W tym miesiącu mija równe 10 lat, odkąd Project: Monster wszedł na ekrany kin. Z tej okazji przygotowałam dla Was zestaw ciekawostek i zdjęć z planu produkcji.
Cloverfield to jeden z najbardziej znanych filmów zrealizowanych w techice found-footage i jednocześnie głośne rozpoczęcie serii science-fiction, której producentem jest J.J. Abrams. Produkcja zadebiutowała w 2008 roku i w styczniu mija okrągłe 10 lat od jej premiery na srebrnych ekranach. Trudno o lepszą okazję, by przypomnieć sobie ciekawostki z nią związane – tym bardziej, że w bieżącym roku swoją premierę ma mieć również trzecia część trzymającej w napięciu serii.
Fabuła filmu w reżyserii Matta Reevesa jest bardzo prosta – mamy grupę przyjaciół, która przypadkiem odkrywa, że ich miasto zostało zaatakowane przez potężnego potwora. Rejestrując wszystko na taśmie kamery, młodzi ludzie starają się przede wszystkim ujść z życiem, co jest prawdziwym wyzwaniem – z wody, lądu i powietrza przeprowadzany jest atak na górujące nad budynkami monstrum, w związku z czym na ekranie nieustannie coś się dzieje. Całość nabiera dodatkowego charakteru właśnie za sprawą realizacji w technice found-footage, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „odnalezione nagranie”. I rzeczywiście, cały film jest w zasadzie jedną długą relacją nakręconą przez głównych bohaterów - kamera podąża za nimi krok w krok, kolejne ujęcia realizowane są z ręki, na ekranie często panuje chaos, a pędząca do przodu akcja jeszcze bardziej angażuje emocje samych widzów.
Specyfika kręcenia filmu z ręki wymaga dość dużej elastyczności ze strony technicznej ekipy na planie – i rzeczywiście, znaczną część ujęć w filmie Cloverfield nakręcili sami aktorzy – w innym przypadku cała zaprezentowana na ekranie historia wcale nie wyglądałaby przekonująco. I choć ujęcia aż kipią od dynamiki, szybkie tempo zostało narzucone także na samą produkcję – cała sekwencja wymiany ognia została nakręcona tylko w ciągu jednej nocy. Żeby było ciekawie, statyści hałasowali bronią jedynie do godziny 22:00 – wówczas nastała bowiem cisza nocna i ekipa musiała przerzucić się jedynie na świetlne flesze imitujące wystrzały…
Film często okazuje się bardzo surowy – dla przykładu, nie ma tu żadnej muzyki, poza tą, którą umieszczono w napisach końcowych. Utwór rozpoczyna się dopiero od 1 minuty 30 sekund trwania napisów, w związku z czym istnieje duża możliwość, że część widzów nieświadomie go przegapiła, zbierając się z kina w głuchej ciszy. Utwór nosi wdzięczny tytuł Roar: Cloverfield Overture i został skomponowany przez Michael Giacchino.
Jeszcze na etapie promocji filmu nakręcono pierwszy teaserowy zwiastun - w dodatku pozbawiony tytułu. Klip po raz pierwszy został wyświetlony przed kinowym seansem filmu Transformers i przedstawiał wielką eksplozję w sercu Nowego Jorku. Fani efektów specjalnych już w tamtym momencie mogli poczuć się podekscytowani, a Projekt: Monster stał się popularny na długo przed premierą – tajemniczy zwiastun wykonał swoje zadanie w stu procentach, a przyklejone do niego nazwisko Abramsa zaraziło publiczność bakcylem zainteresowania. Jak się okazuje, klip powstał nawet szybciej niż rozpoczęła się jakakolwiek praca na planie zdjęciowym – dynamiczne ujęcia zarejestrowano przy użyciu amatorskich kamer, jeszcze przed tym, jak do akcji wkroczyły kamery filmowe. Taki był plan od samego początku. Trzeba przyznać, że dość nietypowy.
Następnie J.J. Abrams, ku uciesze wszystkich zainteresowanych, wykorzystał kilka stron internetowych, by puścić w świat kolejne informacje dotyczące anonimowej produkcji. Fani szybko łyknęli zaproponowaną formułę i choć w dalszym ciągu nie znali nawet tytułu filmu, poziom ich podekscytowania tylko wzrastał. Ciekawostką jest również fakt, iż na potrzeby promocji fikcyjne filmowe postacie otrzymały swoje konto w serwisie MySpace, co również jest dobrym chwytem promocyjnym. Jednakże tajemnicza aura filmu nie dotyczyła wyłącznie promocji – sami aktorzy również długo nie wiedzieli, do jakiego typu produkcji tak naprawdę kandydują. Lizzy Caplan, filmowa Marlena, sądziła, że bierze udział w castingu do komedii romantycznej. Dopiero po otrzymaniu roli dowiedziała się, że będzie to film o potworze, a sam scenariusz otrzymała dopiero po oficjalnym złożeniu podpisu na umowie (podobnie zresztą jak pozostali aktorzy). To się nazywa trzymanie sekretów w tajemnicy...
W czynnym tworzeniu filmu udział wzięli także jego twórcy - producent, Bryan Burk, krzyczy: „Oh my God”, kiedy głowa Statuy Wolności odpada od wielkiego pomnika. Swoją drogą, wspomniana głowa została dodatkowo powiększona na potrzeby filmu – okazało się, że w rzeczywistości jest ona znacznie mniejsza, niż chcieliby tego widzowie, w związku z czym rekwizyt zdecydowano się podrasować tak, by satysfakcjonował wszystkich miłośników kina postapokaliptycznego. Efekt? Ujęcie rzeczywiście robi wrażenie... A tak przy okazji: wiedzieliście, że to reżyser, Matt Reeves, użyczył swojego głosu również na etapie samych zwiastunów? To właśnie on wykrzykuje kwestię: "I saw it! It’s huge!", którą można usłyszeć w klipach wideo. Co więcej, do reżysera należy również głos u schyłku napisów końcowych. Przy pierwszym słuchaniu rzeczywiście może brzmieć niewyraźnie, ale tylko spróbujcie puścić go od tyłu - dowiecie się wówczas, że TO NADAL ŻYJE!.
Symbolika i tajemnicze nazwy były związane z filmem nie tylko na poziomie samego tytułu – legenda głosi, że ulubioną liczbą samego J.J. Abramsa, jest 47. Producent zamieszcza ją w wielu filmach jako swoisty stempel, który wyłapują tylko spostrzegawczy fani. I rzeczywiście, czwórka i siódemka pojawiły się również w samym Project: Monster – cyferki widzimy w nazwie Area-US447, odnoszącej się do obszaru Central Parku, a także na klatce schodowej, którą w jednej ze scen biegną w górę bohaterowie.
Zanim ukształtował się ostateczny efekt, twórcy długo rwali włosy z głowy nad samym jego tytułem. Cloverfield [oryginalny tytuł angielski – przyp. red.] miał być początkowo tylko nazwą roboczą, zaczerpniętą od nazwy ulicy w Santa Monica (w ówczesnym czasie znajdowały się tam biura wytwórni Bad Robot należącej do J.J. Abramsa). Jednym z pierwszych pomysłów na tytuł było krótkie słowo Greyshot, które miało jednocześnie nawiązywać do sposobu kręcenia z ręki oraz do nazwy jednego z mostów w Central Parku. Koniec końców zdecydowano się jednak na Cloverfield, który do dziś jest dla widzów jednoznacznym skojarzeniem z serią filmów science-fiction.
Po długich i żmudnych zabiegach promocyjnych, film nareszcie wszedł na ekrany kin. Jeszcze przed budynkami wywieszano specjalne afisze, informujące widzów, że szybkie ruchy kamery z ręki mogą wywołać przykre efekty, podobne chorobie lokomocyjnej. I rzeczywiście nie było w tym przesady – zgodnie z informacjami portalu IMDb, aż 104 osoby w przeciągu pierwszego weekendu wyświetlania filmu, cierpiały na zawroty głowy i mdłości...
Od tego czasu minęło całe 10 lat. Przypomnijmy sobie zatem kilka ciekawych ujęć zza kulisów znanej produkcji.