Serial stworzony przez scenarzystę "Ludzi honoru" i "Social Network" to jedna z najciekawszych produkcji telewizyjnych ostatnich dwóch dekad. Pomysłowy, poruszający ważką tematykę i znakomicie zrealizowany Prezydencki poker pokazuje, że ambitne projekty nie tylko nie ograniczają się do dużego ekranu, ale czasem na właśnie tym mniejszym wypadają lepiej. Jeśli komuś brakowało napięcia w rozgrywkach politycznych "Idach marcowych", to z pewnością odnajdzie je w produkcji stacji NBC.
Czasy, gdy "Prezydencki poker" debiutował były dużo łaskawsze dla telewizji. To samo NBC, które teraz słania się na nogach, kiedyś nie obawiało się zainwestować nie tylko w serial Aarona Sorkina, w dużej mierze opierający się przecież na dialogach, ale także postawić na tematykę polityczną. Przedstawianie działań senatorów, posłów, czy ministrów, to trudny kawałek chleba - nawet gdy fabuła została zgrabnie napisana, a aktorzy dobrze wcielają się w swoje role, nie gwarantuje to sukcesu. Wielkiej publiczności przed trzema laty nie udało się zgromadzić fantastycznie zapowiadającemu się Kings, jeszcze wcześniej polskiej Ekipie, a i obecnie emitowany Boss, mimo niesamowitego klimatu, nie znajduje zbyt wielu fanów. Prezydencki poker jednak "zaskoczył" - powstało aż 7 sezonów i każdy z nich cieszył się niemałym zainteresowaniem.
Dramat polityczny NBC opowiadał historię pracowników Zachodniego Skrzydła, słynnej części Białego Domu, gdzie znajduje się m.in. Gabinet Owalny, Gabinet Roosvelta, czy pokój dowodzenia. W zamkniętej dla zwiedzających części Pałacu Prezydenckiego pracuje nie tylko głowa państwa, ale także jego najważniejsi podwładni. Zresztą, to głównie na nich skupiała się akcja. Prezydent, choć obecny w każdym odcinku, zwykle stanowił tło dla reszty polityków. Twórcy po latach przyznali nawet, że początkowo miał on pojawiać się ledwie kilka razy w sezonie, ale brawurowa zagrana postać Martina Sheena sprawiła, że zmienili zdanie. "Prezydencki poker" to także serial, w którym widać rękę jego twórcy w niemal każdej minucie. Jak na Aarona Sorkina przystało, nie brak tu błyskotliwych dialogów oraz jednoczesnego rozmawiania i chodzenia po korytarzach. Właściwie, to tylko na tym opiera się serial. Cały czas rozmawiają - w każdym odcinku, scenie, ujęciu. A jak rozmawiają, to chodzą. Chodzą po tych korytarzach w każdym odcinku, scenie, ujęciu…
Bohaterowie prowadzą dyskusje na temat rzeczywistych spraw społecznych - publicznej edukacji, służby zdrowia, czy udzielania pomocy innym krajom. Wszystko to podane jest w formie popularno-naukowej, a więc pogłębiamy swoją wiedzę doskonale się przy tym bawiąc. Co ważne udało się uniknąć mocnego upolitycznienia produkcji. Naturalnie widać tutaj najwięcej tendencji liberalnych, a Republikanie to zazwyczaj ci najbardziej aroganccy i nierozgarnięci, ale to doskonale przestawiało też prawdziwą sytuację w Białym Domu i na amerykańskiej scenie politycznej.
[image-browser playlist="601433" suggest=""]©1999 NBC
Choć po czterech sezonach odszedł twórca projektu, Aaron Sorkin, oraz główny reżyser, Thomas Schlamme, serial nie stracił na swojej wartości. A wartość ta nie była bez znaczenia, bo "Prezydencki poker" to bez wątpienia jeden z najlepiej napisanych seriali w historii telewizji. Fani do dziś wspominają pamiętny finał drugiego sezonu, kiedy to prezydent w katedrze zaczyna przeklinać Boga. Po łacinie. Podobnych zaskakujących i mocno nacechowanych emocjonalnie scen w serialu było naprawdę wiele.
Sorkin, Sheen, polityka doskonale odzwierciedlająca rzeczywistość (i czasem nawet wpływająca na nią!), dynamiczne, niekonwencjonalne dialogi - tego w "Prezydenckim pokerze" nie zapomnimy. O nim samym również.
Czytaj więcej: GWIAZDA HATAKA: Aaron Sorkin - mówienie i chodzenie kluczem do sukcesu