Sezon letni trwa w najlepsze, co oznacza, że nie brakuje wielkich amerykańskich blockbusterów (w tym miesiącu reprezentują je Transformers: Wiek zagłady, Na skraju jutra). Do kina trafiła też kolejna komedia z kategorią "tylko dla dorosłych" (22 Jump Street) oraz nieco bardziej kameralny dramat (wyciskający łzy Gwiazd naszych wina).

Gwiazd naszych wina

Kasia Koczułap: Echhhh. Niestety film ograbił książkową historię z magii i wzruszeń. Przez cały czas trwania próbuje być romansem innym niż wszystkie, ale średnio mu się udaje. Gdzieś zgubiło się to, co najważniejsze. Poetyckość i subtelność, którą można znaleźć w książce. Film nawet nie wyjaśnił znaczenia tytułu, a uwierzcie - to MA znaczenie. Shailene jest bardzo obiecującą młodą aktorką i jej kreacja mi się podobała, ale niestety między nią a Anselem nie ma chemii, nie iskrzy. Oszem, Ansel jako jej brat w Niezgodnej doskonale się sprawdził, ale jako kochanek już nie. Tragiczna była też postać matki Hazel. O co chodziło z tą wieczną histerią?! Pomięto kilka ważnych kwestii i jakoś to nie wybrzmiało. Ale cała sala kinowa szlochała w chusteczkę, więc wiecie - może to tylko ja mam takie zimne serce. Przeczytajcie za to książkę. Warto.

Na skraju jutra

Dawid Rydzek: Nie jest to wybitne kino, klisza goni kliszę, ale nie zmienia faktu, że ogląda się to naprawdę przyjemnie. To prawdziwa niespodzianka, bo nic tego nie zapowiadało. Fatalne zwiastuny (okropny utwór "This is not the end") i marny slogan ("Żyj, giń, powtórz"?! Poważnie? Nie było lepszych pomysłów?) wskazywały, że będzie to kompletna porażka zarówno pod względem artystycznym, jak i komercyjnym. Tymczasem okazuje się, że to nie tylko całkiem niezły film, ale też produkcja zupełnie różna od tego, jak ją reklamowano. Ileż w tym było humoru (motyw pętli czasowej zrealizowany pierwszorzędnie!), ileż dobrych występów (Cruise nieźle odtwarza swoje emploi, ale świetna była również Emily Blunt)... I pomyśleć, że kolejne "Transformers" Baya zarobią miliard dolarów, a "Na skraju jutro" ledwie się zwróci.

Jędrzej Skrzypczyk: Dawidzie - ja po obejrzeniu zwiastuna po raz pierwszy, aż do samego seansu w kinie słuchałem tego utowru. Dla mnie "This is not the end" budował klimat… fantastycznych zwiastunów! No ale przynajmniej zgadzamy się co do samego filmu - pętla czasu zrealizowana rzeczywiście fantastycznie a humor wylewa się z ekranu, dzięki czemu nie jesteśmy zalewani patetycznym wątkiem ratowania świata. Cruise jak zwykle jest świetny (czy trafia mu się kiedyś słaba rola?!), Blunt także. Jeszcze większy szacunek dla twórców za to, że mnóstwo efektów specjalnych jest robionych "po bożemu" - wygląda to naprawdę świetnie!

Mateusz Dykier: Zwiastun był jakiś taki… poważny. Podobnie jak cała otoczka wokół filmu. Tymczasem okazało się, że mamy do czynienia z naprawdę fajnym i dosyć lekkim blockbusterem. Świetny występ Cruise’a, momentami zahaczający o autoparodię. Emily Blunt wygląda bosko. Całkiem niezła akcja, dobre tempo akcji. Idealny na wieczór z popcornem.

Adam Siennica: Świetne kino rozrywkowe. Pomysłowe, efektowne i zabawne. Zdecydowanie najlepsze, jak na razie, widowisko sezonu letniego. Szkoda jednak zakończenia, które w książce było lepsze.

Jan Stąpor: Zaprawde świetne kino - absolutnie nie spodziewałem się czegoś co w takim stopniu mnie wchłonie, zwłaszcza gdy sygnuje to Cruise, do którego mam ewidentny uraz. Nie zmienia to faktu, że pod względem narracyjnym jest to rewelacyjnie poprowadzone kino z precyzyjnym spojrzeniem na postać żołnierza w skali globalnej wojny i do tego bez zbędnego patetyzmu - a jednak się da! No i ci wspaniale ekspresyjnie wykreowani kosmici!

22 Jump Street

Dawid Rydzek: Prawdopodobnie jeden z najlepszych sequeli wszech czasów. Wbrew zasadzie, że w drugiej części wszystkiego musi być "więcej, lepiej, bardziej", Lord i Miller robią d-o-k-ł-a-d-n-i-e taki sam film jak poprzednio i (głównie dzięki autotematyzmowi) wychodzą z tego obronną ręką. Łzy ze śmiechu podczas seansu gwarantowane, a prawdziwa powódź następuje podczas napisów końcowych. Czy to nie była najlepsza tego typu sekwencja w historii kina?

Mateusz Dykier: Nic dodać, nic ująć. Dawid powiedział dokładnie to, co sam miałem ochotę napisać. Scena po napisach to chyba istotnie najlepsza tego typu scena, a sam film jest jednym z lepszych sequeli komediowych, jak i w ogóle. Choć wydaje mi się, że jednak jest zgodny z zasadą: "więcej, lepiej, bardziej". Dzieje się zdecydowanie więcej, począwszy od świetnej sekwencji otwierającej, aż po sekwencję zamykającą. Jest moc! Kolejna część to raczej formalność. I dobrze!

Adam Siennica: Było dobrze, zabawnie, ale czy aż tak? Rozrywka niezła, sporo popkulturowych smaczków i świetny duet Hilla z Tatumem. Czekam na zapowiedziane 20 sequeli.

Jak wytresować smoka 2

Adam Siennica: Przykład na to, jak tworzyć uniwersalne filmy animowane. Wspaniałe widowisko, niesamowite emocje i poważniejszy, dojrzalszy ton, który sprawia, że film staje się tak samo wciągający dla dzieci, jak i dorosłych. Sequel roku!

Jan Stąpor: No właśnie, wszystko jest na swoim miejscu ale jakoś nie chwyciło mnie to za gardło; może dlatego, że mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać? Pierwsza część była naprawdę świeża i pociagąjąca a druga jest po prostu… dobra. Nie zachwycam się tak bardzo jak Adam.

Transformers: Wiek zagłady

Dawid Rydzek: Najgorsza część serii (tak, też po "Zemście upadłych" myślałem, że to niemożliwe, a tu taka niespodzianka) i zarazem najgorszy film Michaela Baya. Dla sadomasochistów zaś produkcja obowiązkowa.

Mateusz Dykier: Michael Bay przeszedł samego siebie. Nie dość, że zrobił dużo więcej, dużo szybciej, dużo głośniej, dużo bardziej wybuchowo, to jeszcze polał to tak dziwacznym sosem, że niewiele się tutaj trzyma kupy. Byłem na filmie dwa razy i przyznam, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony, ok, mamy super Transformersy. Z drugiej…. wszystko jest jakby gorsze. Postacie ludzkie to papierowe klisze, z charakterystyką pisaną na kolacie. Podobnież jak i same roboty, którym dodano "duszę" i "indywidualność" - tymczasem wyszła parodia charakterów. Niby więcej, niestety dużo gorzej. I nawet Dinoboty nie pomagają. Uczciwie jednak trzeba przyznać, że pojedynki to majstersztyk. Dla fanów bezmyślnej rozwałki, efektów specjalnych i niechęci myślenia w kinie. Dla całej reszty… obejrzyjcie jeszcze raz jedynkę. Jest najlepsza.

Adam Siennica: Na "dwójce" się wynudziłem, po "trójce" bolała mnie głowa, a tu było aż ok. Może to kwestia nastawienia? Nie przeczę, że to najgorsza część serii, ale obrazki ma ładne, product placement Chin przyzwoity (reklama ich supergwiazdy pop mnie rozbawiła), walki też solidne, choć wtórne. Z tej serii trzeba wyciągnąć jednak więcej, bo Bay tworzy puste i nudne filmy na raz.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj