„Dobry wieczór Panie i Panowie. Nazywam się Orson Welles. Jestem aktorem. Jestem pisarzem. Jestem producentem. Jestem reżyserem. Jestem magikiem. Występuję na scenie i w radiu. Dlaczego jest tak wiele mnie, a tak mało was?”
Orson Welles. Niewiele jest nazwisk w historii kinematografii wywołujących równie silne emocje wśród widzów, krytyków i artystów. Legenda wielkiego (dosłownie i w przenośni) innowatora kina sytuuje go w jednym szeregu z takimi znakomitościami jak Marlon Brando czy Stanley Kubrick. I podobnie jak oni, nie daje on o sobie zapomnieć. Kilka tygodni temu świat obiegła wiadomość, że Netflix, coraz śmielej poczynający sobie na rynku kina festiwalowego, postanowił wyłożyć pieniądze i objąć pieczę nad procesem rewitalizacji i przedstawienia szerokiej publiczności ostatniego, niedokończonego projektu Wellesa The Other Side of the Wind. Film, wokół którego narosła już prawie mityczna aura, powstawał w latach 1970-1976 tylko po to, by w wyniku sporów własnościowych wylądować na czterdzieści lat w producenckich sejfach. I chociaż historia walki o „uwolnienie” tego obrazu jest fascynująca sama w sobie, to jeszcze większe zdumienie może budzić życie jego autora, które obfitowało w nieukończone lub porzucone przedsięwzięcia przeplatane prawdziwymi arcydziełami kina.
Citizen Kane zna każdy. Właściwie jest on swego rodzaju papierkiem lakmusowym determinującym gust i wiedzę filmową. Ale kariera i dorobek Wellesa to pięć dekad naznaczonych artystycznymi sukcesami i komercyjnymi porażkami. Pół wieku zmagań „geniusza kina” z filisterstwem studiów, producentów i różnej maści mecenasów. Można nieomal stwierdzić, że każdy zrealizowany przez niego film szedł w parze z zamysłem, który w wyniku różnych perturbacji nigdy nie ujrzał światła dziennego. Jego reżyserski dorobek to kilkanaście pełnometrażowych produkcji. Podstawowe umiejętności z zakresu arytmetyki wystarczą nam, żeby uświadomić sobie, co straciliśmy.
„Byłem szczególnie rozpieszczany jako dziecko, bo wszyscy mówili mi – od momentu gdy byłem w stanie zrozumieć – że jestem absolutnie wspaniały i nie usłyszałem nic negatywnego przez lata. Nie miałem pojęcia, co mnie czeka.”
George Orson Welles przyszedł na świat szóstego maja 1915 roku w mieście Kenosha w stanie Wisconsin. Jego ojciec był wziętym wynalazcą, który w wyniku sprzedaży jednego ze swych patentów stał się majętnym człowiekiem. Matka natomiast, uznana pianistka, udzielała się politycznie w lokalnym środowisku. Miał starszego brata, Richarda, który jest dość enigmatyczną postacią i wiadomo o nim jedynie, że musiał być hospitalizowany w zakładzie psychiatrycznym. Dzieciństwo Wellesa miało specyficzny charakter. Rodzice należeli do miejscowej elity, dom był areną regularnych spotkań śmietanki towarzyskiej i intelektualnej. Młody Orson już od maleńkości wykazywał niezwykłe predyspozycje. Były one dodatkowo wzmacniane szczególną filozofią państwa Welles, którzy wymagali od dzieci umiejętności wzbudzania zainteresowania zaproszonych dorosłych. Orson, przejawiający talent retoryczny oraz niezwykłą jak na kilkulatka erudycję, nauczył się dodatkowo prezentowania sztuczek magicznych; wszystko, aby zaskarbić sobie przychylność otoczenia. Niedługo potem nastąpiły burzliwe turbulencje w jego życiu. Gdy miał cztery lata, jego rodzice rozwiedli się. Matka zmarła pięć lat później, a ojciec (z którym mieszkał po jej śmierci) zmagający się od lat z alkoholizmem odszedł w 1930 roku. Piętnastoletni Orson trafił pod opiekę nieco ekscentrycznego przyjaciela rodziny doktora Maurice’a Bernsteina. Już jako nastolatek charakteryzował się nadwagą i problemami zdrowotnymi. Stronił od sportu, realizując swe pasje w szkolnym teatrze. Jego oczywiste talenty artystyczne spowodowały, że został umieszczony w szkole dla wybitnie uzdolnionych dzieci. W wieku szesnastu lat otrzymał list intencyjny z Uniwersytetu Harvarda, ale zamiast rozpocząć naukę, zdecydował się na podróż po Europie.
„Chcę uchylić publiczności jedynie rąbek tajemnicy na temat sceny. Nic ponadto. Daj im za dużo, a nic nie wniosą od siebie. Daj im ledwie sugestię, a będą pracować z tobą. To nadaje sens teatrowi: kiedy staje się wydarzeniem społecznym.”
W 1931 roku, w wieku szesnastu lat, podając się za osiemnastolatka i gwiazdę Broadwayu przebywającą na wakacjach, nakłonił dyrektora Gate Theatre w Dublinie do powierzenia mu roli w inscenizacji Żyda Sussa Liona Feuchtwangera. Reżyser przyznawał potem, że nie dał się nabrać na kłamstwa nastolatka, ale występ podczas przesłuchania, niezaprzeczalny talent i pasja przekonały go do obsadzenia młokosa. Po debiucie Welles powrócił do Stanów. Korzystając z pomocy swych opiekunów dostał angaż w nowojorskiej grupie teatralnej. Kolejne sukcesy sprawiły, że zwrócił na siebie uwagę Johna Housemana, który w 1935 roku zaprosił go do przyłączenia się do Federal Theatre Project, inicjatywy będącej pokłosiem Nowego Ładu Roosevelta, mającej na celu stworzenie miejsc pracy dla bezrobotnych w wyniku kryzysu artystów. Po dwóch latach Houseman wraz z Wellesem zerwali współpracę z FTP i wspólnie założyli Mercury Theatre. Już w okresie teatralnym dał o sobie znać szczególny sentyment, ale też metafizyczna więź łącząca młodego adepta teatru z najwybitniejszym dramaturgiem wszech czasów. Dwie inscenizacje utworów Szekspira wywindowały Wellesa na szczyty popularności, czego odzwierciedleniem była obecność na okładce słynnego magazynu „TIME”. Najpierw zaszokował widzów wystawieniem Makbeta z udziałem czarnoskórych aktorów (w ogromnej zresztą większości – amatorów) i przemieszczeniem akcji z posępnej Szkocji na gorące Haiti. Spektakl, który przeszedł do historii jako Voodoo Macbeth zrobił furorę swoją żywiołowością oraz nowatorskim podejściem do światła, muzyki i interpretacji dzieła. W ramach działalności Mercury Theatre powstał też Cezar. Akcja dramatu została przeniesiona ze starożytnego Rzymu do współczesnych Włoch. Przekaz i charakter przedstawienia miały wydźwięk antyfaszystowski i pokazały lewicowe inklinacje Wellesa.
Oprócz kariery scenicznej występował również regularnie na antenie radiowej. Należy pamiętać, iż w epoce sprzed ery telewizyjnej radio było fenomenem porównywalnym z dzisiejszym społecznym oddziaływaniem Internetu. Orson miał szczególne kompetencje w tym kierunku z uwagi na swój niski, głęboki głos, którym uwodził słuchaczy. W okresie od 1936 do 1940 roku współpracował z CBS Radio. Największym jego sukcesem było obrosłe już legendą słuchowisko Wojna światów na podstawie prozy H. G. Wellsa. Słynna audycja ukazała się w przeddzień Halloween 1938 roku. Welles zaaranżował koncept inwazji obcych na Ziemię jako typowy serwis informacyjny. Choć na początku programu pojawiły się informacje o fikcyjnym charakterze widowiska, to trwające godzinę przedstawienie przyciągnęło widzów, którzy włączali się w trakcie jego trwania, nie zdając sobie sprawy z charakteru audycji. Gazety, które ukazały się następnego dnia, donosiły o wielu przypadkach paniki, a nawet zawałach serca wywołanych szokiem związanym z atakiem obcych. Kluczowy dla efektu, który Welles wywołał wśród odbiorców, był fakt, że zmierzch lat trzydziestych to okres wszechobecnego militaryzmu, który uczynił społeczeństwo szczególnie wrażliwym na możliwość wybuchu wojny. Jednak współczesne badania i analizy dotyczące okoliczności tych wydarzeń wskazują raczej na typową dla prasy pogoń za sensacją. O ile słuchowisko wywołało niepokój, to panika była raczej przez lata utrwalanym wymysłem. Niemniej, konsekwencje tego swoistego wybryku dotknęły Wellesa. Zmuszony był publicznie przeprosić Amerykanów za swoją artystyczną prowokację. Ale były też przyjemniejsze aspekty tej sytuacji. Swój wzrok na Nowy Jork zwróciło Hollywood. Łasa na ogólnonarodowe sławy Fabryka Snów zapragnęła mieć „cudowne dziecko” u siebie.
„Myślę, że artysta zawsze powinien być o krok przed swoimi czasami.”
Welles dostał propozycję z kilku wytwórni, ale dopiero bezprecedensowa oferta z RKO Pictures przekonała go do podpisania kontraktu – 150 tysięcy dolarów za realizację dwóch filmów było niezwykłą gażą dla zupełnego debiutanta. Rewolucyjne było jednak pozostawienie w procesie twórczym ogromnej swobody młodemu artyście. Nie była to zupełna wolność (jak często się przedstawia), ale najistotniejsze okazało się utrzymanie w rękach Wellesa decydującego wpływu na postprodukcję i montaż filmu. Te warunki to rezultat objęcia rządów w RKO przez George’a Schaefera. Ambicją nowego prezesa było przekształcenie studia, znanego między innymi z gatunku screwball comedy oraz komercyjnego hitu lat trzydziestych King Kong, w kolebkę oryginalniejszych, bardziej ambitnych pomysłów. Przyciągnięcie nowych, świeżych nazwisk było ku temu pierwszym krokiem. Niepokorny dwudziestopięciolatek, który poruszył amerykańskie społeczeństwo wydawał się idealnym kandydatem do tej roli. Pierwszą propozycją, którą wysunął Welles, była ekranizacja Heart of DarknessJoseph Conrad. To projekt, nad którym pracował od dłuższego czasu, poświęcając mu wiele energii. Wedle zamysłu on sam miał odtwarzać podwójną rolę Kurtza i Marlowe’a, a obraz miał mieć mroczny, pesymistyczny charakter. Ta perspektywa oraz fakt, że nie zmieścił się on w przewidzianym przez wytwórnię budżecie, spowodowały odmowę ze strony studia. Podobny los spotkał też drugi projekt, znany pod roboczym tytułem Smiler with a Knife. Ni stąd, ni zowąd od pojawienia się Wellesa w Hollywood minęło pięć miesięcy, a cudownie płodny młodzian, który niemal co tydzień zachwycał Broadway, pozostawał z gigantycznym kontraktem oraz bez żadnego filmu na koncie. Wtedy pojawił się Herman J. Mankiewicz.
Mankiewicz, doświadczony scenarzysta od lat pracujący w Hollywood miał pomysł na film inspirowany osobą Williama Randolpha Hearsta, potentata medialnego, który cieszył się ogromnymi wpływami i sławą bezwzględnego despoty (żeby uświadomić sobie jego ówczesną pozycję, można przywołać Ruperta Murdocha). Welles poznawszy jego zamysł, ochoczo przystąpił do pracy nad własną wersją scenariusza. Kolaboracja obu autorów okazała się być uwerturą do wieloletniej sagi, dotyczącej sporu o korzenie ich wspólnego projektu. Pierwotnie film miał nosić tytuł American, ale jak wszyscy dobrze wiemy, stanęło na Obywatel Kane. Oryginalny temat i możliwość pracy z zupełnym nowicjuszem skusiły do współpracy nagrodzonego Oscarem za Wichrowe Wzgórza operatora filmowego Gregg Toland. Znaczną część obsady stanowili członkowie Mercury Theatre z Joseph Cotten na czele.
O fabule Kane’a napisano chyba wszystko, ale równie istotne jest jednak to, co działo się wokół samej produkcji. Film od początku budził ogromne zainteresowanie Hearsta. Dochodzące do niego informacje sugerowały nieprzychylny dla niego przekaz filmu ze szczególnie negatywnym przedstawieniem alter ego jego żony, Marion Davies. Imperium medialne, którym władał niepodzielnie, rozpoczęło aktywną kampanię mającą na celu powstrzymanie pracy filmowców. Hearst posunął się nawet do szantażu szefów hollywoodzkich wytwórni, którym zagroził ujawnieniem opinii publicznej tajemnic na ich temat (między innymi żydowskiego pochodzenia). Louis B. Meyer z MGM, zebrawszy w porozumieniu z innymi bossami 800 tysięcy dolarów, zaoferował Schaeferowi pieniądze w zamian za zniszczenie negatywu filmu. Szef RKO odmówił. Welles, na prywatnym pokazie, musiał jeszcze przekonać do swojego dzieła sponsorów. Można się tylko domyślać, że pozyskanie przychylności korporacyjnych decydentów dla filmu silnie zwalczanego przez przedstawiciela ich środowiska mogło stanowić wyzwanie. Ponoć argumenty odwołujące się do wolności słowa i obrony amerykańskich wartości przekonały słuchaczy. Obywatel Kane zadebiutował na ekranach w maju 1941 roku i zebrał wyjątkowo pozytywne recenzje. Reporter „New York Daily News” donosił: „(…) film ten jest jednym z najbardziej interesujących i technicznie zaawansowanych produkcji, jakie wyszły z hollywoodzkich wytwórni”, natomiast „The Nation” podsumowywał: „Jest to najprawdopodobniej najbardziej oryginalny, ekscytujący i zajmujący film, jaki został wyprodukowany w tym kraju. I choć brakuje mu ich subtelności, może być umieszczony w jednym szeregu z najlepszymi przedwojennymi filmami francuskimi”. Uznanie prasy nie przełożyło się jednak na sukces komercyjny. Miało się to zresztą stać motywem przewodnim kariery Wellesa.