Dekady mijają, a seriale, które bawiły nas przed laty wciąż zdają się zabawne i lepsze od tych bieżących. Oto więc przegląd najlepszych komediowych seriali lat 80. Niektóre z nich poznawaliśmy nieomal na bieżąco, inne docierały do nas z opóźnieniem. Staraliśmy się wybrać tu najlepsze z tych, które trafiły na polskie ekrany, bo przecież i tak nie wszystkie u nas w ogóle pokazywano. Wybierzmy się więc w ten weekend w nostalgiczną przejażdżkę po dawnych żartach:
Benny Hill
(1969-1989)
To w zasadzie poza konkurencją, ale musiałem wymienić na początek. Kawałki z „Benny'ego Hilla” były dla nas symbolem zachodniej rozrywki. Prostej i śmiesznej. Fascynującej w swym slapstickowym charakterze. A pamiętacie gdzie, je widzieliśmy po raz pierwszy? To był obowiązkowy fragment kończący magazyn „Bliżej świata” w latach 1988-91, program nadawany w TVP, gdzie co tydzień demonstrowano nam co ciekawsze rzeczy z telewizji z całego świata. I Benny był zawsze. I był najciekawszy.
Taxi
(1978-1983)
Na poważnie o latach 80. zacznijmy od serialu, który zaczął się jeszcze w poprzedniej dekadzie, ale na początku to w osiemdziesiątych latach święcił triumfy. Codzienne życie nowojorskiej bazy taksówek – bardzo fajny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Do Polski ten serial trafił znacznie później, ale możecie go również kojarzyć z kina – pojawia się w filmie „Człowiek z księżyca”, biografii Andy'ego Kaufmana, który był jedną z gwiazd tego sitcomu. Inne Danny'ego DeVito, Christophera Lloyda czy Jude'a Hirscha też powinniście kojarzyć. Ten ostatni właśnie wrócił do telewizji w serialu „Forever”. A „Taxi” w swoim czasie doceniono 4 Złotymi Globami i 17 nagrodami Emmy.
Zdrówko
(1982-1993)
Jedenaście lat z życia pewnego baru w Bostonie to absolutna klasyka amerykańskiej rozrywki. Do nas ten serial trafił znacznie później, ale i tak kojarzą go wszyscy fani dobrej komedii. Obyczajowy humor najwyższej klasy. 6 Złotych Globów i 28 Emmy robią wrażenie. A kiedy po jedenastu latach skończyli jeden z bywalców baru przeniósł się do Seattle i tak się zaczął sitcom „Frasier”.
Czarna żmija
(1982-1989)
Mimo, iż to wcześniejszy serial my w Polsce poznaliśmy Rowana Atkinsona najpierw jako „Jasia Fasolę”, a dopiero potem jako kolejne pokolenia wrednego angielskiego rodu. Nic dziwnego ta wcześniejsza produkcja (również firmowana przez duet Atkinson/Curtis) jest mniej uniwersalna i wymaga (dla zrozumienia wszystkich aluzji i dowcipów) znajomości brytyjskiej historii i literatury. Ale niewątpliwie to rzecz zabawna, czy wręcz w pewnych kręgach kultowa.
Webster
(1983-1989)
Sitcom z zacięciem pedagogicznym i przesłaniem. Oto państwo Papadopolis adoptują małego uroczego czarnego chłopca. Oni czarni nie są. Jak zmienia się ich codzienne życie, postrzeganie świata i hierarchia wartości – to naprawdę zabawna i mądra opowieść. Tym zabawniejsza i mądrzejsza, że mały Webster to właściwie geniusz.
Bill Cosby Show
(1984-1992)
Niezależnie od dzisiejszych naprawdę poważnych kłopotów tytułowej gwiazdy tego serialu nie można pominąć tej produkcji w zestawieniu. Pogodna opowieść o wychowywaniu gromadki dzieci przez wyluzowanego (acz stanowczego, gdy trzeba) pana Huxtable'a było żelaznym punktem cotygodniowego programu telewizyjnego i w amerykańskich i w polskich domach. Serial zdobył 3 Złote Globy i 6 Emmy.
Złotka
(1985-1992)
Cztery starsze panie, które pozostawiwszy za sobą panów (poumierali albo się rozwiedli) teraz wspólnie mieszkają w Miami. Sitcom raczej geriatryczny, ale nie zmienia to faktu, że żarty były pierwszej świeżości i oglądali to z radością i starzy i młodzi. A przy tym trzeba przyznać, że przez te lata bardziej się już nie zestarzał. Tradycyjna aneks nagrodowy – 4 Złote Globy i 11 Emmy.
Alf
(1986-1990)
Amerykańska rodzina jest w stanie znieść wszystko. To nauka, którą możemy wyciągnąć z wielu filmów i seriali telewizyjnych. W tym znosi obecność sarkastycznego kosmity, który wciąż ma ochotę zjeść ich kota. Sitcom bardzo w Polsce popularny – dla nas fantastyką był nie tylko kosmita, ale i poziom życia rodziny Tannerów. Tak czy owak – Alf był zabawny, popularny więc doczekał się również kreskówki czy komiksu (wydawanego także po polsku).
Świat według Bundych
(1987-1997)
Kto wie czy Polsat byłby dziś taką potęgą, gdyby na początku swego nadawania nie kupili praw do tego serialu. Po dziesiątkach sitcomów pełnych sympatycznych i grzecznych amerykańskich rodzin tu dostaliśmy ich całkowite zaprzeczenie. Rodzina, która się nie cierpi i przy każdej okazji robi sobie przykrości. Polscy widzowie kupili ich natychmiast i do dziś wspominają z rozrzewnieniem. W najważniejszych nagrodach telewizyjnych Bundym nigdy się nie udało – jak w życiu. A Frank Sinatra, dzięki umieszczeniu w czołówce jego piosenki, zyskał jeszcze jeden wielki przebój.
Pełna chata
(1987-1995)
Samotny ojciec wychowuje trzy córki z pomocą dwóch innych mężczyzn. Jak na dzisiejsze standardy brzmi niebezpieczne? W latach osiemdziesiątych na szczęście świat był trochę mniej uprzedzony i dzięki temu dostaliśmy sitcom, który bawił nas przez lata. A świat poznał bliźniaczki Olsen, które na zmianę grały najmłodszą z córek. Aktualnie powstaje dla Netfliksa kontynuacja tej opowieści.
Cudowne lata
(1988-1993)
Serial bazujący na nostalgii za dawnymi czasami. I dziś po latach już on sam jest w sobie nostalgicznym wspomnieniem. Ot, tak kręci się ten świat. A że zrobiony był naprawdę świetnie to 1 Złoty Glob i 3 Emmy jego twórcy do dziś mają na swych półkach.
Roseanne
(1988-1997)
Tym serialem zakończmy, bo już nawet on powinien być raczej zaliczony do lat 90. Gorzka acz nadzwyczaj zabawna opowieść o biednej amerykańskiej rodzinie, która jednak jakoś z uśmiechem idzie przez życie. 3 Złote Globy i 5 Emmy, ale jak już mówiłem to raczej już kwestia kolejnej dekady. Ważne, że tu zaczęła się wielka popularność zarówno tytułowej Roseanne Barr, jak i Johna Goodmana. W zasadzie można tu też znaleźć prapoczątki dzisiejszej „Teorii Wielkiego Podrywu”, ale to już inna opowieść.
PS. Oczywiście wybór jest subiektywny więc zapraszamy do uzupełniania i podważania w komentarzach.