Na początku tygodnia telewizja Netflix zaprosiła dziennikarzy z całej Europy, w tym z Polski, do Paryża, by pokazać im swoje nowe produkcje oraz kolejne sezony sprawdzonych już seriali. Trzeba im przyznać, że wiedzą, jak zrobić niezłą imprezę.
Sporo już takich imprez odwiedziłem i wszystkie łączyła jedna cecha: strasznie duże napięcie obsługi, gdy w grę wchodził udział hollywoodzkich nazwisk. Tym bardziej byłem ciekaw, jak będzie wyglądał event Netflixa, na którym w jednym dniu miał się pojawić m.in. Kevin Spacey, Ashton Kutcher, Ricky Gervais czy John Lithgow. Zazwyczaj dziennikarze są odcięci od takich osób korowodem ochroniarzy.
Początek zapowiadał podobny scenariusz. Przed wejściem zostałem sprawdzony jeszcze szczegółowiej niż na lotnisku - i to kilka razy. Rozumiem, Paryż nie jest obecnie najbezpieczniejszym miejscem. Kiedy ochrona upewniła się ponad wszelką wątpliwość, że nie wnoszę broni, materiałów wybuchowych czy nawet żyletki, mogłem spokojnie wejść na teren imprezy. Na dużej filmowej hali znajdowało się około 25 kontenerów z logami największych seriali Netflixa, jak choćby
Daredevil,
House of Cards,
Orange Is the New Black,
Special Correspondents,
Marco Polo czy
The Crown. Co ciekawe, zazwyczaj, gdy konkurencja robi takie rzeczy, to rozmowa z aktorami odbywa się na tle papierowej ścianki z logiem danej stacji. Ale nie Netflix. Oni postanowili zmienić reguły gry i zamiast logo postanowili każdy z pokoi urządzić na wzór serialowej scenografii. Tak więc wywiad z Charliem Coxem i Elodie Yung odbył się w salonie Matta Murdocka. Jeszcze przed rozmową postanowiłem się rozgościć na jego kanapie. Muszę przyznać, że jest bardzo wygodna - nie dziwię się, że Matt tak często na niej leży.
Największą popularnością wśród wszystkich dziennikarzy cieszył się gabinet owalny Franka Underwooda. Można było zasiąść za biurkiem prezydenta i nawet podpisać kilka papierów. Co ciekawe, wychodząc z jednego z wywiadów, wpadłem właśnie na Kevina Spacey, który właśnie rozsiadał się w swoim fotelu. Udało się nawet przywitać i wymienić drobne uprzejmości. Jest taki, jak go zapamiętałem z naszego spotkania z 2014 roku, spokojny i wyluzowany. Każdego traktuje jak dobrego znajomego, choć nabrał trochę prezydenckiej postury i gestykulacji.
Podczas gdy część dziennikarzy miała wywiady jeden na jeden z przybyłymi gwiazdami, reszta siedziała w audytorium, wysłuchując paneli dotyczących nowych i starych produkcji Netflixa. Fajna sprawa, bo nie każdy dostał możliwość wywiadu, więc w ten sposób mógł na żywo zobaczyć i posłuchać, co aktorzy mają do powiedzenia.
Cała impreza miała charakter otwarty, co oznacza, że aktorzy przechadzali się pomiędzy dziennikarzami i nie robili nikomu problemu, gdy zostali poproszeni o wspólne zdjęcie czy autograf. Robili to nad wyraz chętnie, co jest miłą odmianą. Zazwyczaj są odgrodzeni od wszystkich korowodem ochroniarzy i przemykają przez czekający tłum z prędkością światła. Nie będę ukrywać, że niekiedy zamieniałem się w fanboya i latałem z aparatem po tych pokojach, by zrobić sobie zdjęcie wśród scenografii. Po wywiadzie był też czas na wspólne zdjęcia z aktorami, których jakoś nie potrafiłem sobie odmówić. Gdybym został zapisany jedynie na panele, latałbym pewnie za gwiazdami jak chiński turysta.
Największym zainteresowaniem wśród wszystkich dziennikarzy cieszyło się spotkanie z Charliem Coxem i Elodie Yung, którzy najczęściej krążyli wśród zaproszonych gości. Ja byłem umówiony na wywiady z obsadą
Daredevila,
Marsille,
The Ranch i
Unbreakable Kimmy Schmidt, o czym będziecie mogli jeszcze w naEKRANIE przeczytać.
Netflix zadbał też o nasz czas pomiędzy wywiadami, co oceniam na plus. Zorganizowano dwa minieventy. Pierwszy to udział w warsztatach kaskaderskich - mogłem wziąć udział w scence bójki zaczerpniętej z
Marco Polo i skopać tyłki kilku nabuzowanym Mongołom pod okiem trenera. Świetna zabawa jednym kopniakiem odesłać człowieka na odległość dwóch metrów. Drugi to prezentacja stroi wykonanych specjalnie do serialu
The Crown oraz możliwość porozmawiania z projektantką, która je wykonała. Po zobaczeniu oryginalnego garnituru Williama Churchila zacząłem współczuć grającemu go Johnowi Lithgowi, który przez cały dzień na planie musi chodzić mocno przygarbiony.
Świetnym pomysłem było również zaprojektowanie kantyny dla dziennikarzy jako kantyny więziennej z
Orange is The New Black, w której jedzenie serwowały „więźniarki” w pomarańczowych strojach. Nawet jedzenie było nam podawane na metalowych tacach. Oczywiście było dużo bardziej wyrafinowane, chyba że więźniarki też dostawały raz na jakiś czas tort czekoladowy z jadalnym złotem, choć nie sądzę.
Gdy zobaczyłem kolejkę wygłodniałych kolegów po fachu, postanowiłem trochę zaczekać na lunch i udać się na drobną przekąskę do Freddy's BBQ Joint na słynne żeberka, które tak uwielbia Underwood. Palce lizać! Poza tym fajny pomysł. Tu tłok też był niezły, ale akurat w tej kolejce chętnie stałem.
Impreza trwała w sumie dwa dni i była dla mnie mocno wycieńczająca z powodu napiętego harmonogramu, liczby paneli i wywiadów, ale szczerze mogę powiedzieć, że tak powinny wyglądać eventy tego rodzaju. Konkurencja może się uczyć. Na koniec każdy z uczestników dostał torbę gadżetów (notes i termos) oraz zapewnienie, że to nie ostatnia taka wizyta. Czekam na następne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h