przekąski). Gdybyśmy policzyli, ile przeważnie wydajemy na pójście do kina w normalnym okresie, wyszłoby tak naprawdę mniej więcej to samo. Różnica taka, że mamy to w domu i teoretycznie na zawsze - choć to wzbudza kontrowersje, bo to "zawsze" jest pod warunkiem, że będziemy kontynuować odnawianie subskrypcji. Całe zamieszanie o tę sytuację pokazuje, że to może być ekstremalnie ważna premiera dla przyszłości filmów i kina rozumianego jako miejsce. Widzowie od wielu lat apelowali o jakieś rozwiązania w podobnym stylu, bo wielu z nich pomimo chęci nie może udać się do kina w premierowy weekend, bo na przykład mieszka w małych miejscowościach, gdzie nie ma sieci z najnowszymi premierami. Powodów może być o wiele więcej - także finansowych. Dlatego 29,99 dolarów za kupno filmu do obejrzenia w domu może być atrakcyjniejsze niż wydanie większej kwoty na kino. Ten wielki test więc jest szansą na lepszą dostępność legalnych treści dla każdego i stanowczą odpowiedzią na piractwo. Myślę, że skoro można będzie obejrzeć legalnie film w dniu premiery, wiele osób chętnie zakupi dostęp, zamiast ściągać go z torrentów. Pamiętam komentarze w sieci z końcówki 2019 roku i premiery The Mandalorian - każdy otwarcie wyrażał chęć zakupu Disney+ tylko po to, by oglądać od razu nowe odcinki, ale ta możliwość nie była dostępna, więc ot tak ten tytuł z dnia na dzień bił rekordy w zestawieniach najbardziej piraconych seriali. Jasne, zawsze będzie grupa, która wybierze te alternatywne źródła. Niestety premiera głośnego filmu w VOD wiąże się z tym ryzykiem, bo każdy, kto korzysta z internetu, wie, że chwilę później będzie to dostępne wszędzie na nielegalnych streamingach. Wydaje się jednak, że świadomy widz zdaje sobie sprawę, że Hollywood nie podejmuje decyzji ot tak. Konsumenci muszą pokazać Hollywood, że to jest ta droga. Sądzę, że wiele osób wykupi dostęp, ale jest na pewno zbyt wcześnie, by mówić o rewolucji.
fot. Disney
Przede wszystkim cała sytuacja jest nieprzewidywalna i nie do końca miarodajna. Jeśli Mulan sprzeda się znakomicie, czy będzie to znaczyło, że widzowie chcą takiej formy dystrybucji? Jak bardzo będzie miała na to wpływ obecna rzeczywistość i głód głośnych, nowych treści? Nie będzie szans, by to ocenić, bo będą to jedynie dane poglądowe. A przecież do tego dochodzą alternatywne scenariusze: film trafia do VOD z powodu pandemii koronawirusa, która działa tutaj jak miecz obosieczny. Ona doprowadziła do tego, że miliony ludzi na całym świecie straciły pracę, więc potencjalni odbiorcy mogą po prostu nie mieć finansów na taki zakup. Potencjalna klapa takiego eksperymentu też będzie jedynie pozorna. Nie powie jednoznacznie, że PVOD to przyszłość, która obok emisji w kinach może być dobrą, legalną alternatywą dla konsumentów.  Ta decyzja pokazuje jednak znak czasów i przymuszenie Hollywood do adaptacji do nowej rzeczywistości, która nie zniknie zaraz, pomimo tego jak wiele osób może jej zaprzeczać. Disney może mówić, że to jednorazowa akcja, ale trudno to odczytać inaczej niż PR-owy bełkot. Problem może być w tym, że osoby decyzyjne w Hollywood na najwyższym szczeblu w ostatnich latach są znane z tego, że nie wiedzą, jak utrzymać balans. Ich reakcja na zmiany społeczne, rynkowe czy trendy w treściach to zawsze popadanie ze skrajności w skrajność. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby przy potencjalnym gigantycznym sukcesie Mulan, Disney nie ogłosił, że ma w nosie kina, bo dla nich finansowo siłą rzeczy to lepsza wersja. Bez względu na to, ile dokładnie zarobią, to te pieniądze będą dla nich. Wszystkie zestawienia box office z USA i świata są oparte na wynikach sprzedaży biletów. Nigdy ta podana kwota nie idzie w 100% do kieszenie producentów. Wszystko jest zależne od umów dystrybucyjnych z kinami, ale przeważnie w USA to jest 50% ze sprzedaży biletów, a na świecie ten procent jest mniejszy. Disney wrzucający film na platformę za 29,99 dolarów może stworzyć sobie kurnik z kurami znoszącymi złote jajka.  Nawet jeśli Disney pójdzie tą drogą, nie wyrokowałbym końca kina. Musimy zaakceptować, że świat kina nigdy nie będzie taki sam jak przed marcem 2020 roku. Czasy, w których żyjemy są historyczne dla tej gałęzi kultury i zmieni się bardzo wiele. Decyzja Disney+ oraz pierwsza umowa o skróceniu okna wyłączności dla kin z 90 dni do 17 dni to dopiero pierwsze oznaki nowej rzeczywistości. Siłą rzeczy jednak największe blockbustery jak Mulan to zawsze produkcje dla kin i dzięki nim te placówki, nawet jeśli w mniejszej formie, przetrwają ten okres. Nie ma po prostu szans na odtworzenie tej samej atmosfery, emocji i wrażeń, jakie generują seanse w kinie - zwłaszcza największych widowisk. To jest po prostu niemożliwe. A każdy fan MCU powie, że oglądanie Avengers: Koniec gry po raz pierwszy na ekranie laptopa nie odda tego, co się czuło, gdy Kapitan Ameryka krzyknął: Avengers... Assemble! Mulan może być pierwszym krokiem milowym rewolucji współczesnego kina. Przetrze szlaki dla nowych rozwiązań, a reszta dopiero przyjdzie z czasem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj