Jedną z głównych ról w filmie Kamerdyner gra własnie Sebastian Fabijański. Co o nauce języka kaszubskiego i współpracy z Filipem Bajonem mówi sam aktor?
Podczas 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni miałem okazję porozmawiać z aktorem i wypytać go nie tylko o pracę nad filmem Kamerdyner, ale także o jego przyszłe projekty. Rozmowa przeprowadzona była dzień po pierwszej projekcji filmu, a Sebastian Fabijański był w naprawdę dobrym humorze.
Michał Kujawiński: Nie mogę na początek nie zapytać o język kaszubski, którym obok polskiego posługiwał się pan w filmie. Sprawiał jakieś problemy?
Sebastian Fabijański: Nie, myślę że to jest kwestia jakichś umiejętności i powtórzenia melodii, który każdy język i każdy akcent zawiera, więc nie sądzę, żeby to sprawiło mi szczególną trudność. Ale było to jednak wymagające zadanie.
Czy przed pracą na planie zagłębił się pan w historię wydarzeń z początku XX wieku? A może udało się też poznać zwyczaje dzisiejszych Kaszubów?
Nie, wcześniej nie. Ale oczywiście poczytałem o regionie i ludziach. Znam zwyczaje takie bardziej anegdotyczne typu tabaka (śmiech).
Kamerdyner to wielkie przedsięwzięcie z uznanym reżyserem. Jak panu współpracowało się z Filipem Bajonem?
Filip jest wielkim intelektualistą. To jest facet, który otwiera świat i myślę, że w tym przypadku otworzył go i mnie. Daje też dużo swobody artystycznej.
Źródło: AgoraByło zatem miejsce na improwizację, czy jednak trzeba było trzymać się sztywno scenariusza?
Tak, oczywiście. Raczej nie jestem fanem realizowania scenariusza, ale bardziej zwolennikiem robienia filmu. Później życie i tak weryfikuje papier. Jest zatem tutaj miejsce na wolność.
Mateusz jest główną postacią, która ustawiona jest po dwóch stronach barykady. Znajduje pan z nim jakieś wspólne cechy?
Do Mateusza mi bardzo blisko. Przed premierą w dalszym ciągu nie chce za bardzo o nim mówić. Miałbym wrażenie, że zdradzam przyjaciela. To jest świetny chłopak, któremu wiele dałem. To było bardzo trudne zadanie i zdecydowałem ograniczyć się w środkach ekspresji i wyrazu. Zamknąłem go w swoim świecie. Nie chciałem, żeby to był efektownie zagrany bohater. Chciałem, żeby to był introwertycznie usposobiony chłopak, do którego musimy się dobić i który tylko w niektórych momentach daje wyraz swojej prawdziwej natury.
Produkcja Kamerdynera trwała trzy lata. Jest to dość długi okres . Czy zostało w panu coś z Mateusza dzisiaj?
Zawsze będzie mi naprawdę bliski i głęboko w sobie czuję tego bohatera i bardzo z nim empatyzuję.
Które w takim razie sceny były najtrudniejsze? Te, które wymagały więcej ekspresji i trudno było utrzymać pańskie założenia o tym bohaterze?
Nie mam problemu z jako taką ekspresją, ale uważam, że zupełnie adekwatne do tego scenariusza było to, żeby Mateusza przystopować, żeby on nie był tak pretensjonalny.
Źródło: WłasneDrugą najważniejszą rolę odgrywa Marianna Zydek jako Marita. Jak układała się wasza współpraca na planie? Od razu była chemia, a może potrzebowaliście czasu, żeby zaiskrzyło?
Nie, było dość dynamicznie i momentami burzliwie. Ta relacja taka właśnie jest w filmie i ma to swój odzew w relacjach prywatnych. Tego nie da się tak w pełni od siebie oddzielić.
Kamerdyner to duża produkcja historyczna, kostiumowa. Czy teraz na tę ścieżkę chce pan skierować swoją karierę?
Teraz też robię film historyczny Legiony i tam również gram główną rolę. Ja się nie określam, że gram w filmach takich i takich. Robiłem też film z Xawery Żuławski, bardzo artystycznie pojechany i to jest coś, co również bardzo mnie interesuje.