Wydawało mi się, że powoli wyrastam z gier komputerowych. Jakiś czas temu miała u mnie miejsce „zmiana kodu, dwójka z przodu”, a wraz z nią pojawiły się inne priorytety. Przesiadywanie przed monitorem do późnych godzin nocnych, a nawet do wschodu słońca stało się miłym wspomnieniem. Z gier nigdy nie miałem zamiaru rezygnować, ale godzinna (no, dwugodzinna) sesja wieczorna zaczęła wystarczać w zupełności. Byłem przekonany, że nie tylko ja się zmieniam, ale zmieniają się też gry. Są bardziej widowiskowe, ale za to krótsze – dla mnie idealnie. Niektórzy potrafili skończyć „Battlefielda 3” albo „Modern Warfare 3” w jeden, dwa wieczory. Mi obie produkcje starczyły na tydzień (zawsze coś).

Kiedy wydawało się, że już nic w tym roku mnie nie zaskoczy, pojawił się „Skyrim”. Nigdy nie byłem fanem gier z serii „Prastarych zwojów”, owszem skosztowałem „Morrowinda” i „Obliviona”, ale nie wciągnęły mnie na tyle, by ukończyć choćby główny wątek. Dlaczego? Nie wiem do dziś i co gorsza – nie mam szczególnego zamiaru do nich wracać. Zwracam uwagę na grafikę, tak więc bez względu na to, jak dobrą grą był „Morrowind”, dla mnie to produkcja z innej epoki. Sorry.

[image-browser playlist="606727" suggest=""]

Pierwsze informacje o „Skyrimie” pojawiły się blisko rok temu (zapowiedź na SPIKE TV Game Awards pod koniec 2010 roku) i przyznaje, że nieszczególnie mnie zainteresowały. RPG akcji zyskiwało jednak u mnie coraz większy szacunek, bo w końcu przeszedłem „Wiedźmina”, a wcześniej wszystkie części „Gothica”. Zapowiadana jako „najlepsze RPG 2011 roku” druga część Geralta z Rivii sprawiła mi gigantyczny zawód. Dlatego też z otwartymi ramionami, 11 listopada ruszyłem do zimnego i śnieżnego „Skyrim”, który swoim zjawiskowym światem zachwycił mnie od pierwszych chwil.

Moje pierwsze zetknięcie się ze produkcją Bethesdy sprawiło, że od monitora odszedłem po „zaledwie” sześciu godzinach zgłębiania wyjątkowego świata wykreowanego przez twórców. Musiałbym solidnie przewertować w pamięci ostatnie kilka lat, by znaleźć grę, która wciągnęła mnie równie mocno. I tak przez cały długi weekend i następne dni liczył się wyłącznie „Skyrim”. Zgłębianie głównego wątku to jedno, ale przecież produkcja ta jest bardzo rozbudowana, więc główna oś fabularna to tylko mała część całej gry. Piszę tutaj głównie o Gildiach, każda z nich ma wyjątkowych bohaterów, własne problemy i własną historię, którą poznajemy wraz z kolejnymi zadaniami, by na samym końcu stanąć na czele np. wyjątkowego „Mrocznego Bractwa”. Ale to nie wszystko, jest też wiele questów pobocznych, które w dzienniku zapisywane są jako „różne”. Dość powiedzieć, że po około 30 godzinach grania mam w tej zakładce około 35 rozpoczętych zadań pobocznych. W końcu będę miał na ich wykonanie czas, bo dopiero dziś skończyłem główny wątek gry. Pozostały mi jednak jeszcze co najmniej dwie gildie do przejścia, dlatego też ze spokojem mogę stwierdzić, że „Skyrim” starcza na około 50-60 godzin rozgrywki.

To pokazuje jak słuszne były moje czerwcowe narzekania na drugą część „Wiedźmina”. Panowie z CD Projekt – uczcie się od Bethesdy, bo „Skyrim” pod względem długości rozgrywki deklasuje „Zabójców królów”. Co warte podkreślenia – zadania w „Skyrim” nie są wtórne. Te 30 godzin, które spędziłem przed monitorem to ciekawa, wciągająca historia z długimi questami. Każde miasto jest inne, a każda lokacja różni się od siebie. Widać, że Bethesda odwaliła kawał dobrej roboty i dopracowała swój produkt niemal do perfekcji.

[image-browser playlist="606728" suggest=""]

Niemal, bo jest jednak w „Skyrimie” kilka rzeczy, które potrafią irytować. Więcej o tym przeczytacie w recenzji Adama, która pojawi się na łamach Hatak.pl już na początku przyszłego tygodnia. Irytować w pozytywnym tego słowa znaczeniu może też fakt, że „Skyrim” paraliżuje niemal każdą redakcję związaną z branżą wirtualnej rozrywki. Gry dla Hatak.pl może nie są tak ważne i istotne jak seriale i filmy, ale zapewniamy – nasz zespół również poczuł wciągającą moc tego tytułu.

„Skyrim” to gra roku 2011 – przynajmniej w mojej opinii. Wierzę, że najważniejsze branżowe czasopisma oraz portale internetowe będą podobnego zdania. Warto docenić dzieło Bethesdy Softworks. W tym roku konkurencja jest ogromna, wiele tytułów to jednak kolejne sequele, które do gatunku nie wnosiły nic nowego. „Prastare zwoje” powracają po 5 latach i jest to triumfalny powrót, bo dawno nie było na rynku tak wciągającej produkcji. Gorąco polecam!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj