Do gabinetu przestępcy zakrada się porucznik Frank Drebin. „Kim jesteś i jak się tu dostałeś?!” – słyszy będąc nakrytym: „Jestem ślusarzem. I jestem ślusarzem” – odpowiada zaskoczony.  Nie mam wątpliwości, że to jeden z najlepszych dialogów w historii komedii. Postanowiłem jednak sprawdzić, czy reszta humoru z trylogii Nagiej broni oraz jej serialowego pierwowzoru Police Squad – stworzonych  przez legendarne trio prześmiewców ZAZ (David Zucker, Jim Abrahams, Jerry Zucker) – przetrwały próbę czasu. Poniższy tekst jest nie tylko zbiorem informacji na temat omawianej serii, ale przede wszystkim moją subiektywną oceną, z którą oczywiście możesz się nie zgodzić, ale możesz też spróbować zmienić zmienić moje zdanie.

Brygada bardzo specjalna

Jak już wspomniałem – Police Squad był telewizyjnym pierwowzorem Nagiej broni, która na dużym ekranie kontynuowała parodię historii o policjantach i detektywach. Serial powstał w 1982 roku, był emitowany w stacji ABC i pomimo dużej popularności (a nawet dwóch nominacji do nagrody Emmy), doczekał się tylko 6 odcinków.  Już sam wstęp każdego z nich powiela ten sam schemat: w akompaniamencie muzycznego intro (nawiązującego do utworu Stanleya Wilsona  z M Squad, policyjnego serialu z Lee Marvinem) na ekranie pojawia się widok z dachu jadącego radiowozu z włączonym kogutem oraz wielki napis „POLICE SQUAD!…w kolorze!”.  Zanim jednak na ekranie zobaczymy też tytuł odcinka (a wyraźnie podekscytowany głos z offu przeczyta zupełnie inny), poznajemy aktorów grających głównych bohaterów serii (o nich później) oraz Rexa Hamiltona w roli Abrahama Lincolna – chociaż nie ma go w serialu.  Podobnie nie uświadczymy żadnego z „gości specjalnych” – aktorów, którzy zostają zabici już w trakcie napisów początkowych. Szczególnie polecam śmierć Williama Shatnera, znanego chociażby z roli Jamesa T. Kirka, kapitana USS Enterprise w Star-Treku. Mnie bawi szczególnie.  Każdy z odcinków ma też charakterystyczne zakończenie. W chwili, gdy na ekranie pojawiają się napisy, bohaterowie (zazwyczaj są to porucznik Frank Drebin i jego kapitan) zastygają w miejscu, imitując stop-klatkę; z tym że czas wokół nich płynie normalnie – nalewana z dzbanka kawa zaczyna wylewać się na biurko, a zdziwiony zachowaniem policjantów aresztowany mężczyzna ucieka z komisariatu itp. Zagadki kryminalne i przestępstwa, z którymi musi poradzić sobie Brygada specjalna (są to znane z filmów gangsterskich: napad na bank, wymuszenia, podkładanie bomb itp), są jedynie zapalnikiem do trwającego blisko 20 minut ładunku gagów, żartów i pomyłek, których ilość potrafi zmęczyć i po tylu latach, zamiast śmieszyć… męczy.  Co jednak warte odnotowania: zanim zaczniemy zadawać sobie pytania typu: „po co ja sobie to robię, dlaczego to oglądam?” – praktycznie w każdym odcinku pojawia się jedna genialna scenka, która rekompensuje trud w odbiorze całości (patrz chociażby początek tekstu). Głównymi bohaterami są tu: porucznik Frank Drebin (Leslie Nielsen), kapitan Ed Hocken (Alan North), mało rozgarnięty osiłek – oficer Norberg (Peter Lupus), pracujący dla policji naukowiec Ted Olson (Ed Williams) oraz wiedzący wszystko o wszystkich uliczny pucybut Johnny the Snitch (William Duell). Z tej obsady tylko Leslie Nielsen oraz Ed Williams wystąpią w trylogii Nagiej broni, przy której serial wygląda jak przystawka do głównego dania. 

Naga trylogia

Po sześciu latach od premiery serialu do kin trafił pełnometrażowy film Naga broń: Z akt Wydziału Specjalnego, która okazała się tak dużym sukcesem, że doczekał się dwóch kontynuacji: Naga broń 2 1/2: Kto obroni prezydenta? (1991 rok) oraz Naga broń 33 1/3: Ostateczna zniewaga (1994 rok). Nie można było pozostać przy tytule Police Squad, bo w kinach akurat leciała kolejna część znanej serii Police Academy (to mogłoby generować niepotrzebne zamieszanie). Spośród 20 innych tytułów zdecydowano się na Nagą broń, bo jak wspominają twórcy: „Obiecał o wiele więcej, niż mógł kiedykolwiek dostarczyć”. Z tym że po obejrzeniu wszystkich części, nie mam wątpliwości co do tego, że ta seria dowozi – nie tylko humor, ale i ciekawe historie. Przede wszystkim zmienia się nieco skala pracy Franka Drebina, głównego bohatera serii, o czym dowiadujemy się już w pierwszej scenie Nagiej broni. Beirut – w jednym z pokoi pałacu naradzają się ze sobą przywódcy państw, dyktatorzy i religijni przewodnicy: Mikhael Gorbachev, Muammar Gaddafi, Ayatollah Khomeini, Idi Amin, Yasser Arafat i Fidel Castro. Temat rozmowy: jak poniżyć Amerykę i zadać jej ból. Wtedy do akcji wkracza on, porucznik Wydziału Specjalnego Frank Drebin, który niczym szeryf wolnego świata i obrońca demokracji, kolejno leje tych, z którymi Stany Zjednoczone mają na pieńku. Kiedy natomiast wszyscy dostają po razie, bohater ostrzega ich, że mają się nie pokazywać w Ameryce. Następnie sam niechcący uderza się w twarz okiennicami i wypada przez okno. Motyw wielkiego spisku przeciwko Stanom Zjednoczonym powraca jeszcze w trzeciej części. Tam też grupy nacisku i terroryści chcą zadać Ameryce taki cios, po którym długo się nie podniesie, niszcząc jej reputacje na międzynarodowej arenie i łamiąc ducha jej obywateli. Co ciekawe jednak: za pierwszym razem planem jest zamach na życie odwiedzającej Stany królowej Elżbiety II – by jej śmiercią pokazać faktyczną bezradność supermocarstwa. Natomiast w Ostatecznej zniewadze tym, co zniszczy Amerykę, ma być zamach bombowy podczas gali rozdania Oscarów, który zabije wszystkich znanych aktorów i celebrytów. Wymowne. Szczególnie aktualne wydają się zmagania porucznika Drebina w Naga broń 2 1/2: Kto obroni prezydenta?, gdzie głównymi antagonistami są właściciele kopalń, rafinerii i elektrowni atomowych – starający się wywrzeć wpływ na amerykański rząd (w tamtym okresie u władzy byli republikanie z Georgem Bushem seniorem, który ukazany jest tu jako kompletna ciamajda). Tylko Frank Drebin, fajtłapowaty gliniarz w tym świecie idiotów może uratować Stany, a może i całą planetę przed ekologiczną katastrofą.

Czy to się broni?

- Ludwig?! - Drebin! - Tak, jestem Drebin! - Mam dla ciebie wiadomość od Vincenta Ludwiga! Nażryj się ołowiu gliniarzu! - Przepraszam! Nie słyszę cię! Nie strzelaj z pistoletu, kiedy do mnie mówisz! Powyższa scena pochodzi z pierwszej Nagiej broni i idealnie oddaje charakter wszystkich filmów, które nawet obdarte z absurdalnego humoru, to – w moim odczuciu –  sprawdziłby się też jako niezłe kino sensacyjne.  Oczywiście nadgorliwi orędownicy i orędowniczki politycznej poprawności znajdą tu wiele żartów, do których da się przyczepić, jak chociażby: najmniej kumatą postacią, która ma największego pecha w całej filmowej serii jest akurat czarny policjant (O.J. Simpson), a w jednej z części pada stwierdzenie, że najłatwiej porywać kobiety, bo „są małe, łatwo się je przenosi i ładnie pachną”.  Nie zmienia to faktu, że o ile przebrnięcie przez Police Squad może być wyzwaniem, tak 31 lat po premierze pierwszej Nagiej broni zawarty w serii humor nie tylko bawi, ale obok filmów Mela Brooksa, Airplane!, Johnny Dangerously, Top Secret! czy Hot Shots! – godnie reprezentuje złoty okres parodii w mainstreamowym kinie (zanim wszystko popsuły mizerne kontynuacje całkiem zabawnego Scary Movie i filmowe abominacje typu Superhero Movie i Epic Movie). Paradoksalnie Naga broń dała nam też jednego z najbardziej rozpoznawalnych policjantów w historii (jednocześnie postać, która zdefiniowała późniejszą karierę Leslie Nielsena) – niezniszczalnego fajtłapę, który kiedy potrzeba, świetnie udaje Enrico Pallazzo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj