Octopus Film Festival odbył się w 2020 roku po raz trzeci. Edycja wyjątkowa jak samo wydarzenie, bo tym razem industrialny wystrój otoczenia, gdzie prezentowano filmy, zdobiły stojaki z płynami do dezynfekcji.
Pandemia koronawirusa przyczyniła się do odwołania wszystkich gorących premier kinowych. Wymusiła też na organizatorach imprez masowych zmianę terminu planowanych przez nich wydarzeń lub przeprowadzenie ich pod warunkiem przestrzegania obostrzeń sanitarnych. Nie wszyscy przystali na drugą opcję i woleli poszukać nowych dat w kalendarzu, ale znaleźli się także ludzie odważni, którzy przystąpili do organizacji swoich wydarzeń. Należy pamiętać, że choć wirus wcale nie jest w odwrocie i wciąż jest niebezpieczny, to jednak trzeba również dbać o własne samopoczucie, dotykając normalności. Okazją ku temu okazał się Octopus Film Festival, którego organizatorzy nie przestraszyli się wirusa.
Octopus Film Festival jest wydarzeniem, które dwukrotnie dało się poznać jako festiwal nietypowy. Bardzo często w kontekście tej imprezy pojawiają się podobne określenia: wyjątkowy, nieokrzesany, szalony. Przede wszystkim jednak organizatorzy stawiają na obcowanie z kinem gatunkowym w sposób inny od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni jako widzowie. W 2020 roku na 3. edycji zaprezentowano kilka kinowych premier w Polsce oraz klasyki, które zawsze dobrze jest móc sobie przypomnieć (lub zobaczyć po raz pierwszy) na dużym ekranie. Wszystko to w industrialnym otoczeniu Stoczni Gdańskiej, ale też w wielu innych miejscach na mapie miasta. W takim klimacie każdy serwowany kąsek smakował jeszcze lepiej, także dzięki pragnieniu nasilonemu przez pandemię i zamknięcie kin. Przynajmniej na czas trwania festiwalu udało się oderwać od platform streamingowych i spędzić chwile przed dużym ekranem w towarzystwie innych osób.
Pandemiczne zagrożenie nie spowodowało, że nagle spora część widzów zaniechała pielęgnowania swojej miłości do kina. Chcących poczuć to na nowo lub w zupełnie inny sposób niż do tej pory nie brakowało. Karnety rozeszły się bardzo szybko i na większości seansów trudno było o wolne miejsca. Ktoś może zapytać o zdrowy rozsądek uczestników, którzy siłą rzeczy zwiększali swoje szanse na zarażenie koronawirusem. Organizatorzy Octopusa zadbali jednak o odpowiednie rozstawienie krzesełek oraz leżaków, aby pomiędzy uczestnikami był zachowany dystans. Poustawiano także płyny do dezynfekcji w kluczowych miejscach. Na samych filmach trudno było też dostrzec osoby bez maseczek.
Czy było czuć jakiekolwiek zmiany wpływające negatywnie na doznania z festiwalu? Odpowiem szybko: nie. Octopus, prócz interesujących filmów w programie, zapewnia też niezwykłe warunki obcowania z X Muzą. W tym roku widzowie w industrialnym otoczeniu mogli podziwiać Komando z lektorem na żywo w postaci Piotra Cyrwusa. Arnold Schwarzenegger pojawił się na festiwalu dwukrotnie, bo także przy okazji pokazów Predatora w miejscu wystylizowanym na dżunglę. Furorę robił pokaz Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii Roberta Eggersa - w lesie przy drewnianej chatce i w towarzystwie... kozy oraz nagiej kobiety tańczącej w blasku księżyca.
W tym roku odbył się po raz pierwszy Konkurs Główny, gdzie zaprezentowano dziewięć bardzo interesujących przedstawicieli kina gatunkowego z całego świata. Wymienić należy poruszający wątki emancypacyjne film Niedosyt (rozrywający dosłownie gardło), Nocną jazdę łączącą kino noir z dramatem społecznym oraz VHYes, bardzo ciekawy filmowy eksperyment, parodiujący programy z ery kaset wideo. Do tego kina plenerowe w otoczeniu statków, neonów lub samochodów. W tym roku zapanowała moda na kino samochodowe, co jest oczywiście pokłosiem koronawirusa. Sam nie miałem okazji wjechać tam swoim autem, ale przez chwilę obserwowałem z boku i choć wrażeń uczestników przekazać nie mogę, to na pewno na plus zasługuje dobór repertuaru. Takie filmy jak Action U.S.A. oraz Powrót żywych trupów.
Octopus jest także festiwalem, na którym można nieźle się wystraszyć. Ponieważ nie jestem wielkim fanem horrorów, kupowałem przed filmem złocisty napój, żeby nabrać nieco więcej odwagi. Włoski horror Gniazdo nie był może zbyt udaną próbą wyrwania się z klisz i nie zawsze inspiracje między innymi Osadą M. Night Shyamalana, dawały spodziewany skutek. Za to Relikt okazał się być bardzo pomysłowym horrorem dotykającym jednego z największych ludzkich strachów - lęku przed starością odbierającą autonomię własnych myśli.
To nie koniec atrakcji, bo na tegorocznym festiwalu także odbył się cykl Malinobranie, nad którym pieczę sprawuje Michał Oleszczyk. W tych właśnie klimatach (widocznych na powyższych zdjęciach) widzowie raczeni byli bardzo, ale to bardzo złymi filmami. Ale dzięki temu tak chętnie oglądanymi, bo dobrane zostały takie produkcje, które potrafiły wywołać wiele różnych reakcji.
Dyrektorzy festiwalu, Grzegorz Fortuna i Krystian Kujda, wykonali kawał świetnej pracy i warto to podkreślić zwłaszcza teraz, kiedy wciąż znajdujemy się w tak trudnej sytuacji. Odpowiedzieli na oczekiwania widowni i znowu udało im się zaprezentować bardzo ciekawe tytuły i zaprosić interesujących gości (głównie w formie online). Mimo trudności z tym związanych, także ta edycja zostanie zapamiętana jako kapitalny tydzień filmowych emocji, spotkań ze znajomymi i żywych dyskusji. Celowo nawet pomijam kilka niedociągnięć podczas seansów, kiedy to zacinały się projektory lub zdarzały się inne wpadki techniczne. Szybko reagowano, proponowano też zawsze rozsądne rozwiązania. Wciąż jednak wpisywało się to w klimat wydarzenia, a uczestniczy zaraz o nich zapominali. Pomagało wypite wcześniej piwo, paczka znajomych siedząca obok i dobór filmów, które swoim tonem zachęcały do dobrych nastrojów.