Wszyscy obejrzeliśmy w życiu przynajmniej kilka złych filmów. Nieudane tytuły od znanych reżyserów zawsze pozostawiają po sobie niesmak. Inaczej jest w przypadku kina klasy B. Tutaj najczęściej twórcy mają świadomość, że to, co tworzą, jest nie dość, że niskobudżetowe, to jeszcze niezbyt dobre pod każdym względem. Mając tę wiedzę, mogą skupić się na zupełnie czym innym. Widz może pójść w ślady reżysera i nastawić się na czystą frajdę z produkcji klasy B. Kino grindhouse’owe, w którym puszczano głównie takie filmy, specjalizowało się w „złym” kinie, dostarczając kinematografii kilka prawdziwych perełek. Wszystko zaczęło się w Ameryce, gdy kina samochodowe cieszyły się swą popularnością. W takich miejscach leciały głównie slashery, horrory oraz kino klasy B. Wiele filmów początkujących reżyserów również zaliczało się do tego grona. Jednym z nich był John Carpenter, który wyniósł kino klasy B na zupełnie nowe, uznane wyżyny. Jego dzieła takie jak np. Christine, Halloween, Coś czy Oni żyją pasują do tego typu kina, jak i do klasyki slasherów. Inni twórcy, jeżeli się nie wychowali na tego rodzaju filmach, często się nimi inspirują. Trudno się im dziwić. Klasyki kina klasy B to przede wszystkim gwarancja niewymagającej, często tandetnej, a jednak przedniej zabawy.
fot. materiały prasowe
W latach 60-90. w USA kina samochodowe zyskiwały na popularności, a kino eksploatacji dominowało na ekranach. Były to zazwyczaj bardzo niskobudżetowe, amatorskie filmy, często kręcone przez początkujących artystów. Charakteryzowały się prymitywnymi tematami, których dotykały, takich jak okrucieństwo, przemoc, krew, seks, pornografia, wynaturzenia oraz zboczenia. Wiele z tych filmów uzyskało miano kultowych, lecz rażąca większość została zapomniana i wrzucona do trędowatego wora. Swój renesans kino grindhouse’owe przeżyło w latach 80., gdy wypożyczalnie VHS zaczęły powszechnie oferować swoje usługi. Młodzi widzowie mieli szanse na znalezienie w sklepowych półkach najbardziej pokręconych, obrzydliwych i śmiesznie brzmiących tytułów, których nikt inny nie znał. Z dzisiejszej perspektywy stare kino klasy B-Z (szczególnie na kasecie VHS) jest znaleziskiem na wagę złota. W czasach efektów cyfrowych własnoręcznie wykonywane scenografie oraz stroje wyglądają jeszcze bardziej egzotycznie. Sama kategoria „złych filmów” jest przeznaczona nie dla każdego. Jednak nawet w największych gniotach czy nieporozumieniach, jakimi często były te filmy z XX wieku można odnaleźć coś nie do podrobienia. Jest to unikalny styl grindhouse’owego klimatu. Pojęcie „Grindhouse” być może kojarzycie dzięki dylogii, jaką stworzył w 2007 roku duet Robert Rodriguez & Quentin Tarantino. Dwóch wielkich reżyserów zdecydowało się uhonorować nurt filmowy, jakim jest grindhouse i stworzyć dwa różne filmy, które będą nawiązywać do samochodowego kina klasy B. Rodriguez swój film pt. Grindhouse: Planet Terror obarczył hektolitrami krwi, kiczu, tandety oraz nieustającej akcji. Symbolem stylu tego filmu stała się bohaterka pojawiająca się na ekranie – kobieta z karabinem maszynowym zamiast nogi. Tarantino zdecydował się na nieco bardziej wyrafinowany, trzymający w napięciu slasher. W Grindhouse: Death Proof mamy zabójcę działającego według schematu, Kaskadera Mike’a, którego kręci rozjeżdżanie swoich dziewczyn samochodem. W obu filmach, które są połączone hasłem Grindhouse oraz sprzedawane jako zestaw, reżyserzy romansują z niechlubnym gatunkiem kina, który uważają za niedoceniony. Stąd dwa przedziwne i z założenia kiepskie filmy, które nie pasują do naszych czasów. Ich dylogia raczej nic nie zmieniła, ponieważ filmy okazały się ogromną klapą finansową. Jednak Tarantino i Rodriguez przypomnieli światu o grindhousie, o którym wydawało się wtedy, że każdy zapomniał.
fot. materiały prasowe
Trudno określić, co dokładnie ciągnie ludzi do tego typu kina. Samo w sobie uznawane za prymitywne, obrzydliwe czy niemoralne powinno odstraszać widzów. Z resztą tak też się dzieje, jednakże nie wszyscy zrezygnowali z oglądania kina klasy B (często nawet klasy Z). Już same tytuły, które często brzmią absurdalnie czy też zabawnie przyciągają do siebie. Do tego dochodzą oldskulowe plakaty, po których doskonale wiemy, czego się spodziewać. Same filmy mają prosty cel: straszyć, bawić, szokować i oburzać. Pierwszy z tych celów, jakim było wywołanie ciarek u widza realizowany w większości filmów kina grindhouse’owego często w dzisiejszych czasach jest odbierany zupełnie inaczej. Stare horrory oraz niskobudżetowe slashery zamiast straszyć, po prostu nas śmieszą. Dobrym przykładem jest film Killer Condom, w którym seryjnym zabójcą staje się… krwiożercza prezerwatywa. To właśnie ta przesadzona tandeta oraz absurd sprawia, że trudno nie być ciekawym, jak film z takim tytułem będzie wyglądać.
fot. materiały prasowe
Kino eksploatacji dzieli się na wiele gatunków. Najpopularniejszy z nich, czyli slasher movie obejmuje całą kategorię filmów o psychopatycznych mordercach. Do tego gatunku należy wiele z najbardziej uznanych horrorów z lat 70. i 80., takich jak Halloween Johna Carpentera, Teksańska masakra piłą mechaniczną czy Piątek 13-go. Te tytuły, znane większości widzom oraz miłośnikom kina grozy, były puszczane w kinach samochodowych i są uznawane dzisiaj za absolutną klasykę. Nieco innym podejściem do kina grozy charakteryzowały się splatter movies, czyli bardzo krwawe horrory. Były one mniej schematyczne niż slashery, w których obowiązywały te same zasady i skupiały się na obrzydliwości obrazu. Za jeden z najważniejszych tytułów tego podgatunku uważa się Krwawe zło. które zszokowało świat na początku lat 80 swoją brutalnością oraz przesadzonym chlapaniem krwią na wszystkie strony. Do tego dochodzą filmy o zombie, które stworzyły swoją własną kategorię, zazwyczaj pokazując bohaterów w sytuacji, w której widzimy ich reakcje oraz próbę przetrwania na dopiero co wybuchającą inwazję zombiaków. Noc żywych trupów z 1968 roku rozpoczęło pewien trend na tworzenie filmów o zombie, który trwa do dzisiaj. Do mroczniejszych zakamarków kina eksploatacji należą mniej znane gatunki jak sexploitation, nazywane inaczej miękkim porno. Połączenie rozrywkowej formy filmu z pornograficznymi elementami szokuje nawet w dzisiejszych czasach, a grindhousowe filmy głownie kierowane były do bardziej odważnej młodzieży. Takie filmy jak „Ostatnia amerykańska dziewica” z 1982 roku dały podwaliny do wielu seks-komedii znanych w dzisiejszych czasach pokroju „American Pie”. Połączenie kina grozy z sexploitation poskutkowało powstaniem kina „rape and revenge”, czyli filmów opartych na motywie gwałtu i zemsty. Szokujące w swoim naturalizmie oraz brutalności filmy rozpowszechniły się dzięki tytułowi „Pluję na twój grób” z 1978 roku, w którym jako jednym z pierwszych mogliśmy oglądać brutalną scenę gwałtu oraz jeszcze brutalniejsze sceny zemsty bohaterki, którą spotkała krzywda. Jak bardzo wpływowe dla kina były filmy z tego gatunku pokazuje tegoroczny faworyt w wyścigu o Oscary, „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, który czerpie inspiracje właśnie z kina gwałtu i zemsty. Do najdziwniejszych grindhouse’owych gatunków wpisują się filmy należące do nurtu „nazi expoitation”, czyli filmy o nazistach wykorzystujących więźniów obozów koncentracyjnych czy kino kanibalistyczne. Do przedstawicieli tych gatunków należą takie tytuły jak Elza – wilczyca z SS czy Nadzy i rozszarpani, jednak nie znalazły one uznania. Ten ostatni z nich uchodzi natomiast za jeden z najbardziej niemoralnych i obrzydliwych filmów świata, w którym reżyser przekroczył wszelkie granice, chociażby zabijając zwierzęta na planie.
fot. materiały prasowe
Tym, co inspiruje twórców najbardziej w grindhouse’owym nurcie, jest przede wszystkim niskobudżetowość produkcji. Każdy z początkujących reżyserów, który marzy o nakręceniu swojego pierwszego filmu, docenia obrazy realizowane przy bardzo niskich kosztach. Mało popularny debiut samego Petera Jacksona (twórcy Powrotu Króla, który jest jednym ze zdobywców największej ilości Oscarów w historii kina) był typowym kinem klasy B lub niżej, wpasowującym się w trendy grindhouse’u. Zły smak jest naprawdę w złym smaku, chociaż nawet w tym absurdzie tkwi szczypta tandetnej magii. Zdecydowana większość debiutów reżyserskich jest realizowana właśnie w ten sposób. Nie każdy reżyser debiutuje filmem z aktorską śmietanką oraz wygrywa od razu Oscary jak Damien Chazelle i jego Whiplash. Kino klasy B rządzi się swoimi własnymi prawami, a jego kiepska jakość jest często przez twórców eksponowana. Najsłynniejszym studiem filmowym, specjalizującym się w tworzeniu celowo fatalnych jakościowo filmów jest Troma Entertainment. Studio filmowe, założone przez dwóch studentów Uniwersytetu Yale’a zyskało sławę dzięki produkcji „Toksyczny mściciel”, która została okrzyknięta klasyką oraz symbolem kina klasy B. Troma specjalizowała się w tworzeniu filmów eksploatacji jak najmniejszym kosztem. Do ról zatrudniani byli amatorzy, a krwawe efekty specjalne były tworem kreatywności twórców. Za miażdżoną głowę służył melon, wnętrzności robiono się z pomalowanego spaghetti bądź papieru toaletowego i tym podobne. Obok „Toksycznego mściciela” do najpopularniejszych filmów Tromy należą: Napromieniowana klasa, Tromeo i Julia, Nazistowcy surferzy muszą umrzeć czy Combat Shock.
fot. materiały prasowe
Studio Troma wniosło do świata kina wiele z najbardziej abstrakcyjnych, absurdalnych i zabawnych tytułów wszechczasów. Wyżej wspomniani Nazistowcy surferzy muszą umrzeć czy Killer Condom to przykłady filmów, których nie trzeba oglądać, żeby wiedzieć, o czym będą. Mimo tego tak zakręcone nazwy filmów aż się proszą o luźny seans ze znajomymi i wielkim zapasem dystansu. Do medalistów najśmieszniejszych tytułów warto dodać Zmotoryzowane laski w krainie zombich czy Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów. Poza murami Tromy kino grindhouse’owe obfitowało w równie mocne, przyciągające uwagę tytuły. „Hollywoodzkie dziwki uzbrojone w piły mechaniczne” łączą w sobie slasher z kinem sexploitation oraz nie należą nawet do najgorszych filmów, których nie da się oglądać tak jak np. wyżej wspomniana „Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów”. Podobnie jak w Bad Taste, slashery były łączone nawet z gatunkiem sci-fi. „Obcy – 8. pasażer Nostromo” jest tego przykładem. O wiele bardziej zaś pasującym do śmiesznych tytułów slasherem sci-fi, wywołującym śmiech na samą myśl jest piękny/śmieszny wizualnie film z 1988 roku pt. Mordercze klowny z kosmosu. Tytuł inspirowany najgorszym filmem wszech czasów, „Planem 9 z kosmosu” pokazuje, że zabijać może wszystko (obok kondoma oraz „Bloba”), a niektóre slashery mają po prostu śmieszyć i nabijać się z tego gatunku. Współcześnie również nie brakuje śmiesznych tytułów wśród kina klasy B - Rekinado, Zombiebobry czy najnowszy Cowgirls vs. Pterodactyls. Jednak nie mają w sobie ani klimatu, ani humoru, przez co stają się po prostu największymi gniotami. Nie można odmówić kinu klasy B ogromnego wpływu na kształt dzisiejszej kinematografii. Wielu z reżyserów czerpało z niego garściami, a niektórzy, tak jak Tarantino, wykorzystali potencjał kiczu, tworząc współczesne arcydzieła. Są też reżyserzy jak np. Quentin Dupieux, którzy jawnie próbują tworzyć takie kino w dzisiejszych czasach. Patrząc, jakie poruszenie wywołała jego Mordercza opona w 2010 roku można wywnioskować, że mają swoje powody. Siadając jednak do tego rodzaju kina, trzeba się uzbroić w ogromny dystans do odpalanego przez siebie tytułu. Cały urok tych filmów tkwi właśnie w tej tandecie, której ludzie się tak boją. Niepotrzebnie, ponieważ zły seans może okazać się udanym, jeżeli sami na to pozwolimy. Natomiast odkrywanie kolejnych absurdalnych tytułów czy filmów z epoki kina samochodowego może wciągnąć nas na maxa. Kino klasy B jest bodajże nie tylko kopalnią horrorowatych klasyków kina, lecz także przepisem na pełen frajdy seans filmowy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj