Na początku kwietnia zadebiutowała nowa platforma filmowa stworzona z myślą o użytkownikach smartfonów. Quibi nie chce jednak konkurować z największymi gigantami rynku, chce stworzyć nową niszę.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że twórcy serwisów VoD robią, co w ich mocy, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Z Netflixa, HBO GO czy Amazon Prime Video skorzystamy zarówno na urządzeniach mobilnych, laptopach, pecetach, telewizorach, jak i przystawkach telewizyjnych. Możemy używać do tego specjalnych aplikacji bądź odpalać serwisy z poziomu przeglądarki. To wszystko ma sprawić, że ulubione treści będziemy w stanie konsumować niemal na dowolnym urządzeniu wyposażonym w ekran.
Serwis Quibi jest inny, wyłamuje się z tego szeregu i próbuje ustalić nową formułę oglądania, która wpasowuje się gdzieś pomiędzy YouTube’a, TikToka i klasyczne usługi SVoD. Jeffrey Katzenberg, pomysłodawca platformy, współzałożyciel DreamWorks Animation i były CEO Disneya, postanowił stworzyć usługę skierowaną do specyficznej grupy odbiorców. Quibi odpowiada na potrzeby miłośników filmów i seriali, którzy doskonale poruszają się w internecie, ale nie mają czasu, aby spędzić kilkadziesiąt minut przy jednej produkcji. To platforma dla osób żyjących w biegu, dla pokolenia Instagrama i Snapchata.
Spędziłem kilka długich godzin z Quibi, aby przekonać się, czy w tym katzenbergowym szaleństwie jest coś, co skradnie moje serce. I muszę przyznać, że jestem zachwycony tym, jak ta platforma funkcjonuje. Mimo iż nie znalazłem tam treści, które skłoniłyby mnie do płacenia 38 zł miesięcznej subskrypcji po upłynięciu 90-dniowego okresu próbnego. Przynajmniej na razie.
Quibi – platforma inna niż wszystkie
Odcięcie się twórców od nośników innych niż smartfony to bez wątpienia największa zaleta tej platformy. Quibi reklamowane jest jako serwis, w którym to widz decyduje, w jakiej pozycji chce oglądać zgromadzone materiały: horyzontalnej bądź wertykalnej. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego rozwiązania. Wydawało mi się, że zespół Katzenberga nie będzie w stanie w taki sposób zaprojektować filmów, aby dobrze wyglądały w obu pozycjach. Myliłem się.
Niezależnie od tego, jak zdecydujesz się korzystać z Quibi, w pełni doświadczysz głębi danej produkcji. Decydując się na poziomy obraz, dostrzeżesz więcej szczegółów otoczenia, zobaczysz całe spektrum postaci biorących udział w danej scenie. W trybie poziomym opowieść staje się bardziej osobista i emocjonalna – możemy z bliska przyjrzeć się każdemu z bohaterów. Owszem, gdy będziemy oglądać w pionie, umknie nam to, co dzieje się wokół, ale opowieść nabierze immersji.
W tym miejscu warto zauważyć, że ekipa odpowiedzialna za Quibi nie poszła na łatwiznę i tryb pionowy nie jest po prostu wycinkiem kadru panoramicznego. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z dwoma w pełni niezależnymi trybami oglądania, które przygotowano z równą pieczołowitością. Świetnie widać to podczas oglądania minidokumentu
Run This City o Jasielu Correi, najmłodszym burmistrzu w historii stanu Massachusetts. W pewnym momencie Correia opowiada o tym, jak
SimCity zainspirowało go do zajęcia się polityką miejską. Kiedy słuchamy jego opowieści w trybie poziomym, na całym ekranie rozciąga się interfejs z gry. W trybie pionowym oglądamy zaś pulpit Windowsa z grą uruchomioną w okienku.
Takich smaczków i niuansów jest znacznie więcej, twórcy z Quibi mają dobre wyczucie tego, w jaki sposób komponować kadry pionowe i poziome. Co więcej, widz w każdym momencie może zmienić perspektywę oglądania. Nie trzeba aktywować żadnych przycisków, wystarczy przekręcić telefon do innej pozycji. Obraz zmienia orientację błyskawicznie, bez żadnych przycięć czy opóźnień. Dzięki temu to widz decyduje, jaką perspektywę obierze podczas oglądania, po części wcielając się w rolę reżysera danego przedstawienia.
Świetnie prezentują się także materiały informacyjne, do których wprowadzono interaktywną linijkę czasu. Na takich kanałach otrzymujemy do dyspozycji przycisk menu aktywujący ramówkę z punktami kluczowymi i krótkim opisem poruszanego zagadnienia. Jeśli jakiś materiał nas nie interesuje, wystarczą dwa kliknięcia, aby przejrzeć harmonogram i przeskoczyć do tego fragmentu, który chcemy obejrzeć.
Takich kanałów otrzymujemy do dyspozycji kilka, znajdziemy wśród nich zarówno materiały ogólnoinformacyjne, jak i takie poświęcone kulturze, popkulturze czy grom komputerowym.
I w tym miejscu dochodzimy do kolejnej kontrowersyjnej kwestii – w Quibi nie znajdziemy materiałów dłuższych niż 10 minut. Nawet jeśli mamy do czynienia z obszerną produkcją dokumentalną, to jest ona podzielona na krótkie, kilkuminutowe, starannie wyreżyserowane sekcje. Taka konstrukcja sprawia, że za jednym podejściem jesteśmy w stanie obejrzeć od początku do końca jeden zamknięty materiał. Dla osób, które spędzają pół życia w biegu, jest to idealne rozwiązanie. Filmy Quibi sprawdzą się podczas podróży autobusem, oczekiwania w kolejce do sklepu czy w trakcie krótkiej przerwy od pracy. To portal skierowany do pokolenia przyzwyczajonego do błyskawicznej konsumpcji treści i w tym gronie prawdopodobnie odniesie sukces.
Quibi jest przy okazji bardzo dobrze wykonany. Aplikacja działa płynnie i sprawnie, treści podzielono na kilka klarownych kategorii, a część filmów możemy pobrać, aby obejrzeć je w trybie offline. Możemy także zdecydować, w jakiej jakości konsumujemy materiały – wykorzystujemy pełny potencjał łącza lub ograniczamy przepustowość, aby zaoszczędzić na transferze danych. Jest tu nawet zaimplementowany system napisów. Niestety, obecnie przystosowany wyłącznie do obsługi hiszpańskiego i angielskiego.
Serwis Katzenberga nie stanowi bezpośredniej konkurencji dla Netflixa, HBO czy Amazonu. Celuje w inną grupę odbiorców i bliżej mu do charakteru YouTube’a, Snapchata czy TikToka. I to na tle tych usług wybija się swoją świeżością.
Czy to oznacza, że Quibi jest skazany na sukces? Gdyby odpowiedź na to pytanie była uzależniona wyłącznie od funkcjonalności serwisu, odpowiedziałbym, że bezwzględnie. Zwłaszcza że darmowy okres testowy trwa aż przez 90 dni, dzięki czemu platforma ma szansę przywiązać do siebie użytkownika. Ale prawdziwą miarą sukcesu będzie to, jak dobre będą produkcje udostępniane w Quibi.
Z danych upublicznionych przez agencję analityczną Sensor Tower wynika, że w pierwszym dniu aplikację Quibi zainstalowało 300 tysięcy użytkowników ze Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu serwis wskoczył na trzecią pozycję najchętniej ściąganych aplikacji w amerykańskiej odsłonie Apple App Store, ustępując miejsca jedynie Zoomowi oraz TikTokowi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h