Skłamałbym twierdząc, że wychowałem się na wcześniejszych częściach „Battlefielda”. Owszem, grałem w każdą, z czego w BF2 i „Bad Company 2” również i na sieci. Więcej czasu spędzałem jednak przy „Call of Duty”, szczególnie z podtytułem „Modern Warfare”. Głównie dlatego, że lepiej tolerowało noobów i po jakimś czasie udawało się osiągnąć wymagany skill by rozgrywka dostarczała przyjemność. „Battlefield” z kolei nie przebaczał. Przekonywałem się o tym jeszcze jako dzieciak w dwójce oraz całkiem niedawno w BC2. I tego też obawiałem się podchodząc do "trójki".

Rozgrywki multiplayer zostawię jednak na później, skupiając się na pewnej nowości w serii. Niebezpośredniej, bo w kampanię dla pojedynczego gracza mogliśmy grać w BC2. W „Battlefieldzie 3” singlowa rozgrywka miała być jednym z głównych atutów, a przynajmniej tak była określana przez twórców. Siedzący w temacie gracz doskonale jednak wie, że esencją rozgrywki jest zabawa z kolegami. Kampania miała wymiatać i pod względem widowiskowości zostawić daleko w tyle serię „Call of Duty”. Wyszło nijako, bo misje w singlu to skrypt na skrypcie, a do tego znacznie gorzej zrealizowane niż u konkurencji. Jedynym atutem, którym twórcy chwalą się w wielu misjach jest niszczenie budynków, ale od razu dodaję – jest ono efektowne, ale całkowicie oskryptowane.

Kampania sama w sobie jest dosyć ciekawa, aczkolwiek fabularnie poprowadzona jest bardzo podobnie do „Black Ops” (motyw z przesłuchiwaniem gracza i retrospekcjami). Podstawowym problemem jest jednak wspomniana widowiskowość, a właściwie jej brak. Misje są stosunkowo urozmaicone, ale żadna z nich nie zapada na pamięć na tyle, na ile do dziś pamiętam misje z pierwszej i drugiej części „Modern Warfare”. Do tego przejście singla zajmuje około 6 godzin, co jest czasem przynajmniej o 2-3 godziny zbyt krótkim, by ostatecznie zadowolić przeciętnego gracza (czyli mnie).

[image-browser playlist="607119" suggest=""]

Na szczęście kampania to tylko przystawka, do tego co czekało na mnie w multiplayerze. Dziewięć kapitalnie zaprojektowanych map, rozgrywka dla 64 graczy na serwerze, multum pojazdów, uzbrojenia, modyfikacji broni. Do tego masa umiejętności specjalnych odblokowywanych z każdym kolejnym awansem. Wszystko to składa się na wybitny tryb wieloosobowy i już dziś wiem, że właśnie przy nim spędzę długie, zimowe wieczory.

Rozgrywka na mapach jest niesamowicie złożona. Toczy się na lądzie, na wodzie i w powietrzu. Przelatujące nad głowami samoloty i śmigłowce, fruwające pociski (również RPG, a co!), aż w końcu moje ulubione czołgi, które dobrze opanowane (funkcja mechanika rządzi) potrafią siać spustoszenie na całej wielkości mapy. Od razu zaznaczam, że mówię tutaj tylko i wyłącznie o trybie podboju, który pozwala na solidną rozgrywkę i umożliwia nabijanie wielu punktów nie angażując się szczególnie w walkę. Tryb szturmu nastawiony jest znacznie bardziej na graczy lubiących szybko zabijać i jeszcze szybciej ginąć.

Na sam koniec zostawiłem sobie oprawę audiowizualną i z czystym sumieniem stwierdzam, że jest to coś, czego jeszcze gry komputerowe nie widziały. W grafice twórcy zafundowali bowiem wyjątkową grę świateł. Abyście zrozumieli mój zachwyt, napiszę tylko, że przeciwka w ciemnym pomieszczeniu da się oślepić latarką lub celownikiem laserowym. Nie muszę dodawać, że przeciwnik może zrobić dokładnie to samo? Efekt jest tyle piękny, co zabójczy i to nie jedyna nowość. Podobnych efektów z przebijającym się przez dziury od kul słońcem w betonowym budynku jest masa. A cienie współgrają ze sobą jak w najlepszych horrorach. Fantastyczna robota.

[image-browser playlist="607120" suggest=""]

Opisując genialność dźwięku, również posłużę się przykładem. Grając na słuchawkach postanowiłem pobawić się trochę snajperem na znanej z bety „Granicy kaspijskiej”. Leżąc w totalnej ciszy, na jednym ze wzniesień usytuowanym niedaleko jednego z punktów kontrolnych wyczekiwałem na ofiarę (i uwierzcie, nie jestem dumny z tego, że wtedy kampiłem). W pewnym momencie, nad moją głową (jakieś 10-20 metrów) przeleciał rosyjski Su-35, sprawiając, że gdybym stał, to nogi stałyby się miękkie, a że siedziałem, to tylko serce zaczęło bić ze dwa razy mocniej. Co warte podkreślenia – takich sytuacji w grze jest więcej. Przelatujące obok głowy RPG to standard, szczególnie na mniejszych mapach. Odgłosy broni, przeładowania, głos silnika Abramsa, czy T90, wszystko dopracowane jest do absolutnej perfekcji.

Ten tekst nie jest recenzją, bo BF3 jest na tyle rozbudowaną grą, że aby opisać jej ogrom potrzeba jeszcze przynajmniej pięciu dodatkowych akapitów. Po tygodniu na serwerach jestem jednak pewny jednego – ta gra na długie lata zapisze się w historii i do czasu wydania kolejnej części (być może za dwa lata, bo za rok ma wyjść nowe „Medal of Honor”) liczba graczy chcących postrzelać nad Sekwaną, czy na wyspie Chark nie zmniejszy się. A średnio udaną kampanię należy traktować jako dodatek, który nie przeszkadza w pozytywnym odbiorze „Battlefielda 3”. Do zobaczenia w okolicach kaspijskiej granicy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj