No, może cała męska część graczy. Trudno jednak dziwić się kobietom – która z nich chciałaby wcielić się w 40-letniego prawiczka w tandetnym garniturze? Nie był to również wymarzony avatar dla mężczyzn, ale Larry nie był tylko podstarzałym kobieciarzem, a jego przygody na ekranie monitorów nie były bynajmniej grą soft porno. Choć nagość w każdej części serii jest bardzo wyraźnie sugerowana, tak naprawdę jest jej jak na lekarstwo. W przeciwieństwie do masy lekko zasłoniętych kobiecych wdzięków i dużej dawki dobrego humoru – w to "Leisure Suit Larry" oznaczony numerem siedem bowiem wręcz obfituje.

Liczba w tytule gry może być poniekąd myląca, bo tak naprawdę "Larry 7: Miłość na fali" jest… szóstą częścią. W pewnym momencie studio Sierra zaniechało produkcji czwartej odsłony, a gdy seria znów dostała zielone światło nie powrócono już do poprzedniego projektu, a zajęto się kolejną, piątą częścią.

Historia serii została tu przywołana nie bez powodu, bo jak to w przygodówkach zwykle bywa, kluczowa jest fabuła. W "Leisure Suit Larry" ma ona szczególne znacznie, bo choć granie w którąkolwiek z części nie wymaga znajomości poprzednich, to jednak warto dodać, że niemal każda z nich zaczyna się dokładnie w momencie, w którym skończyła ostatnia. Często zresztą odwracając sytuację – szczęśliwe zakończenie zostaje zamienione w kolejną pechową sytuację bohatera. I tak też było w przypadku "Miłości na fali", gdzie Larry Laffer już w pierwszych minutach gry zostaje rzucony przez Shamarę, o której względy starał się w "Larry 6: Z impetem w głąb".

W siódmej części Larry szuka miłości, czy też raczej – przyznajmy to otwarcie – seksu, na statku. Aby podbić serce pani kapitan, musi on w trakcie rejsu wygrać trwający tydzień konkurs. W zdobyciu najwyższej liczby punktów w każdej z konkurencji (od kręgli, przez konkurs na najlepiej ubranego pasażera, aż po test sprawności w łóżku) Larry’emu pomaga gracz. Oczywiście nawet największy mistrz myszki i klawiatury nie sprawiłby, że główny bohater wygra choć jeden z tych wszystkich konkursów, więc jesteśmy zmuszeni do… oszukiwania. Niemal za każdym razem Larry wysługuje się więc napotkaną przez siebie piękną kobietą.

W  "Larrym 7" nie brakowało niewybrednych dowcipów, w szczególności tych dotyczących tematów "damsko-męskich". Świetnie można się było bawić także przy którymś z rządu podejściu – grę naszpikowano rozmaitymi ukrytymi żartami i tzw. "easter eggami". Te ostatnie twórcy postanowili potraktować w ogóle bardzo dosłownie i za każdym razem, gdy udało nam się odnaleźć tajną opcję, w lewym górnym rogu ekranu pojawiało się… wielkanocne jajo. Wiele humoru dostarczały też spotykane w grze postacie. Dość powiedzieć, że pasażerkami statku były m.in. Drew Baringmore, Dewmi Moore, Jamie Lee Coitus i Annette Boning. Twórcy bardzo często odwoływali się do popkultury w dialogach oraz cytowali słynne sceny, a w kasynie na statku można było spotkać kilka różnych wcieleń agenta 007.

"Larry 7: Miłość na fali" zdobył sporą popularność również w Polsce. Choć niewątpliwie gra zasługiwała na swój rozgłos, jej wysoka sprzedaż była spowodowana w dużej mierze niezbyt popularną jeszcze dekadę temu lokalizacją. W grach przygodowych znajomość języka, jakim posługują się bohaterowie miała szczególne znacznie i często dobre tytuły przez brak polskiej wersji przechodziły bez echa. Choć dziś wielu oburzyłoby się, że "Miłość na fali" spolszczono za pomocą dubbingu, to właśnie głównie z tego powodu pamięta się tę grę. W głównych rolach obsadzono prawdziwych specjalistów w tej dziedzinie – narratorem był Jacek Czyż, Jańcią Miriam Aleksandrowicz, Zofią Dzban Joanna Wizmur, a Angelą Dzban Anna Apostolakis. Głosu pani kapitan, której zdobycie było celem gracza, użyczyła zaś Katarzyna Figura. Te wszystkie nazwiska jednak wydają się zupełnie nieważne, jeśli przypomnimy sobie, że Larry Laffer mówił głosem… Jerzego Stuhra!

Od premiery przygodówki Sierry minęło już 16 lat, ale prezentowany w niej humor wydaje się ponadczasowy. "Miłość na fali" to najlepsza część serii i warto po nią sięgnąć choćby nawet dzisiaj. Jasne, niekiedy trzeba być bardzo kreatywnym, bo zdarzy się, że gra wymagać będzie od nas ręcznego wpisywania komend ("przywal", "uderz" i "wybij" na szybę nie zadziałają, ale "zbij" już tak), ale wysiłek intelektualny jeszcze przecież nikogo nie zabił. Niska rozdzielczość może początkowo odstraszyć, ale ręcznie rysowana grafika nadaje produkcji fantastycznej atmosfery, którą często gubi popularny dziś trójwymiar.

To co, pomoże ktoś Larry’emu podbić serce pani kapitan?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj