To zaledwie kilka zmian, które wywołały burzę. Lawina krytyki jest tak wielka, że mogłaby utopić członków Akademii Filmowej. Osobiście nie mam nic do pomysłu skrócenia gali, bo i tak jest za długa, a mniej istotne nagrody tak naprawdę przeciętnego odbiorcę kompletnie nie interesują. Przeniesienie ich z emisji na żywo jest dobrą decyzją. Data gali w 2020 roku też nie jest ważna. Problem wywołała nowa kategoria dla (jak to nazwano) popularnych filmów, które w swoim gatunku mają być czymś wybitnym i zasługiwać na Oscara. To jest dowód na to, jak Akademia Filmowa nie rozumie problemu i stosuje półśrodki. OSCARY 2019: NOMINACJE. Ile dla Polski? [pełna lista] Przede wszystkim strzałem w stopę było użycie słowa "popularny" w nazwie bez jakiegokolwiek wyjawienia kryteriów i pomysłu. Problem z popularnością jest taki, że czasem idzie za tym jakość, czasem nie, więc czy mamy rozumieć, że nominację dostaną najpopularniejsze filmy roku bez znaczenia, czy ich recenzje były dobre czy nie? Czy widzom się podobało, czy nie? To niesie ryzyko przyznawania Oscarów dla ulubionego filmu widzów na świecie, który zarobił najwięcej, a nie - tak jak powinno być - dla najlepszego blockbustera czy po prostu przedstawiciela kina rozrywkowego, który swoją jakością jest czymś wybitnym na polu takiego kina. Ten błąd nazewnictwa pokazuje, że podejście jest złe, bo zamiast - tak jak napisałem - skupiać się na wyróżnianiu jakości hollywoodzkich (i nie tylko) superprodukcji (umówmy się, że w 99% to takie filmy będą walczyć w tej kategorii), tworzymy narrację nagradzania popularności. Poza tym - czym ma być ona charakteryzowana? Wynikami w box office? A przecież tutaj mamy takie artystyczne filmy jak oscarowy hit La La Land, który zarabia krocie. Nie tędy droga! Tak nie przyciągniemy przed telewizory i nie zbudujemy większego zainteresowania Oscarami.
fot. materiały prasowe
Prawda jest taka, że jakaś kategoria dla wyróżniania wybitnej jakości w kinie rozrywkowym powinna powstać lata temu. A teraz wydaje się, że została ona wprowadzona z dwóch powodów i to bardzo na siłę. Po pierwsze - spadająca oglądalność gali jest złą wiadomością dla producentów, dla branży, dla stacji oraz dla świata filmu, który nadal chce, by Oscary były najważniejszą nagrodą. Chociaż w pewnym sensie one nadal mają ten status i nominowane są naprawdę dobre i wybitne rzeczy, w ostatnich latach więcej tutaj polityki i budowanego tym samym zniesmaczenia odbiorców, którzy chcą obcować z kinem, a nie ludźmi kina wygłaszającymi polityczne manifesty. Zawsze jestem zdania, że polityka powinna stać jak najdalej od popkultury, bo jej szkodzi i dzieli. A popkultura, a do niej zaliczam coś tak globalnie znanego jak Oscary, ma łączyć, emocjonować i sprawiać, że zarywamy nockę, by oglądać galę, śmiać się, wzruszać i trzymać kciuki za filmowców i tytuły, którym kibicujemy. Z powodu przesytu polityki na gali, która - niestety - często też objawiała się w decyzjach, kto statuetkę odbiera - od lat nie oglądam transmisji. Mam dość i przeczuwam, że nie jestem w tym osamotniony, choć jednocześnie Oscary wywołują u mnie emocje i samą nagrodę traktuję jako najważniejszą. A to mnie zmusza do zastanowienia się nad drugim powodem stworzenia tej wesołej kategorii. Da się zauważyć, że obecnie najpopularniejszym gatunkiem kina rozrywkowego są filmy komiksowe, na które wyraźnie Akademia Filmowa patrzy z przymrużeniem oka i nie traktuje ich poważnie, nagradzając tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdzie widzowie są zgodni, że poziom niektórych tytułów wchodzi na takie wyżyny artystyczne, że dawno już powinny być brane pod uwagę obok dramatów i innych mocnych tytułów dla duszy. A skoro od kilku lat opinia publiczna głośno krzyczy i marudzi na brak nominacji dla kina komiksowego, to należy coś z tym zrobić. I tak oto powstaje kategoria, która może być związana z faktem powstania fenomenu Black Panther, który porwał serca i umysły Amerykanów i był chwalony pod niebiosa. Odchodząc już od samego faktu, czy nam się film podoba, czy nie, czy zasługuje, czy nie - jego obecność na Oscarach wydaje się oczywista, bo po pierwsze - coś tak historycznie ważnego napędzi widzów i po drugie - bojkot za brak Czarnej Pantery zniszczyłby tę nagrodę na zawsze. A jako że Akademia ma jakąś alergię na kino superbohaterskie widzę tutaj przyczynę powstania nowej kategorii. By zapchać usta krytykom i powiedzieć potem: "Nominowaliśmy!" Cóż z tego, skoro kategoria w takiej formie wydaje się zbędna i na siłę? I nie ma za bardzo znaczenia fakt, że filmy nominowane w tej kategorii mogą jednocześnie ubiegać się w innych na czele z najlepszym filmem roku. Taki półśrodek pokazuje nie tylko brak zrozumienia ewolucji kina, ale także złe wnioski wynikające z tego, co oczekują widzowie i sama branża. Oscary potrzebują kategorii dla najlepszych aktorów grających w technologii performance capture (Andy Serkis miał wyjątkowe role! A teraz to nawet Josh Brolin jako Thanos zachwyca widzów i krytyków) albo kaskaderów, które są szalenie ważniejsze i bardziej warte wyróżnienia niż filmy krótkometrażowe czy inne kategorie nikogo nie interesujące. A to przecież coś, czego świat domaga się od lat. Członkowie Akademii Filmowej jednak wciąż żyją w czasach Singin' in the Rain czy Ben-Hur i nie chcą się otworzyć na nowe. Na to, co ludzie kochają, co ich zdumiewa i zachwyca. Dlatego kategoria popularny film jest czymś, z czym nie mogę się zgodzić. Coś, co nie tylko deprecjonuje jeszcze bardziej znaczenie Oscarów, to jeszcze uwypukla problem osób za nie odpowiedzialnych. Osób hermetycznie zamkniętych w swoim świecie w czasach, gdy kino było zupełnie inne. To ma na siłę zamknąć usta krytykom, a patrząc po reakcjach, w zbyt wielu ludziach przebrało to miarkę i głośno mówią: dość. Innym problemem jest też podejście producentów do tworzenia kina popularnego. Jednak pamiętamy, że takie tytuły jak trylogia Władca Pierścieni, Titanic czy Braveheart należały do kina rozrywkowego, a nie tylko osiągały świetne wyniki w nominacjach, to jeszcze zgarniały Oscary. Filmów rozrywkowych na takim poziomie obecnie nie ma zbyt wiele i wcale nie jest to krytyka tego rodzaju kina, które po prostu oferuje coś innego, nie wschodząc na wyżyny artystyczne. Takim wyjątkiem był choćby Logan, który aktorsko zachwycał, a prowadzenie historii w tonie dramatu o schyłku życia wpisywało się w trend kina artystycznego w komiksowych szatach. Nominacja dla tego filmu za scenariusz to był sukces i fantastycznie, że miało to miejsce. Gdy jednak widzę, że Hugh Jackman dostaje w tym roku nominacje za The Greatest Showman, gdzie nie miał prawie nic do zagrania, zamiast za Logana, gdzie stworzył prawdopodobnie jedną z najlepszych kreacji w swoim życiu, to mnie szlag trafia.
Źródło: 20th Century Fox
Takie zamknięcie osób odpowiedzialnych za Oscary i brak zrozumienia problemów gali i samej otoczki wokół nagrody powoduje, że zainteresowanie przeciętnego Smitha czy Kowalskiego jedynie spada. Nie ma znaczenia, że wyróżniane filmy to kino wybitne, jeśli jest tylko i wyłącznie niszowe. Oscary najlepiej sobie radziłyby wtedy, gdy wielki blockbuster porywałby serca i umysły wyjątkową jakością, a oni by to docenili. Coś, co łączyło kino rozrywkowe z artystycznym arcydziełem. Może i takich filmów obecnie dużo nie powstaje, ale jeśli w końcu Akademia Filmowa nie przejrzy na oczy, to mówiąc wprost: obudzą się z ręką w nocniku. To samo tyczy się formy gali, która powinna być emocjonującym i zabawnym widowiskiem, a nie festiwalem suchych żartów i politycznych manifestów. Być może przewietrzenie Akademii Filmowej z osób, które są tam za długo coś pomoże. Może doczekamy się, gdy Oscary odbudują swoją reputację. Może...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj