Kiedyś to było
Kino w Polsce w XX wieku można porównać do pięknego kwiatu, który wyrastał z nieurodzajnej ziemi. Artyści mieli wiązane ręce, zasłaniane oczy i zatykane usta, co doprowadziło do narodzin kina moralnego niepokoju ze słynnymi przedstawicielami, takimi jak Krzysztof Kieślowski, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Feliks Falk czy Barbara Sass-Zdort. I o ile wiele dzieł z tego nurtu nakierowanych było na kruszenie cenzury, uświadamianie społeczeństwa, ale też krytykowanie i jego i władzy, tak tuż obok powoli do życia rodziło się kino rozrywkowe i gatunkowe. To dzięki twórcom, takim jak Marek Piestrak, Andrzej Żuławski czy Jerzy Zalewski, Polacy na ekranach kin mogli oglądać różnorodne dzieła gatunkowe. To oni odpowiadali za wiele bardziej i mniej udanych prób wniesienia świeżości do polskiego kina. Do produkcji, którym się to udało, można zaliczyć następujące filmy: będący pełnoprawnym science fiction Test pilota Pirxa, pełną charakterystycznego klimatu grozy Wilczycę czy baśniowe dzieło dla dzieci Odlotowe wakacje. Za stworzenie wszystkich tych produkcji odpowiadał Marek Piestrak, lecz trzeba też wspomnieć o mniej udanych próbach podjęcia się gatunkowości w jego wykonaniu, czyli Klątwie Doliny Węży, która łączyła w sobie film przygodowy z horrorem, a także Łzę księcia ciemności, która opowiadała o próbach sprowadzenia Szatana na ziemię w okultystycznej otoczce. Warto tu dodać, że Dolina nie została najlepiej przyjęta, ale zgromadziła przed ekranami kin ogromną rzeszę widzów, bo aż 25 milionów. Innymi godnymi reprezentantami kina gatunkowego w Polsce tamtych lat są: Diabeł w reżyserii Andrzeja Żuławskiego, który można scharakteryzować jako horror psychologiczny, czy Czarne Słońca, które poza byciem trzymającym w napięciu dreszczowcem oferowały także elementy science fiction. Sukcesy kina gatunkowego można powiązać z ogólnym rozkwitem polskiej kinematografii w tamtym czasie. Twórcy oferowali produkcje różnorodne i kreatywne, które zachwycały pomysłowością (Kingsajz), inne brały na tapet ciekawe motywy, których pojawienia się w polskim kinie nie dało się przewidzieć (Seksmisja i motywy futurystyczne oraz postapokaliptyczne, Vabank z motywem napadu na bank, Jak rozpętałem drugą wojnę światową będący połączeniem komedii z filmem wojennym czy w końcu polski odpowiednik Jamesa Bonda, a więc Hans Kloss i Stawka większa niż życie), kolejne zachwycały rozmachem (Potop, Ogniem i mieczem), niektóre bawiły do łez i wryły się w pamięć publiczności na lata (Kiler, Chłopaki nie płaczą), a jeszcze inne trafiały w gusta młodzieży (Stawiam na Tolka Banana) i doprowadzały do frustracji tych, którzy nie byli chłopcem o imieniu zaczynającym się na “A” (Akademia pana Kleksa). Polska myśl filmowa brylowała również za granicami kraju, gdzie sukcesy odnosił Krzysztof Kieślowski ze swoją trylogią Trzech kolorów lub współpracujący ze Spielbergiem Mariusz Kamiński. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a polski widz nieustannie będzie raczony nowymi, ciekawymi produkcjami z różnych bajek. Rozpad systemu komunistycznego w kraju sugerował, że wcześniej cenzurowane, artystyczne produkcje odnajdą teraz szerszą publiczność, a raczkujące kino gatunkowe postawi kolejne odważne kroki i zbliży twórców do jakości z zagranicy. Niemniej łaska publiczności na pstrym koniu jeździ, a gusta filmowe zmieniają się wraz ze społeczeństwem, które ich doświadcza. Wraz z nim zmieniło się również pokolenie i potrzeby publiczności. Skutki tych zmian widać do dziś.Era białych plakatów i wulgarnych gliniarzy
Na zmianę, która nadeszła na przełomie wieków, miało wpływ wiele czynników. Wspomniany wcześniej proces przemian społecznych związany ze zmianą ustroju i zbliżenia polskich standardów do Zachodu czy też swoista chęć upodobnienia się, również filmowo-telewizyjnego, do produkcji z zagranicy, a głównie ze Stanów Zjednoczonych. Zmieniała się również publiczność. Do głosu swoimi portfelami doszło kolejne pokolenie, które chciało czegoś nowego, świeżego, może właśnie bardziej zbliżonego do amerykańskich standardów. Nie jest przypadkiem to, że w polskim box office’owym TOP10 po roku 1989 znajduje się aż 5 pozycji zagranicznych, a im się niżej zejdzie w rankingu, tym będzie ich więcej. O ile na samej górze listy można znaleźć produkcje historyczne oparte na klasykach literatury – takie jak Ogniem i mieczem czy Pan Tadeusz – to należy zwrócić uwagę na datę ich premiery, która miała miejsce jeszcze w XX wieku. Przedstawicielami wieku XXI w TOP10 są z kolei takie filmy jak Quo vadis, polaryzujący społeczeństwo i kontrowersyjny Kler oraz symbol współczesnych polskich komedii, czyli Listy do M. Teza mówiąca o tym, że polskie kino XXI wieku to głównie komedie romantyczne i filmy Patryka Vegi, nie jest nieuzasadniona, bo wystarczy zjechać w dół listy i szybko odnajdzie się kolejne produkcje pasujące do schematu poza przytłaczającą liczbą amerykańskich blockbusterów. Przed ekrany polskich kin najlepiej przyciągały widzów takie produkcje jak: seria Listów do M czy perełki kinematografii pokroju Botoksu, Kobiet mafii. Jest też kilka wyjątków: Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej, Karol – człowiek, który został papieżem, Katyń, Bogowie, lecz potwierdzają one tylko regułę. Na podstawie tych danych można również zauważyć statystykę, która niejako potwierdza, że polskie kino w XXI wieku dotychczas słynęło z komedii romantycznych, filmów Patryka Vegi i produkcji wyszytych na miarę Oscara, które nie cieszyły się popularnością szerokiej publiczności i choć dominacja tego typu produkcji nadal trwa, tak powoli następuje powolne przełamanie kubków smakowych polskiej publiczności.Odwilż
Tak jak trudno wskazać dokładny moment, w którym polska widownia zatraciła zainteresowanie różnorodnymi produkcjami, tak samo niełatwo jest wyznaczyć punkt, w którym doszło do ponownej zmiany. Być może ma to związek z kolejną przemianą pokoleniową, która zaszła w polskim społeczeństwie, a może zwykłym znudzeniem wynikającym z ciągłego oglądania tych samych produkcji. Łatwiejszy również stał się do nich dostęp – platformy streamingowe pokroju Netflixa czy MAX umożliwiają obejrzenie (względnie) jakościowych produkcji w zaciszu domowym, bez konieczności podróży do kina i płacenia za bilety, popcorn i wszystko inne. W ten sposób produkcje, które mogłyby zostać pominięte w kinach, nadal mają szansę odnieść sukces na innych zasadach. Wpływu platform streamingowych na rozwój kina gatunkowego nie sposób przecenić, ponieważ bogaty Netflix czy właśnie MAX są bardziej skore do zaryzykowania z eksperymentalnym projektem niżeli państwowe organy filmowe. To właśnie seriale skruszyły pierwszy lód. Produkcje takie jak Wataha, Chyłka, Rojst, Belfer, Ślepnąc od świateł pozwoliły ambitnym twórcom na rozwinięcie skrzydeł i zaprezentowanie publiczności nowego, jakościowego produktu. Polska nie tylko wypłynęła na szerokie wody gatunku kryminalnego, ale również je zawojowała i przekonała do siebie widzów. To nie był koniec ofensywy, która z biegiem lat tylko przybierała na sile (i nadal przybiera). Na przestrzeni ostatnich lat mogliśmy obejrzeć wiele eksperymentalnych polskich produkcji – młodzieżową wersję apokalipsy zombie (Apokawixa), western (Magnezja), pełnoprawny heist movie (Najmro. Kocha, kradnie, szanuje), odpowiedź na Bohemian Rhapsody w postaci Zenka, romans z uwspółcześnionym kinem wojennym (Kamienie na szaniec, Miasto 44), fabularną historię przedstawiciela jednego z najpopularniejszych sportów w Polsce (Żużel), eksperyment z gatunkiem slashera (W lesie dziś nie zaśnie nikt), by na #BringBackAlice, inspirowanym popularną Euforią, skończyć. Oczywiście jakość tych produkcji jest różna, ale nie od razu Rzym zbudowano. Polskich twórców czeka jeszcze wyboista droga, nim w innych gatunkach staną się tak biegli jak w kryminałach lub dramatach obyczajowych. W swoim artykule Maciej Stasierski wspominał też o tym, że polska widownia przejrzała na oczy i przestała wspierać filmy na przykład Patryka Vegi. To teza mająca uzasadnienie w box office, która w połączeniu z wynikami godzin oglądalności ostatniego polskiego filmu akcji Dzień matki pokazuje, że Polacy nadal mają chęć na kino akcji, bowiem film ten w momencie premiery był na Netfliksie numerem jeden spośród filmów nieanglojęzycznych z łączną liczbą 24 milionów i 250 tysięcy obejrzanych godzin. W tym momencie nasuwa się jeden wniosek oraz pytanie. Teoretycznie na podstawie statystyk można wysnuć stwierdzenie, że polski widz chce kina akcji po prostu dobrego. Z drugiej strony pojawia się pytanie – czy to nie była jednorazowa sytuacja? Kino akcji w Polsce dotychczas nie cieszyło się szczególną popularnością. Jeśli można za takie uznać filmy z serii Pitbull spod pieczy Patryka Vegi, to część ich sukcesu wynika z samej marki oraz kontrowersji dookoła reżysera. Publiczność nie jest łatwa do usatysfakcjonowania ani przekonania do siebie, ma tendencję do ufania tworom, które już znała w ten lub inny sposób. Nie pomaga też pewna łatka, którą przypięto do polskiego kina, jakoby to nie było zdolne do tworzenia różnorodnych, jakościowych produkcji, w tym na przykład właśnie filmów akcji. Polski widz chętniej sięgnie po podobne dzieło, ale wykonane przez zagranicznych twórców ze względu na wyższy stopień zaufania. Mimo tego myślę, że Dzień matki mógł w świadomości polskiego widza przełamać pierwsze lody, a tendencję tą utrzyma także Operacja Soulcatcher, której premiera będzie miała miejsce 2 sierpnia, a która zapowiadana jest jako kolejny polski film akcji spod szyldu Netflixa. Dla entuzjastów kina gatunkowego nie jest to koniec dobrych wieści. Platformy streamingowe najwidoczniej zwęszyły okazję na wypełnienie wielu nisz i postanowiły rzucić pieniędzmi w polskich filmowców, aby ci dostarczyli kolejne, wyjątkowe produkcje. Prym wiedzie tu przede wszystkim Netflix, który w specjalnym filmie zapowiedział nadchodzące, polskie premiery filmowo-serialowe na rok 2023. Ostatnio mieliśmy przecież premierę nowego Pana Samochodzika. Poza filmami dla młodzieży i komediami romantycznymi można wśród zapowiedzianych produkcji znaleźć wcześniej wspomnianą Operację Soulcatcher, historię o rodzeństwie z nadnaturalnymi mocami w postaci Fenomenu, czy nawet nową wersję Znachora. Ostatni projekt pokrywa się z obecnie panującymi w kinie amerykańskim trendami powrotu do dawnych dzieł i odświeżania ich, czego zalążki widać też w Polsce w postaci wcześniej wspomnianej już Akademii pana Kleksa z Tomaszem Kotem w roli głównej. To wszystko pokazuje, że w Polsce nie tylko jest miejsce na różnorodne produkcje, ale też są zdolni filmowcy gotowi je stworzyć, a także platformy streamingowe zdecydowane na ich sfinansowanie. I najważniejsze – jest również zainteresowanie widowni, której może w końcu zbrzydły komedie z białymi plakatami.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj