Quentin Tarantino to reżyser wyjątkowy, którego dorobku nie da się porównywać do żadnego innego filmowca. Bawi się konwencją, czerpie z różnych gatunków i tworzy zawsze coś nietuzinkowego oraz niespotykanego. Dzięki temu mogliśmy oglądać w jego wykonaniu filmy gangsterskie, westerny, a nawet wariację na temat kina kung fu. Jego filmografia jest niebywale bogata pod względem wyjątkowych scen, które zapadają z różnych względów w pamięć, dlatego też wybór tych ulubionych nie jest zadaniem łatwym, ale podjęliśmy się tego wyzwania, a oto efekt:

Finałowy pościg

"Death Proof"

Moja ulubiona scena z Tarantino to kwestia mocno osobista. Otóż lat temu już chyba z osiem zadzwoniła do mnie znajoma z firmy Kino Świat, prosząc o pomoc. Bo właśnie szykowali do kin „Death Proof” Quentina, dostali tłumaczenie i nie było dobre. To znaczy wszystko się zgadzało, ale pan tłumacz w ogóle nie próbował oddać finezji językowej wulgarnych dialogów i wszystko ugrzeczniał, zmieniając każde „fuck” na „terefere” albo coś w tym rodzaju. A ponieważ wcześniej tłumaczyłem dla nich jeden z filmów mojego ulubionego Kevina Smitha i zgodnie z oryginałem jechałem tam wiązkami naprawdę wyrafinowanymi, to spytano mnie, czy przez noc nie dowulgarniłbym tego tłumaczenia (bo jutro napisy miały być już wypalane na kopii). Fajna robota, prawda? No i właśnie - finałowy pościg, gdy panie wręcz tryskają skomplikowanymi wulgaryzmami, był jego najlepszym kawałkiem. [Kamil Śmiałkowski] [video-browser playlist="675759" suggest=""]

Zaproszenie do baru

"Django Unchained"

Narażam się true fanom, ale choć bardzo lubię stare filmy Quentina, to mam wrażenie, że dopiero od "Bękartów" jest on twórcą, który naprawdę wypracował wszystko, co chciał, i teraz wszystko robi świadomie. Uwielbiam ten film, jest moim ulubionym, ale moja ukochana scena to ta z Django, w której Waltz zaprasza Foxa do baru i nie ma nic przeciwko wezwaniu szeryfa. Ale, podkreśla, szeryfa, nie Marshalla. To, jak rozgrywa potem całą sytuację, jest prawdziwym majstersztykiem i serio, byłem zaskoczony przynajmniej tak samo jak wszyscy mieszkańcy owego małego miasteczka. Tak, łącznie z wezwanym później Marshallem. [Jakub Ćwiek] [video-browser playlist="675760" suggest=""]

Żart w barze

"Desperado"

Nie wiem, czy to moja ulubiona scena, ale jako pierwsza przyszła mi do głowy. I nieodmiennie kojarzy mi się z Tarantino, od poczucia humoru, przez przemoc, aż po fakt, że lubuje się w zabawnych epizodach jako aktor. Zastanawiałem się nad sceną w pubie z "Bękartów wojny", ale mam wrażenie, że to echo po tej z "Desperado". [Marcin Zwierzchowski] [video-browser playlist="675761" suggest=""]

"I'm sorry, I couldn't resist"

"Django Unchained"

Zdecydowanie moja ulubiona scena z ulubionego (jak do tej pory) filmu Tarantino. To doskonały przykład tego, jak Quentin potrafi konstruować akcję, jak prowadzi aktorów i w jaki sposób czuwa nad scenariuszem. Czy ktokolwiek się tego spodziewał? Wątpię. A mimo wszystko wyszło tak, że teraz trudno sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Cudowna sceny, cudowny "Django". [Katarzyna Koczułap] [video-browser playlist="675762" suggest=""]

Bękarty mówiące po włosku

"Inglourious Basterds"

Piękna scena, ukazująca lingwistyczny humor Quentina oraz kunszt aktorski Christopha Waltza (biegle posługującego się językiem włoskim) i Brada Pitta (celowo kaleczącego wymowę dla zwiększenia efektu komicznego). Przezabawny moment w rozpędzonym, bezkompromisowym filmie, który ogląda się z zapartym tchem. [Michał Kaczoń] [video-browser playlist="675763" suggest=""]

"Like a Virgin"

"Reservoir Dogs"

Scena otwierająca pierwszy pełnometrażowy film Tarantino jest jak dla mnie kwintesencją tego, jak kapitalne dialogi pisze Quentin. Niby jest to typowa rozmowa o niczym, niepopychająca fabuły w żaden sposób do przodu - ot, grupka facetów toczy zwykły, luźny dialog. Ale poza Jarmuschem chyba nikt nie potrafi tak jak Tarantino pisać takich luźnych dialogów, których po prostu przyjemnie się słucha. Naturalność - to jest słowo, które idealnie określa tę scenę. Plus mamy do czynienia z tym charakterystycznym poczuciem humoru reżysera, które pokaże jeszcze nie raz w kolejnych filmach (choćby w "Pulp Fiction"). [Sergiusz Furmaniak] [video-browser playlist="675764" suggest=""]

"Crazy 88's"

"Kill Bill: Vol. 1"

Scena z pierwszego "Kill Billa", w której Czarna Mamba krwawo pastwi się nad Obłędem 88, stanowi kompilację Tarantinowskiej brutalności w najlepszym tego słowa znaczeniu. To była po prostu rzeź, lecz doprawiona montażową manierą Quentina, stała się estetycznie dopieszczonym kinematograficznym cudeńkiem. Tu też objawia się geniusz castingowy naszego solenizanta - opanowanie otaczające Umę Thurman w momencie powolnego podnoszenia samurajskiego miecza jest wręcz namacalne, a na jej pierwsze uderzenie oczekujemy z zapartym tchem. Tak właśnie mści się Panna Młoda! [Agnieszka Sudoł] [video-browser playlist="675765" suggest=""]

Superman i Clark Kent

"Kill Bill: Vol. 2"

Jako fanowi superbohaterów ta scena zapadła mi bardzo w pamięci. Bill stara się wytłumaczyć Czarnej Mambie jej życie na przykładzie Supermana. Właściwie dopiero dzięki Kill Billowi doceniłem postać Człowieka ze Stali i jego wyjątkowość na tle innych herosów. Przy okazji jest to genialny wstęp do wielkiego finału i spełnienia wydarzenia, które obiecał nam tytuł filmu. [Oskar Rogowski] [video-browser playlist="675766" suggest=""]

Zegarek w tyłku

"Pulp Fiction"

Scena prosta, finezyjnie zagrana, z rewelacyjnie zaakcentowanym abstrakcyjnym humorem, w której kapitan Koons opowiada młodemu Butchowi, jak wszedł w posiadanie złotego zegarka po jego ojcu. Krótki fragment filmu trzyma w napięciu, bowiem nie wiadomo, do czego dokładnie zmierza przydługi i nieco patetyczny wywód postaci granej przez Walkena. Wydźwięk jest absolutnie niespodziewany, ponieważ cała scena sprowadza się do przechowywania zegarka w tyłku! Tarantino udało się doskonale oddać pastisz wspominkowych scen wojennych w szydzący i humorystyczny sposób. [Jan Stąpor] [video-browser playlist="675768" suggest=""]

Wybieranie kolorów

"Reservoir Dogs"

Uwielbiam pierwszy film Quentina Tarantino i w sumie każda scena mogłaby się w tym zestawieniu znaleźć, ale mój faworyt to wybór ksywek dla naszych bohaterów i kłótnia o kolory. Oto humor Tarantino w całej - a jednak jeszcze raczkującej - okazałości. [Jędrzej Skrzypczyk] [video-browser playlist="675769" suggest=""]

Początkowa sekwencja

"Sukiyaki Western Django"

Quentin Tarantino zagrał sobie rólkę w japońskim westernie, która w całej swojej dziwności zawsze mi się podoba i jest świetnym otwarciem tego niesamowicie specyficznego filmu. Mowa oczywiście o tworze legendarnego Takashiego Miike, którego twórczość bardzo wyraźnie ma wielki wpływ na to, co kreuje sam Tarantino. [Adam Siennica] [video-browser playlist="675770" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj