Pingwin różnie był przedstawiany w zależności od medium, ale zazwyczaj prezentował się jako jeden z bardziej złożonych psychologicznie antagonistów, z którymi mierzył się Mroczny Rycerz. Czy postać ta ma coś jeszcze ciekawego do zaoferowania w kinie?
Pingwina rozpoznać łatwo - niski wzrost, wielki nos i figura, która przypomina bezlotka z połkniętą w całości piłką plażową. Oswald Cobblepot, bo tak naprawdę nazywa się jeden z popularniejszych wrogów Batmana, zazwyczaj otrzymywał od scenarzystów worek z problemami - kompleksy, przedwczesna śmierć ojca i brak respektującego go otoczenia. Z takiego połączenia najczęściej rodzą się szaleńcy, którzy chcą żyć bogato w otoczeniu ludzi łechtających ich ego, nawet jeśli ci robią to z przystawioną do szyi nabitą nabojami czarną parasolką. Oswald nie jest jednak wrogiem Batmana z drugiego lub trzeciego rzędu. Scenarzyści wielokrotnie sięgali po niego, aby nadać tej postaci bardziej pogłębiony profil charakterologiczny. Sprawa nie mogła zatem rozchodzić się wyłącznie o jego kompleksy i nienawiść do Batmana, który udaremniał jego występki. Pingwin pokochał sztukę, można powiedzieć, że stał się gangsterem-dżentelmenem, który nie ubierał fraku i muszki dla zabawy. Cylinder i monokl nie wynikały z potrzeby wytwarzania sztucznego wizerunku. On faktycznie pojmował wartość estetyki i chociaż często miewał brutalne metody i nie liczył się ze zdaniem innych, wyróżniał się od wrogów tym, że zwyczajnie lubił podziwiać piękno - definiowane przez siebie, ale wciąż piękno.
Wróg Batmana zadebiutował w Detective Comics #58 z grudnia 1941 roku w historii Boba Kane'a i Billa Fingera. Wystarczy rzut oka na okładkę komiksu, aby dostrzec natychmiast wszystkie kluczowe dla tej postaci atrybuty, które udało się wymienić wyżej. W środku Pingwin jeszcze dojrzewała (raczej trudno oczekiwać od bohaterów komiksowych z tamtych lat większej głębi), ale Kane i Finger słynęli z tworzenia ponadczasowych wizerunków. Antagonista zaczyna przygodę w DC Comics od kradzieży cennego obrazu i przekazania go "Szefowi", który wynajął go do podobnych misji. Gdy "Szef" spróbował wykiwać Pingiwna, ten zwyczajnie go zabił przy użyciu broni zamieszczonej w jego parasolce i przejął gang uśmierconego zleceniodawcy. Było więc kwestią czasu, aż skrzyżują się jego drogi z Batmanem.
Pierwsze spotkanie protagonisty z przeciwnikiem nie było łatwe - Pingwin otruł go przy pomocy swojej wielofunkcyjnej parasolki, wywołując u herosa problemy z pamięcią. W misterny sposób wykorzystał to i wrobił Mrocznego Rycerza w kradzież cennego przedmiotu, co wymusiło na policji interwencję. Ostatecznie oczywiście Batman i Robin zwyciężają, ale tak właśnie wyglądały początki przeciwnika, który później jeszcze nie raz napsuł krwi protagonistom z Gotham City.
Pingwin doczekał się różnych historii, działając raz dla Jokera, raz dla Two-Face'a, ale najczęściej rozgrywkę prowadził solo, chcąc osiągnąć dominację na gangsterskiej mapie Gotham. Bywał synem bogatego małżeństwa, który cierpiał ze względu na swój niekorzystny wygląd. W komiksach z Earth-One spróbowano zaś inaczej podejść do postaci antagonisty, czyniąc z niego syna zwykłego faceta, pracującego w sklepie ze zwierzętami. Młody Oswald z kompleksami, ale też wysokimi aspiracjami, obronił tytuł naukowy z... ornitologii. Dopiero później wszedł na ścieżkę zła. Kradzieże dzieł sztuki czy działania destabilizujące miasto zawsze były podpierane przez twórców czymś więcej, aby nie czynił zła dla samego zła.
Zanim to jednak nastąpiło, nawet ekranowe wersje tej postaci wierne były Pingwinowi godnemu pożałowania - brzydkiemu gangsterowi, który z kretesem kończy każdą konfrontację z Batmanem. Pierwszym aktorem, który miał okazję poszaleć na ekranie, był Burgess Meredith w serialu z 1966 roku z Adamem Westem. Wielu ocenia jego kreację przez pryzmat jakości samego serialu, ale trzeba przyznać, że Pingwin w wykonaniu Mereditha nie był totalnym głupkiem. Był przede wszystkim przebiegły i miał świadomość, że ze swoją posturą nie stanie do równej walki z Mrocznym Rycerzem. W niekonwencjonalny sposób próbował więc załatwić swojego przeciwnika. Aktora - jak i samą postać - uwielbiali scenarzyści. Mieli zawsze gotowy pomysł na odcinek na wypadek, gdyby akurat Meredith był dostępny i mógł pojawić się na planie. Skoro w 1966 roku twórcy mieli stos pomysłów w kontekście ekranowych przygód, nie mogło być inaczej po wielu latach, kiedy Tim Burton do roli Oswalda wybrał Danny'ego DeVito. W latach znakomitej kondycji artystycznej Burtona Pingwin był najlepszym możliwym wyborem dla reżysera. W produkcji utrwalono jego charakterystyczny wizerunek. To postać zabawna, ale jednocześnie przerażająca.
To wynika ze skomplikowanego profilu postaci, która prezentuje się czasami niezręcznie, ale budzi grozę. Wyczulony na poniżenie potrafi dobitnie i brutalnie dać innym do zrozumienia, że nie będzie tolerował nabijania się z niego. Pingwin szanuje lojalność, ale tylko wobec niego, co śmierdzi trochę hipokryzją, biorąc pod uwagę, że sam jest gotów do zdrady, byle tylko osiągnąć swoje cele. Kreacja DeVito świetnie zagrała w Gotham wykreowanym przez Burtona, wywołując u widza jeszcze jedną emocję względem antagonisty - odrazę. Aktor, szykując się do odgrywania scen, musiał trzy godziny spędzić w charakteryzatorni, gdzie nakładano na niego protetykę i kreowano go na człowieka o dziwnej figurze i z wielkim nosem. W przeciwieństwie do Mereditha wyglądał jak postać wyjęta z kreskówek o Batmanie. Zaś w Gotham, grający Oswalda Robin Lord Taylor, początkowo prezentował się nadzwyczaj przyziemnie, ale serial z każdym sezonem się zmieniał, aż komiksowy wizerunek mógł pojawić się na małym ekranie. Z Pingwinem jest trochę jak z Batmanem - można próbować omijać komiksową stylistykę, ale koniec końców i tak damy tej postaci spiczaste uszy i pelerynę.
Tym bardziej jesteśmy ciekawi wizji Matta Reevesa, tworzącego nowego Batmana z udziałem Roberta Pattinsona. Zaskoczeniem był już sam wybór Colina Farrela - wielu myślało, że elementem mającym wyróżnić go od innych wcieleń będzie ładna facjata aktora. Okazało się inaczej - artystę przykryto toną charakteryzacji, co różnie jest odbierane, ale pozwala na pewno wczuć się w rolę. Chociaż DeVito siedział kilka godzin u charakteryzatorów, było pod kostiumem widać, że to on. Farrella nie widać i to musi budzić ciekawość. Reeves zrezygnował oczywiście z całkowicie szpetnej facjaty, dzięki czemu bohater nie wygląda tak groteskowo. Frak zastąpiła marynarka w kratkę. Jest też muszka i biała koszula. Film wchodzi dopiero do kin, więc trudno powiedzieć, jaką rolę może odegrać w nim Pingwin. Oswald znany jest jako postać skrywająca swoje prawdziwe intencje, kandydował nie raz na ważne stołki w Gotham i dawał się poznać jako biznesmen. Czy Reeves nada mu współczesny charakter? Ostatnio w kinie lubi się pokazywać szefów korporacji jako złych do szpiku kości ludzi wykorzystujących innych. Wcześniej zdradzano jednak, że to jeszcze nie będzie ten król zbrodni, którego znamy z komiksów - ksywka Pingwin jest raczej prześmiewcza, nikt nie traktuje go poważnie. Mamy zobaczyć ambitnego, ale też wrażliwego człowieka, którego być może łatwo jest urazić.
To oczywiście tylko gdybanie. Wcale nie jest powiedziane, że Pingwin odegra w nowym Batmanie ważną rolę. Nieprzypadkowo zapowiedziano serialowy spin-off, w którym mamy pochylić się nad genezą szeregowego gangstera w organizacji Carmine'a Falcone'a. Z czasem zmieni się w jedną z najważniejszych postaci przestępczego świata Gotham, ale z takiego opisu można wysnuć wniosek, że to nic odkrywczego i świeżego. Farrell obiecuje, że nowe wcielenie antagonisty ma się różnić od wizji DeVito, ale jego bohater ma mieć równie duże ambicje i marzenia. Aktor zapowiada też, że będzie to wersja postaci, z którą widownia nie jest zaznajomiona. Jak będzie? Przekonamy się w kinie.