Premiery kinowe weekendu to przede wszystkim komedia Setha MacFarlane'a pt. "Ted 2". Obok tego mamy chińską superprodukcję z Jackiem Chanem, Adrienem Brodym i Johnem Cusackiem "Dragon Blade", debiut reżyserski Ryana Goslinga "Lost River" oraz francuski dramat "La rançon de la gloire".

"Dragon Blade"

Chińska superprodukcja historyczna o budżecie 65 mln dolarów zebrała mieszane recenzje. Problemem tego filmu jest reżyser i scenarzysta - Daniel Lee - który ma wielki kłopot z opowiadaniem historii w sposób uniwersalny, ciekawy i nieprzesycony patosem. Tak, w Chinach również mają osobę w typie Rolanda Emmericha i Micheala Baya, który tworzy widowiska przepełnione patriotycznymi uczuciami, acz są to filmy dalekie od propagandy. Ot, po prostu patos jest tutaj kluczem. Kłopot w tym, że Lee tworzy historie bardzo chaotyczne, w których niezłe momenty przeplatają się z absurdami, przesadną ckliwością i nudą. Reżyser ma też specyficzną manierę prowadzenia kamery, która może nie każdemu przypaść do gustu, bo nie pozwala odczuwać satysfakcji podczas scen akcji. W plusach wymienia się Jackiego Chana, który tworzy świetną kreację dramatyczną. On też zbiera pochwały za sceny akcji, których jest choreografem. Nie jest to typowy film Jackiego Chana - nie liczcie na humor w jego stylu, gdyż jest to poważny film historyczny o konflikcie z Rzymianami. Sceny batalistyczne wyglądają nieźle, ale czasem można odnieść wrażenie, że przez dziwne podejście reżysera do realizacji nie czuć w nich odpowiedniego rozmachu. Innymi słowy - "Dragon Blade" to film specyficzny, bo oferuje niezłą akcję i ciekawą, krwawą historię, ale zarazem ma w sobie dużo chińskiego patosu, dłużyzn i ckliwości. Opis: Huo An (Jackie Chan) dowodzi oddziałem specjalnym strzegącym Jedwabnego Szlaku – strategicznej drogi handlowej łączącej Chiny z Europą. Jego zadaniem jest utrzymywanie pokoju między trzydziestoma sześcioma narodami, które konkurują o kontrolę nad szlakiem. Pewnego dnia Huo An wraz ze swoimi najbardziej zaufanymi ludźmi zostaje niesłusznie oskarżony o przemyt złota i trafia do miasta-więzienia. Doświadczenie militarne Huo Ana i jego żołnierzy okazuje się przydatne, gdy pod bramami staje zdziesiątkowany rzymski legion pod dowództwem zbuntowanego Lucjusza (John Cusack). Jednak nie oni stanowią realne niebezpieczeństwo. Prawdziwe zagrożenie to wielotysięczne zastępy bezwzględnego generała Tyberiusza (Adrien Brody), podążającego tropem Lucjusza. Epicka bitwa, która rozegra się między garstką doraźnie sprzymierzonych przedstawicieli 36 narodów i legionistów a potężną rzymską armią, przejdzie do legendy. [video-browser playlist="723541" suggest=""]

"Ted 2"

Krytycy są zgodni: jest to niepotrzebna kontynuacja udanego filmu. Obraz zebrał w większości negatywne recenzje, a wyniki w box office mówią jasno, że tym razem się nie udało. "Ted 2" wydaje się wtórny, zrobiony bez serca i pasji, w odróżnieniu od pierwszej części, i szybko się nudzi. Liczba trafionych gagów jest o wiele mniejsza, przez co też film nie bawi tak dobrze jak "jedynka". Problem też jest z fabułą, która jest nieciekawa i momentami nieprzemyślana. W plusach czytamy, że twórcy dobrze korzystają z braku poprawności politycznej, wyśmiewając wszystko i wszystkich, jednak nawet w pozytywnych recenzjach dziennikarze podkreślają, że jest o wiele słabiej niż w poprzedniej odsłonie, a historia pozostawia wiele do życzenia. Podsumowując - jest to sequel niepotrzebny, mniej śmieszny, pozbawiony sensu, który miał "Ted", i zrobiony na siłę. Solidna rozrywka, ale nic więcej. Opis: Niegrzeczny miś powraca w komedii „Ted 2″. John i Ted wciąż mieszkają w Bostonie i mają się znakomicie. Tyle że John jest teraz rozwodnikiem, a Ted ułożył sobie życie z uroczą Tami-Lynn, nieco kiczowatą kobietą z jego snów. Kiedy dopada ich rutyna, decydują się na dziecko, które ma być spoiwem ich związku. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wspólnota Massachusetts, która nie uznaje Teda za człowieka, brutalnie uprzedmiotowiając go pod nazwą „własności”, co rujnuje myśl o adopcji. Ted traci pracę, a jego małżeństwo zostaje unieważnione. Wściekły i przygnębiony Ted prosi Johna, by pomógł mu pozwać stan Massachusetts i odzyskać należne mu prawa. Do walki angażują młodą miłośniczkę (leczniczej) marihuany – prawniczkę Samanthę L. Jackson. Kiedy jednak przegrywają, ostatnią szansą pozostaje podróż do Nowego Jorku i spotkanie z legendarnym adwokatem broniącym praw cywilnych – Patrickiem Meighanem, który pomógłby im wnieść apelację. Jeśli wygrają, udowodnią całemu światu, że Ted nie jest jedynie pachnącym marychą pluszowym misiem, ale pełnoprawnym obywatelem Stanów Zjednoczonych z tymi samymi prawami co inni ujarani i popijający piwo ludzie. [video-browser playlist="723542" suggest=""]

"La rançon de la gloire"

Francuski dramat w reżyserii Xaviera Beauvoisa. Jest to film utrzymany w stylu kina Charliego Chaplina, którego konwencją reżyser bawi się bardzo umiejętnie, przywołując jej ducha. Ciepła i wzruszająca historia dla widzów oczekujących emocji i czegoś lekkiego. Może się nie spodobać osobom, które nie lubią nawiązań do kina niemego. Opis: Koniec lat 70. Oszust Eddy (Benoit Poelvoorde) wychodzi z więzienia po odsiadce za drobne przestępstwa. Na zewnątrz czeka na niego stary kumpel Osman (Roschdy Zem). Pozwala, by Eddy zatrzymał się u niego, a w zamian zaopiekował się jego 7-letnią córką Samirą, której matka przebywa w szpitalu. Zbliża się Boże Narodzenie. Eddy, chcąc pomóc przyjacielowi, zdobyć pieniądze na leczenie żony i przywrócić dziewczynce matkę, wpada na szalony pomysł. Zainspirowany telewizyjną informacją o śmierci Charliego Chaplina oraz niewyobrażalnym majątku, jaki pozostawił po sobie, postanawia wykraść trumnę z ciałem aktora i zażądać okupu od jego rodziny. [video-browser playlist="723538" suggest=""]

"Lost River"

Debiut reżyserski Ryana Goslinga (który jest również autorem scenariusza). Zebrano niezłą obsadę w osobach Matta Smitha, Christiny Hendricks, Saoirse Ronan, Evy Mendes i Iaina Caestaeeckera. Jeśli wierzyć krytykom, nie jest to udany debiut, bo nie pozostawili na nim suchej nitki. Przede wszystkim zarzucają bałagan w scenariuszu Goslinga - jest chaotyczny, przekombinowany i niemal całkowicie pozbawiony sensu. Pod względem reżyserii mimo wszystko zbiera ciepłe słowa, ale krytycy są zgodni, że nie ma tutaj nic oryginalnego, gdyż Gosling jedynie umiejętnie odtwarza style reżyserów, z którymi pracował (najwięcej czerpie z Nicholasa Windinga Refna). Wizualnie ten film może się podobać. Słowem - przerost formy nad treścią. Dziwny film dla wymagającego widza. Opis: Samotna matka wciąga się w mroczny tryb życia z uwagi na kłopoty finansowe. W międzyczasie jej syn odkrywa drogę prowadzącą do utopijnego podwodnego miasta. [video-browser playlist="723543" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj