Premiera "Wiedźmina: Zabójców królów" - nowej gry CD Projektu odbiła się zarówno w Polsce jak i w Europie gigantycznym echem. Solidny PR, silna maszyna nakręcającą i promująca grę (Triss Merigold w Playboy'u i tym podobne) sprawiły, że każdy osobnik kręcący się w szeroko pojętej popkulturze musiał o niej słyszeć. Mało tego – skoro dzieci prezydenta USA Barracka Obamy właśnie walczą z Keyranem, albo próbują ubić w trzecim akcie smoka, to dlaczego ja mam być gorszy?
Prawda jest jednak taka, że grę za namową mojego znajomego zamówiłem długo wcześniej, bo dwa miesiące przed premierą. Zapłaciłem kilkanaście złotych więcej, niż cena w dniu premiery, w Empiku czy Media Markt. Nie musiałem się za to przepychać w kolejkach do półek sklepowych i kas, gdzie – co dziwić nikogo nie powinno – sztuk "Wiedźmina" zabrakło. Jeszcze dobrze nie zacząłem przechodzić prologu, a już na forach internetowych huczało, że gra nie dość, że jest krótka, to jeszcze kiepsko zoptymalizowana i niestety trudno z tymi dwoma stwierdzeniami się nie zgodzić.
[image-browser playlist="610236" suggest=""]
Patriotyzm nakazuje mi bezwzględnie chwalić to, co nasze, polskie. Jednak ten tekst, który czytacie nie ma na celu przekonywać do kupna "Wiedźmina", ani zachwycać się nad kolejnym, fantastycznym dziełem CDP. Muszę ponarzekać, bo fanem tej gry jestem od 4 lat i do dziś pamiętam, że z prologiem i pierwszym aktem w "jedynce" męczyłem się dłużej, niż z ukończeniem "Zabójców królów" (muszę przypominać, że w pierwszej części aktów było aż sześć!?). O ile jeszcze takim produkcjom jak "Call of Duty", czy inny "Medal of Honor" można wybaczyć długość rozgrywki, ponieważ jest jeszcze multiplayer, tak od gatunku RPG oczekuje się długiej, wielowątkowej rozgrywki, która potrafi przyciągnąć do monitora na co najmniej miesiąc.
Rzadko to robię, ale byłem zmuszony "Wiedźmina" sobie oszczędzać i dawkować. Godzina grania dziennie, niemal wszystkie questy ukończone, mijają dwa tygodnie od premiery i... koniec. Jasne, są dwie ścieżki fabularne różniące się między sobą, szczególnie drugim aktem. Wybrałem Roche’a, Iorwetha planuje przejść po sesji, ale nie wiem co jeszcze z nowego "Wiedźmina" mogę wycisnąć. Nie jestem zwolennikiem rozdzielania fabuły, tylko po to, by klnąć przy napisach końcowych, że grę na którą czekało się dwa lata, przeszedłem w dwa tygodnie (dawkując!). Wolę fabułę bardziej liniową, ale przez to jeszcze bardziej wciągającą i dającą radość na dłużej! Prolog, trzy akty (z czego trzeci składający się z zaledwie dwóch zadań), króciutki epilog i zakończenie, a właściwie jego brak, to zdecydowanie za mało!
[image-browser playlist="610237" suggest=""]
Szkoda, że CDP nie miało pomysłu na godne zakończenie drugiej części "Wiedźmina". Ta gra jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie naszemu krajowi (nie mówiąc już o społeczności graczy komputerowych) mogła się przytrafić w ostatnich latach. Ale taka produkcja wymaga fabularnego dopracowania! W momencie gdy Wiedźmin pojawia się w Loc Muinne (trzeci akt), gracz zaczyna mieć wrażenie, że nagle twórcom pomysły się wyczerpały i postanowili szybko, łatwo i BEZBARWNIE zakończyć drugą część gry.
Czekam na trójkę i jestem pewien, że prędzej niż później zostanie zapowiedziana. Jednak wierzę w powrót do korzeni, w długą, wciągającą historię, która wyrwie z mojego życia kilka nocy, dokładnie tak, jak zrobiła to pierwsza część.
P.S. Jeśli jeszcze nie widzieliście zwiastunu pomocyjnego drugiej części "Wiedźmina" na XBOXa, zachęcam. Tomek Bagiński znów odwalił świetną robotę, mimo tego, że promo jest znacznie krótsze niż genialne intro z pierwszej części gry. Polak potrafi!