W wieku 11 lat przyszły szwedzki aktor posadzony został przez swojego ojca przed telewizorem. Rodziciel nakazał mu obejrzeć "Komediantów", klasyczne arcydzieło Marcela Carné. Młody Stellan zachwycił się historią paryskich artystów, zakochał w filmowej heroinie granej przez francuską aktorkę Arletty, przede wszystkim jednak poczuł głód aktorstwa – zauroczony kreacją Jean-Louise Barraulta po raz pierwszy pomyślał, że chce wykonywać właśnie ten zawód. Nie przypuszczał wówczas, że już za kilka lat stanie się idolem szwedzkich nastolatek za sprawą tytułowej roli w telewizyjnym serialu młodzieżowym pt. "Bombi Bitt och jag" (1968). Na potrzeby tej produkcji nagrał nawet piosenkę – to jedna z nielicznych artystycznych aktywności, której do dziś się wstydzi. Sława spadła na młodego Stellana nagle, a tłumy szalejących na jego punkcie dziewcząt mogły łatwo przewrócić chłopcu w głowie. Na szczęście rodzice przyszłego aktora przytomnie nauczyli syna oddzielać życie prywatne od świata mediów i tabloidów. Tylko dzięki temu z dziecięcej gwiazdy Stellan Skarsgård mógł wyrosnąć na dojrzałego artystę. Kiedy kilkanaście lat później jego talentem zachwycił się cały świat, aktor miał już za sobą spore doświadczenie, przede wszystkim teatralne – przez 16 lat grywał bowiem na deskach Królewskiego Teatru Dramatycznego w Sztokholmie. Status gwiazdy we własnym kraju osiągnął dzięki roli w filmie "Prostoduszny morderca" Hansa Alfredsona (1982). Zwrócił wówczas na siebie uwagę także zagranicznego świata filmowego – za kreację Svena otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Już wtedy upomniało się o niego zawsze czujne Hollywood – wystąpił w telewizyjnym dramacie "Noon Wine" Michaela Fieldsa, a następnie otrzymał drugoplanowe rólki w "Nieznośnej lekkości bytu" Philipa Kaufmana oraz hitowym "Polowaniu na Czerwony Październik" Johna McTiernana.

Prawdziwie międzynarodową sławę przyniosła mu jednak dopiero następna dekada. Dzięki roli Jana, ukochanego głównej bohaterki w głośnym dziele Larsa von Triera "Przełamując fale", drzwi amerykańskich wytwórni stanęły przed nim otworem, a propozycje posypały się jak z rękawa. W ciągu następnych dwóch lat aktor zagrał u największych: Gusa van Santa ("Buntownik z wyboru"), Stevena Spielberga ("Amistad"), Johna Frankenheimera ("Ronin"). W amerykańskiej prasie licznie pojawiały się wywiady z "największym szwedzkim aktorem w Hollywood od czasów Grety Garbo". Skarsgård dał się w nich poznać jako rozmówca inteligentny, elokwentny, bezpośredni, człowiek niepokorny, o jasno sprecyzowanych, liberalnych i nie zawsze popularnych poglądach. Nie miał problemu z przyznaniem, że jest ateistą, i krytykowaniem niektórych zasad wielkich religii. Wprost opowiadał również o tym, że niestraszne są mu sceny rozbierane, gdyż nagość zawsze była dlań czymś naturalnym, a temat seksu w jego rodzinie poruszano bez skrępowania. Nigdy też nie poddał się kultowi ciała wyćwiczonego, a wręcz przeciwnie – uważał, że nadmierne skupienie na wyglądzie zewnętrznym przeszkadza w wiarygodnym kreowaniu postaci. Jednocześnie jednak bardzo wyraźnie zaznaczał w relacjach z mediami granice swojej prywatności – pewnych tematów, zwłaszcza tych dotyczących przyjaciół i rodziny, nie poruszał nigdy. Często natomiast podkreślał, że kręcąc filmy poza rodzinną Szwecją, ogromnie tęskni za żoną i dziećmi, dlatego też zdarzało mu się finansować wycieczki do Stanów sporym grupom krewnych.

Z niezwykłym ciepłem o Stellanie Skarsgårdzie wypowiadają się współpracujący z nim aktorzy, którzy przyznają, że na planie stanowi on rodzaj skały: psychicznej, emocjonalnej podpory dla reszty ekipy. Aktorskie małżeństwo – Jennifer Connelly i Paul Bettany – na jego cześć nazwało nawet swego pierworodnego syna Stellan. Sam Skarsgård wielokrotnie w rozmowach z dziennikarzami podkreśla, że najważniejsza jest dla niego przyjacielsko-rodzinna atmosfera na planie. Uważa również, że aktor musi zawsze wznieść się ponad swoje ego, film jest bowiem dobrem wspólnym, wartością nadrzędną.

Skarsgård to artysta "intuicyjny", przykładający ogromną wagę do kontaktu z partnerem. Najistotniejsza jest dlań żywa reakcja na to, co robi w danym momencie aktor stojący naprzeciwko. Przychodzenie na plan z dopieszczoną pod każdym względem, wyćwiczoną przed lustrem kreacją uważa za technikę błędną i śmieszną. Bardzo ceni sobie możliwość improwizacji, najlepiej pracuje mu się z tymi reżyserami, którzy są otwarci na propozycje. Spontanicznie dodaje wiele od siebie, rozbudowuje dialogi, psychologię i motywacje swoich bohaterów. Rolę profesora Lambeau w "Buntowniku z wyboru" rozwinął tak bardzo, że producenci postanowili umieścić jego nazwisko na oficjalnych plakatach i w trailerach filmu. Trwająca już prawie 20 lat współpraca Skarsgårda z reżyserem Larsem von Trierem mogła rozwinąć się dopiero wówczas, kiedy ten drugi pozbył się swojej obsesji kontrolowania wszystkiego na planie, otworzył się na aktorów i zaczął eksperymentować. Dziś Skarsgård jest nie tylko jednym z ulubionych aktorów duńskiego twórcy, ale także jego bliskim przyjacielem, a w pewnym sensie – najlepszym agentem od PR-u. Bardzo często bowiem w wywiadach opowiada, jak ciepłym i sympatycznym człowiekiem jest Lars von Trier. Zapewnia również, że powszechnie panująca wizja Triera-despoty jest całkowicie błędna. Odważnie za to przyznaje, że takim tyranem chcącym bezwzględnie i totalnie kontrolować swoich współpracowników był wielbiony przez Szwedów Ingmar Bergman.

Oprócz duetu Trier-Skarsgård szwedzki aktor tworzy udany artystyczny tandem także z innym skandynawskim reżyserem – Norwegiem Hansem Petterem Molandem. Dzięki temu pierwszemu Skarsgård często kręci w Danii, a za sprawą drugiego – w Norwegii. Jednocześnie regularnie pojawia się w produkcjach amerykańskich. Paradoksalnie najrzadziej dziś występuje w rodzinnej Szwecji. Tak naprawdę jednak kraj produkcji filmu nie ma dla niego większego znaczenia – jak sam przyznaje, liczą się jedynie: ciekawy scenariusz, towarzystwo na planie i osoba reżysera.

Choć od kilkunastu lat Stellan Skarsgård grywa w kilku filmach rocznie, a jego filmografia jest naprawdę bogata, można odnieść wrażenie, że to ciągle aktor trochę niedoceniany (zwłaszcza w Hollywood), znany przede wszystkim z drugiego planu. Chciałoby się powiedzieć: "taki szwedzki Stanley Tucci". Zapewne do takiego stanu rzeczy przyczynia się jego – dość specyficzna i daleka od dzisiejszego kanonu piękna – uroda oraz niejednoznaczny "urok psychopaty". Predestynują go one przede wszystkim do ról bądź to ciepłych, lekko nierozgarniętych intelektualistów (seria Thor), bądź doskonale maskujących się szaleńców (Dziewczyna z tatuażem Davida Finchera). Być może jednak sytuacja ta niedługo się zmieni za sprawą dwóch ostatnich jego filmów. W mającej premierę na przełomie 2013 i 2014 roku "Nimfomance" Larsa von Triera Skarsgård gra Seligmana – jedną z dwóch głównych postaci, stanowiącą swoiste alter ego samego reżysera. Na dniach natomiast do polskich kin wejdzie czwarte wspólne dzieło szwedzkiego aktora i Hansa Pettera Molanda – kryminał Obywatel roku, w którym Nils (o twarzy Skarsgårda) wplątany zostaje w mafijne porachunki. Może więc wkrótce i hollywoodzcy twórcy przypomną sobie, że swego czasu talentem i charakterystyczną fizycznością aktora zachwycał się sam sławny amerykański krytyk Roger Ebert, a wtedy propozycje świetnie napisanych głównych ról posypią się jak z rękawa… Fani talentu aktora na pewno nie mieliby nic przeciwko temu.



[image-browser playlist="584009" suggest=""]
Obywatel roku do polskich kin trafi w piątek 16 maja.





To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj