Człowiek, który dał nam Bourne’a

Matt Damon powraca z Marsa, żeby po raz czwarty wcielić się w postać Jasona Bourne’a. Seria o szpiegu z amnezją odmieniła podejście do kina sensacyjnego. Odczarowała wizerunek szpiega, dotychczas zmonopolizowany w powszechnej świadomości przez Jamesa Bonda. Mało tego, sukces filmów o Bournie mógł przyczynić się do obrania przyziemnej konwencji Bondów z Danielem Craigiem. Do tematu kina szpiegowskiego z pewnością będziemy wracać, zwłaszcza że Extreme Ways Moby’ego, motyw przewodni serii o Bournie, rozbrzmi w kinach już wkrótce. Tymczasem rzućmy okiem na mężczyznę, któremu ludzkość zawdzięcza Bourne’a. Robert Ludlum był aktorem, regularnie pojawiał się w telewizji oraz w sztukach na Broadwayu. Wcześniej, jako 18-latek, w 1945 roku, służył w piechocie morskiej. Połączył swoje militarne doświadczenie z twórczymi aspiracjami jako 44-latek, debiutując z powieścią Dziedzictwo Scarlattich. Po tym stosunkowo późnym debiucie stał się regularnym autorem powieści sensacyjnych. Był niezwykle płodnym twórcą, wydawał średnio jedną książkę w ciągu roku. Większość z nich okazała się bestsellerami, które do dzisiaj okupują księgarnie na całym świecie. Znajdziecie je w sąsiedztwie książek Toma Clancy’ego, ponieważ twórczość obu autorów wiele łączy. Obaj panowie zmarli, pozostawiając po sobie ogromne franczyzy, a ich dzieła są stale adaptowane w kinie i w grach wideo. Dzięki temu, nawet jeżeli nie czytaliście książek Ludluma ani Clancy’ego, w jakiejś formie na pewno się z nimi zetknęliście. Nazwisko tego drugiego sygnuje cykl gier Ubisoftu. To trafnie pokazuje, jak nośną marką stali się obaj autorzy. Na pozór tematyka i konwencja ich twórczości jest identyczna, niemniej kiedy głębiej zanurzycie się w dzieła obu pisarzy, zrozumiecie, jak bardzo się różnią. Nie czuję się w mocy wyrokować, kto z nich jest lepszy, ale mnie dużo bardziej odpowiadały książki Ludluma. W porównaniu do Jacka Ryana, flagowego bohatera Clancy'ego, Bourne wydał mi się o wiele bardziej intrygujący i złożony. Razem z czytelnikiem, w miarę kolejnych książek odkrywał coraz więcej informacji na temat tego, jak istotną personą w świecie superagentów był, zanim odnaleziono go rannego i ogołoconego ze wszystkich wspomnień.
źródło: materiały wydawcy
Wydarzenia opisywane w prozie Ludluma rozgrywały się w świecie bliskim naszemu. Podstawową różnicą było to, że świat Ludluma był mokrym snem obsesyjnego entuzjasty teorii spiskowych. Intrygi, snute przez światowe korporacje i rządy mocarstw, dotyczyły faktycznych osób i wydarzeń, które faktycznie miały miejsce w historii. Bywały szalenie zagmatwane, ale przy tym nie mniej wiarygodne od tych, które funkcjonują w naszym świecie. Oczywiście przy założeniu, że żadna z nich nie ma jakiegoś odzwierciedlenia w rzeczywistości!

Życie zatoczyło koło

Zamiast odwodzić Was od wrażenia, jakobyście mieli do czynienia z artykułem mitomana, tylko utwierdzę Was w tym przekonaniu. Autor niezliczonych powieści o teoriach spiskowych, o ironio, skończył jako źródło kolejnej. Znów odnosząc się do jego prozy, zagadkowość śmierci Ludluma ma całkiem wiarygodne podłoże i sama w sobie zasługuje na zostanie tematem książki. Popełnił ją Kenneth Kearns, siostrzeniec pisarza i zarazem gorliwy zwolennik teorii, jakoby jego wujek padł ofiarą wyrachowanego morderstwa. Niedługo przed śmiercią Roberta Ludluma w jego domu wybuchł pożar. Mało brakowało, a słynny pisarz spłonąłby żywcem. Przeżył jednak z rozległymi poparzeniami i objawami zatrucia dymem. Co ciekawe, w domu Ludluma znajdowała się jego druga żona, Karen Dunn. Kobieta nie dość, że nie zareagowała na trawiący willę pożar, to jeszcze nie odwiedziła poparzonego męża. Dzieci Ludluma z pierwszego małżeństwa nie wierzyły w przypadki. Twierdziły, że dom został podpalony, a stał za tym nikt inny, tylko ich macocha, łasa na fortunę męża, który niedługo przed wypadkiem zaktualizował swój testament, oczywiście na korzyść Karen.
źródło: materiały wydawcy
Miesiąc po pożarze Ludlum już nie żył. Niestety nie były to ostatnie zagadki tej historii. Zaangażowany w śledztwo syn pisarza został odnaleziony martwy, a w 2008 roku Karen Dunn, jedyna podejrzana, podobno popełniła samobójstwo…

Nie wszystek umrę

O ile od śmierci Ludluma minęło piętnaście lat, jego twórczość wciąż żyje. Jasne, to mogło zabrzmieć jak pompatyczny banał, ale w wypadku tego akurat autora mam na myśli dosłownie, że śmierć fizyczna nie oznaczała śmierci literackiej. Sukcesorem pisarza i autorem kolejnych Bourne’ów został Eric Van Lustbader. Osobiście nie jestem fanem nowych przygód flagowego bohatera powieści Ludluma i nie mógłbym z czystym sumieniem polecić niczego ponad oryginalną trylogię. Była zamknięta klamrą pozostawiającą wrażenie satysfakcji. Kolejne (aktualnie) siedem powieści to już eksploatacja. Pierwszą powieścią Ludluma wydaną pośmiertnie, a zarazem moim pierwszym „Ludlumem” w ogóle, był Protokół Sigmy. Zwyczajny biznesmen, Ben Hartman, idąc w zaludnionym centrum Zurychu, nagle staje na celowniku zabójcy, który nie spocznie, póki go nie dopadnie. Pierwszy rozdział to szaleńcza ucieczka zakończona intrygującym zawiązaniem – zamachowcem był stary kumpel Bena. Sprzymierzając się z agentką, Ben dociera do zleceniodawców – tytułowej organizacji Sigma, której korzenie sięgają Nazistowskich Niemiec. Niedawno powróciłem do tej książki i zauważyłem ciekawą rzecz: niektóre fragmenty zapamiętałem jako sceny z filmu sensacyjnego. Ludlum miał zdolność niezwykle obrazowego ukazania akcji. Może stąd wynika popularność jego ekranizacji – producent czyta jego książkę i myśli sobie, że byłby z tego fantastyczny film. Ukazało się w sumie aż pięć pośmiertnie wydanych książek Ludluma, a nie liczę dotychczas wydawanych historii opartych o jego szkice, ale dokończone przez innych autorów. Wśród nich wyróżniłbym Piekło Arktyki. Ekspedycja wyrusza na bezludną, skutą lodem wyspę. Mają zabezpieczyć radziecki bombowiec, który prawdopodobnie przewoził bombę biologiczną. Ekspert od takowych broni, jakże charakterystycznie nazywający się John Smith, oraz cała podległa mu załoga są odcięci od świata i narażeni na ekstremalne warunki. Jak to bywa, wywiadowcy odkrywają, że na wyspie jest ktoś jeszcze. Mało tego! Ich szeregi pustoszy zdrajca, tak też John Smith nie może ufać nikomu. Brzmi sztampowo, ale czyta się świetnie.
źródło: materiały wydawcy
Zresztą literatura Ludluma to w najgorszym wypadku sprawne rzemiosło i satysfakcjonujące czytadło. Absolutnie nie ma pretensji do bycia czymś ponad to i to jest super. Oblicza literatury są tak różnorodne jak ludzka wyobraźnia i podejście autorów. To, którego podjął się Ludlum, pokazuje, że można zasłynąć, tworząc prozę sensacyjną, która wprawdzie nigdy nie dostałaby Nobla, ale w zamian rozbudza wyobraźnię kolejnych pokoleń fanów i interpretatorów. Na koniec polecę kilka pozycji Ludluma, na które szczególnie warto zwrócić uwagę podczas kolejnej wizyty w księgarni. Swoją drogą, zawsze śmiałem się, że tytuły jego książek powstawały w jakimś generatorze. Trylogia Bourne’a Manuskrypt Chancellora Testament Matarese’a Kryptonim Ikar Protokół Sigmy Zlecenie Jansona Zemsta Łazarza Piekło Arktyki
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj