Podróże w czasie? Nastolatek u boku szalonego naukowca? Gwiazda serialowego tasiemca w głównej roli? Pytań i wątpliwości związanych z filmem Powrót do przyszłości było znacznie więcej i studio skutecznie ingerowało w pewne kwestie, wyrzucając choćby pomysł o zwierzątku Emmeta Browna. Ten miał mieć szympansa, ale producenci uznali, że małpki słabo się sprzedają i dlatego ostatecznie Einstein był psem. Niezależnie jednak od tego, czy wehikułem czasu miała być początkowo lodówka, zamiast świetnie prezentującego się samochodu DeLorean, scenariusz Boba Gale'a i Roberta Zemeckisa wpisał się w zapoczątkowany w latach 80. nurt kina przygodowego, znanego u nas jako Kino Nowej Przygody. Twórcy inspiracji do stworzenia konceptu szukali w swoich domach rodzinnych. Gale zastanawiał się nad możliwością zakumplowania się z własnym ojcem, gdyby ten był w jego wieku. Zemeckis z kolei przyglądał się zdjęciom swojej mamy z młodości i choć ta zawsze opowiadała mu, że była w skromną i nieśmiałą dziewczyną, prawda okazała się zupełnie inna. W latach 50. uczestniczyła w zabawach spragnionej rozrywki młodzieży i doświadczała rozwoju nowego gatunku muzycznego, rock 'n' rolla.

Powrót do przyszłości - zdjęcia

Źródło: Unviersal
+14 więcej
Wielkie filmy powstają często w bólach i tak też było w przypadku Powrotu do przyszłości. Nie wszystkie studia chciały od razu porywać się na szalony koncept z podróżami w czasie. Ostatecznie udało się zacząć zdjęcia, ale z innym odtwórcą głównej roli nastolatka. Michael J. Fox był zawsze pierwszym wyborem, ale ze względu na serialowe zobowiązania, nie mógł pojawić się na planie. Zemeckis postanowił jednak poczekać na charyzmatycznego chłopaka. Twórcy cierpliwie dopasowali nagrywanie filmu do serialowego terminarza Foxa, a Zemeckis nawet na moment nie zwątpił, że to właśnie kanadyjski aktor wniesie do filmu wymagany wdzięk i poczucie humoru. Nie pomylił się, a historia nastolatka, który przenosi się o trzydzieści lat w przeszłość i musi wyswatać własnych rodziców, jest kultowa do dziś. W końcu udało się skończyć zdjęcia do filmu 20 kwietnia 1985 roku. Po pierwszym pokazie szef Universalu chciał, aby montażyści prędko uporali się z materiałem i zdążyli z premierą na 3 lipca, czyli dzień przed najważniejszym świętem w Stanach Zjednoczonych. Dlatego też Zemeckis zatrudnił drugiego montażystę, Harry'ego Keramidasa. Tak stworzona ekipa pracowała na trzy zmiany przez całą dobę i udało się im skończyć pracę właściwie w ostatnim momencie. Film trafił do kin i widzowie mogli poznać nastolatka Marty'ego McFly oraz jego przyjaciela Doktora Emmeta Browna (Christopher Lloyd). Szalony koncept i fabuła, której obawiało się tylu producentów, ostatecznie uzyskały nawet aprobatę Akademii Filmowej, która wręczyła twórcom statuetkę Oscara za najlepszy scenariusz. Niezależnie od czasu, który upłynął od premiery pierwszej odsłony, wciąż mamy do czynienia ze znakomitym kinem rozrywkowym. Ponowny seans potrafi zaskoczyć, a wiele tropów w tej produkcji w ogóle się nie zestarzało. Duże wrażenie robi tempo oraz dynamika relacji Marty'ego i Doca. Powrót do przyszłości jest przede wszystkim - co na tamte czasy nie było wcale tak oczywiste - zabawą z gatunkiem i konwencjami, dlatego mamy tutaj elementy kina przygodowego i science fiction. Zemeckis wytoczył nowy szlak dla pojęcia kinowej rozrywki.
Do tego wciąż aktualny humor i emocje, bo przecież celem Marty'ego i Doktora Browna w latach 50. jest zeswatanie rodziców chłopaka, aby ten mógł istnieć dalej w przyszłości. Stawka jest wysoka i losy bohatera ważą się do samego końca. Wszystko to oblane zostało świetnie wykorzystanymi efektami praktycznymi i specjalnymi, w których zastosowano m.in. bluescreen, czyli niebieskie tło. Zostało użyte w ostatniej scenie, gdy wehikuł unosi się w powietrze i odlatuje. Za DeLoreana posłużył wtedy miniaturowy model samochodu. Później to ujęcie nałożono na nakręcony wcześniej obraz ulicy. Nowinki technologiczne wykorzystano w podobny sposób w scenie, w której ładunek pioruna przenosi wehikuł czasu do przyszłości. Całość została nakręcona na miniaturowej makiecie. Obserwowanie, jak radzono sobie z efektami specjalnymi w tamtych latach samo w sobie jest przyjemnością, bo nie wyglądają one tandetnie. Powrót do przyszłości śmiało można pokazywać najmłodszym i nie powinni nudzić się nawet przez minutę. To wciąż urocza i przyjemna w odbiorze produkcja, nawet pomimo tego, że popularni bohaterowie zostali tak bardzo przemieleni przez popkulturę. Do tego muzyka Alana Silvestriego z legendarnym motywem przewodnim i świetne kreacje aktorskie Foxa i Lloyda. A był to przecież sam początek świetnej trylogii. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj