Od kilkunastu godzin spora część polskiej Sieci związanej z fantastyką i mediami żyje faktem, że na pokaz prasowy nowych Star Wars: The Force Awakens nie wpuszczono Macieja Parowskiego, jednego z nestorów polskiej krytyki filmowej, dawnego redaktora naczelnego Nowej Fantastyki, gościa, który jako jeden z pierwszych pisał z sensem o produkcjach Lucasa, i to już w latach siedemdziesiątych. To fakt. Maciek nie potwierdził mailem, że przyjdzie, w związku z czym nie było go na liście zaakceptowanej w międzyczasie gdzieś wyżej, dalej, poważniej przez (pewnie nawet pozapolskie) ważne osoby w Disneyu. I nie wszedł. I w komentarzach aż furczy, że jak tak można, że to się nie godzi, że to nie fair. Nie wchodzimy w tę dyskusję, nie tu i nie teraz, ale to, jak w ogóle dziś wygląda życie człowieka piszącego o filmach, może być dla kogoś interesujące. No url Zacznijmy od tegoż pokazu. Pozwolę sobie wkleić regulamin z maila o seansie w IMAX:
REGULAMIN POKAZU: UWAGA! Ze względu na wytyczne producenta filmu jesteśmy zobowiązani do zachowania szczególnych środków ostrożności podczas pokazu. Przed seansem poprosimy Państwa o:
  • Okazanie dokumentu tożsamości. Na pokaz zostaną wpuszczone wyłącznie osoby bezpośrednio związane z redakcją, które dostały zaproszenie drogą mailową z adresu (...)@disney.com, a ich nazwiska zostały umieszczone na liście gości. Prosimy nie przekazywać zaproszeń osobom trzecim.
  • Pozostawienie urządzeń rejestrujących (telefony, tablety, komputery, okulary google etc.) w domu, biurze, samochodzie lub zdania ich do depozytu w kinie. Na sali kinowej nie może znajdować się absolutnie żadne urządzenie zdolne do rejestrowania lub przekazywania obrazu/dźwięku.
  • Wszelkie procedury bezpieczeństwa, które zostaną zastosowane na pokazie (takie jak kontrola wykrywaczem metali, sprawdzenie toreb przez pracowników ochrony) mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa Państwu oraz wyświetlanemu materiałowi filmowemu. Serdecznie dziękujemy za zrozumienie i współpracę.
UWAGA! Aby umożliwić widzom na całym świecie poznanie wszystkich niespodzianek i zwrotów akcji w filmie Star Wars: The Force Awakens, zwracamy się do Państwa z prośbą o nieujawnianie istotnych informacji na temat zakończenia lub fabuły filmu w recenzjach jak i za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Tak to wczoraj wyglądało i wcale nie był to przypadek odosobniony. Ba, bardzo często zamiast proszenia o niezdradzanie szczegółów przed seansem każdy musi podpisać dokument, w którym zobowiązuje się, że nie będzie o filmie pisał ani na żadnych łamach, ani wypowiadał się publicznie czy w serwisach społecznościowych przed dniem... - i tu wpisana jest data zwykle kilka, kilkanaście dni przed oficjalnym wprowadzeniem tytułu do kin. Podobnie jest podczas wyjazdów na plan filmu/serialu. Zanim gdziekolwiek wejdziesz, zobaczysz coś, porozmawiasz, musisz podpisać dokumenty, w których pod groźbą bardzo wysokich kar finansowych zobowiązujesz się do milczenia. No url Czasem to naprawdę frustrujące. Oto jedna koleżanka z innej redakcji była w lutym na planie świątecznego odcinka Sherlock (tego, który będzie miał premierą zaraz po Nowym Roku) i do listopada (!) mogła tylko przebierać nogami - nikomu nie mogła powiedzieć, że ten odcinek nie dzieje się współcześnie, bo twórcy serialu przenieśli akcję i bohaterów o sto lat wstecz. Wiedziała i musiała siedzieć cicho, dopóki rzecz nie została oficjalnie ogłoszona przez twórców. Tak to właśnie wygląda. Oczywiście wewnętrzna frustracja z pewnością jest w pełni rekompensowana przez możliwość zobaczenia na żywo pracy Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana, ale nie zmienia to faktu, że niejeden nabawiłby się od tego wrzodów. I pewnie niejeden się nabawił. Czasem jest jednak odwrotnie. Czasem ktoś się nie zabezpieczy takim dokumentem i bywa, że komuś w rozmowie się coś wymsknie, a dziennikarze z tego chętnie i skrzętnie korzystają. Ot, byłem w wakacje w Los Angeles i przeprowadzałem wywiad z Davidem Simonem, kultowym twórcą seriali HBO. Na wieść, że jestem z Polski, powiedział, że wybiera się do nas we wrześniu na festiwal. I to był news (mały i niszowy, ale news), bo wtedy jeszcze ani HBO, ani organizatorzy imprezy nie ogłosili jeszcze przyjazdu Simona do Gdyni. Czasem oczywiście zdarza się, że ktoś łamie embargo. Czy faktycznie płaci wielkie pieniądze – nie mam pojęcia, ale z pewnością traci kontakty i możliwość pracy w branży, bo branża tak łatwo nie wybacza, a jej macki sięgają naprawdę daleko. Jakiś czas temu dostaliśmy maila z Los Angeles od pewnej poważnej i dużej (sprawdziliśmy) kancelarii prawniczej, że news na naszych łamach, w którym piszemy o spekulacjach jednego z amerykańskich serwisów na temat fabuły nowego Terminatora, jest złamaniem embargo i mamy go zdjąć. Pomijając już fakt, że takie listy tylko potwierdzają te spekulacje (i faktycznie okazało się, że Matt Smith grał w tym filmie Skynet), to przecież my nie złamaliśmy żadnego embarga, bo żadne nas nie obowiązywało – nic nie podpisaliśmy. Ale amerykański news, na którym oparliśmy nasz tekst, już następnego dnia zniknął, czyli jednak ktoś to embargo złamał i pewnie poniósł konsekwencje. No url Wizyty na planach, seanse prasowe to często stąpanie po polu minowym, ale przecież robimy to dlatego, żeby zapełnić serwis ciekawymi treściami, umiejętnie je dawkować, ostrzegać o spoilerach. Recenzja nowych Gwiezdnych wojen ze spojlerami ukaże się jutro, gdy już będziemy mogli wymienić się wrażeniami z tymi, którzy będą po pierwszych seansach. Oczywiście będzie mocno oznaczona, że zawiera szczegóły fabuły. Nie przeczę, fajną mamy robotę, ale ona też ma swoje zasady i ograniczenia. Sami możecie się przekonać – zawsze jesteśmy otwarci na nowych autorów i wcale nie żałujemy im seansów czy kontaktów. Każdy, kto się sprawdzi, ma szansę stać się jednym z nas i też obejrzeć sobie wcześniej Gwiezdne wojny, o ile spełni też wymagania naszych partnerów i nie złamie regulaminu.
P.S. Marcin Rączka: W przypadku pokazów gier przed premierą sytuacja jest taka sama, a czasem nawet dużo gorsza. Kilkukrotnie miałem okazję brać udział w sprawdzaniu gier na kilka miesięcy przed ich oficjalną premierą. Ilość papierków do podpisania była spora i otwarcie musiałem zgadzać się na to, że jeśli ujawnię informacje - przykładowo o nowym Wiedźminie - które nie powinny ujrzeć światła dziennego - zapłacę karę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Podobne kary nakładane są, jeśli informacje opublikujemy przed wygaśnięciem embarga. W przypadku recenzji gier jest identycznie. Jeśli otrzymuję finalny produkt przed premierą (często jest to około tygodnia przed pojawieniem się pudełka na półkach sklepowych), automatycznie zgadzam się z przestrzeganiem embarga, którego nawet nie podpisuję. Nie mogę o grze napisać nic (nawet przykładowego: "Ta gra jest fantastyczna!" na Twitterze), nie mogę pokazać żadnego wideo, ani żadnego screena. I podobnie jak pisał Kamil - nie wiem, czy jeśli embargo złamię, poniosę konsekwencje finansowe. Ale chyba nikt nie chce się o tym przekonać z prostego powodu. Działaniem na niekorzyść wydawcy (który, jakby nie patrzeć, zaufał mi udostępniając grę przed premierą) zamykam sobie drogę do kontaktów branży, które są w naszym zawodzie bardzo cenne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj