Do polskiej premiery gry jeszcze daleka droga (10 marca). Nie mogąc się doczekać, postanowiłem sięgnąć po import i jest. Już mam. Na mojej PlayStation 4 jedyną i ciągle uruchamianą w tej chwili grą jest NieR: Automata.  Z 2B i 9S, czyli parą androidów, która została wysłana na Ziemię, aby walczyć z mechanicznym najeźdźcą z kosmosu, spędziłem dobre kilka godzin. Za mało, aby pisać recenzję, ale myślę, że wystarczająco dużo, aby przybliżyć Wam, jak się w grze poruszać i jak się ona prezentuje w wydaniu finalnym. Spokojnie, nie będę psuć Wam zabawy i oszczędzę spojlerów, abyście sami w marcu mogli przeżyć przygodę, którą ja już od jakiegoś czasu się delektuje. Przygodę z grą tak naprawdę zaczynamy po upływie około godzinki rozgrywki. Opuszczę początkowy fragment, bo tak naprawdę jest to ten sam materiał, z którym zetknęliśmy się w wersji demonstracyjnej, którą udostępniono kilka tygodni temu. Owe demo w finalnej wersji gry jest nieco rozszerzone, dłuższe, ale w dużej mierze, początek pokrywa się z tym, co już znamy. Dlatego ten fragment pozwoliłem sobie opuścić i przejść dalej, gdzie jest zdecydowanie ciekawiej. Wtedy dopiero zaczyna się gra. Na skutego tego, co wydarzyło się po zakończeniu wersji demo (czego oczywiście nie zdradzę) 2B zaczyna niejako od zera. Budzimy się w Bunkrze, czyli swoistym centrum dowodzenia sił YoRHa, gdzie zostaje nam przydzielony partner – jak nietrudno się domyślić, jest nim android 9S i otrzymujemy kolejne zdanie. Rzeczony Bunkier znajduje się gdzieś w kosmosie. W Bunkrze zaznajamiamy się ze wszystkimi tajnikami gry, kiedy już czujemy, że wiemy tyle, aby nie zginąć od razu, ruszamy na Ziemię, realizować cele, które zleca nam dowodząca Bunkrem. Pierwszy kontakt z Ziemią robi oszałamiające wrażenie. Stykamy się z surową rzeczywistością, w której na powierzchni planety jest niewielu przedstawicieli ludzkiej rasy, a ci, których spotykamy na swej drodze, chowają się przed mechanicznymi zabójcami. Ziemia w niczym nie przypomina tego, co znajduje się za oknem każdego z nas. Miasta wyglądają jak po wojnie. Budynki i mosty zniszczone. Coś, co jeszcze przed wojną z robotami stanowiło wielkie centrum życia i kultury, w NieR: Automata jest tylko straszącym szkieletem, konstrukcją, z której sterczą stalowe powyginane kikuty i betonowe resztki.  Ale i tam znajduje się życie. Ziemia po wojnie rozrasta się tak, jak natura tego chce. Trawy i łąki zastąpiły ulice i chodniki, drzewa niepielęgnowane przez człowieka rozrastają się do olbrzymich rozmiarów – i co mnie zaskoczyło – zwierzyna. Występuje ona w skupiskach po kilka, kilkanaście sztuk. Nie stanowi zagrożenia, no chyba że sami najpierw ją zaatakujemy. Taka możliwość jest, bo w ten sposób pozyskujemy materiały potrzebne do wytwarzania przedmiotów w grze. Można też łowić ryby. Próbowałem, nic nie złapałem. Czytaj także: Polski Serial Cleaner trafi także na konsole Podziwiając świat gry, trafimy także na pustynię, gdzie rozgrywa się jedna z misji fabularnych, jaką mam już za sobą oraz do siedziby Ruchu Oporu. To skupisko ludzkie ale i też androidów, gdzie możemy dokonać zakupów czy też udoskonalić swoją postać oraz towarzyszącego nam Poda (tego małego robocika, który koło nas lata cały czas). Tam też otrzymujemy zadania poboczne. Dotychczas zrealizowałem dwa: oba polegały na zbieractwie. Dzięki nim możemy poznać kolejne tereny lokacji, a i przy okazji uzyskać kilka bonifikat, jak np. dodatkowe chipy do udoskonalenia postaci czy też ekstra fundusze, które zawsze się przydadzą.
fot. Square Enix
+8 więcej
Pozytywnym zaskoczeniem dla mnie jest aspekt online. W NieR: Automata jak w każdej grze możemy ponieść śmierć. Tutaj jednak nie zaczyny wyłącznie od ostatniego checkpointu, ale również z lekko uszczuploną wersją postaci od tej, którą graliśmy zanim ponieśliśmy śmierć. Coś jak wersja 1.1 przed śmiercią i wersja 1.0 po zgonie. Szybko ten stan rzeczy możemy zmienić, ale najpierw musimy dotrzeć do miejsca, w którym znajduje się ciało naszego androida i pozyskać z niego wszystkie elementy. Zresztą podobnie wygląda to w przypadku, gdy na swej drodze napotkamy ciała androidów należące do innych graczy – rzeczony aspekt interakcji sieciowej. Wówczas mamy trzy warianty do wyboru. Zostawiamy znalezionego androida w miejscu i nic z nim nie robimy, ale co jest bardziej korzystne, modlimy się za niego i przywołujemy lub pozyskujemy części oraz chipy. W tym drugim przypadku przywołany android przez jakiś czas nam towarzyszy, w kolejnym oprócz pozyskania nowych przedmiotów dostajemy też walutę i uzupełniamy pasek zdrowia bohaterki. W kwestii zróżnicowania lokacji mogę powiedzieć, że nie widziałem wiele, ale to, co zobaczyłem, pozwala mi snuć domysły, że świat przedstawiony w grze będzie się różnił od siebie i to znacznie. Co z pewnością jest na korzyść gry. Oprawa graficzna wygląda bardzo dobrze, na razie dominują odcienie szarości i brązu, ale są też barwniejsze elementy. Oprawa muzyczna też jest przyjemna dla ucha. NieR: Automata stawia na rozwój postaci, który nie jest szczególnie skomplikowany. Wykonując zadania i walcząc z robotami, zdobywamy poziom doświadczenia bohaterki. Im wyższy, tym lepiej i lepszy sprzęt możemy instalować do naszego androida. Tak, "instalować" to słowo klucz, bo tutaj korzystamy z chipów, które kupimy albo znajdziemy. Miejsce na chipy w 2B nie jest bez końca, zatem często należy bawić się w ich ustawianie. Natomiast w sklepach można – za niemałą gotówkę – kupić dodatkowe sloty. Tutaj gracz ma wolną rękę, co i jak chce rozdysponować, a raz użyty chip można wycofać i ponownie użyć. Gra preferuje dowolność, lecz dla leniwych są też opcje automatyczne ukierunkowane na style gry: zbalansowany, agresywny i defensywny. Wówczas to konsola za nas podejmuje decyzje, które chipy są istotne, a które nie. Czytaj także: Solidna oferta Microsoftu. Poznajcie Games with Gold na marzec NieR: Automata oferuje otwarty świat, który zdaje się nie mieć końca. Te kilka godzin, które spędziłem z produkcją, pokazują, że ten tytuł to gra na wiele, wiele godzin. Z pewnością jest to produkcja, którą warto rozważyć na premierę, szczególnie dla fanów gatunku RPG, którzy cenią sobie ciekawe podejście do rozgrywki (zmiana położenia kamery, interesujące rozwiązania itp.). Ja wiem jedno, na horyzoncie nie widzę żadnej gry, która odciągnie mnie od NieR: Automata w najbliższych tygodniach. No może poza Mass Effect: Andromeda, ale to się jeszcze okaże. Macie pytania? Śmiało zadawajcie je w komentarzach, postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości. A jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda świat gry po demie, stosowny materiał wideo znajdziecie w tym miejscu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj