Legenda najtwardszego z Sędziów patrolujących futurystyczne miasto Mega-City One, spersonifikowanego testosteronu jakim jest Sędzia Dredd, narodziła się w dosyć niepozornych okolicznościach.
W 1977 roku Kevin Gosnell i Pat Mills powołali do życia brytyjską antologię komiksową zatytułowaną 2000 AD. Magazyn ukazuje się w Wielkiej Brytanii do dziś i przerósł już o spory szmat czasu swoją tytułową „przyszłość”. Każdy numer prezentuje kilka różnych parostronicowych historii i ukazuje się raz w tygodniu. To właśnie na jego łamach swoje kariery zaczynali lub rozwijali tak uznani twórcy, jak Alan Moore, Alan Grant, Neil Gaiman, Grant Morrison, Mark Millar, Brian Bolland, Simon Bisley oraz Dave Gibbons, którzy w drugiej połowie lat 80. przenosili swój warsztat twórczy w realia ojczyzny historii obrazkowych. Stanowili trzon „brytyjskiej inwazji” komiksowej na USA i doprowadzili do rewolucji, która jeszcze teraz odbija się na całym medium.
Dredd i futurystyczna wizja Stanów Zjednoczonych powstały w głowie scenarzysty John Wagner i zadebiutowały w drugim numerze publikacji, pozostając w niej do dziś. W tym roku przypada czterdziesta rocznica debiutu twardego obrońcy prawa, który doczekał się już 2000 „progów” (skrót od „program”; tak właśnie nazywane są fragmenty przygód postaci prezentowane w 2000 AD). Przetrwał również wojnę atomową, atak nuklearny oraz inwazję zombie. Ale w jego życiu można to nazwać po prostu trochę gorszym dniem.
Atomowa pustynia
W świecie przedstawionym początek działania systemu Sędziów przypada na lata 30. XXI wieku. Fikcyjna Ameryka była bardzo podobna do dzisiejszej, rzeczywistej wersji, mimo iż została odwzorowana na Stanach Zjednoczonych schyłku lat. 70. XX wieku. Cały kraj cierpiał z powodu problemu przestępczości, rozwiniętego do gargantuicznych rozmiarów – morderstwa, korupcja i kradzieże były codziennością na ulicach miast, a przestępcy nic sobie nie robili z przestarzałego systemu prawnego. Ta sytuacja doprowadziła amerykański rząd do podjęcia radykalnych kroków w celu zniszczenia zbrodniczej fali. Stworzono tzw. „natychmiastowy system sprawiedliwości”, opierający się na działalności specjalnie wytrenowanych Sędziów, których zadanie było śmiertelnie proste: stawali się jednocześnie policją, ławą przysięgłych i egzekutorami. Problem przepełnionych więzień i instytucjonalnych zawirowań, które sprawiały, że największe szumowiny mogły żyć na wolności przez wykorzystywanie kruczków prawnych, odeszły w niepamięć. Sędzia natychmiastowo wykonywał wyrok i jeśli przestępca miał akurat dużo na sumieniu, to kończył z dodatkowym otworem w ciele – na miejscu, szybko, bez zbędnej papierologii.
System funkcjonował całkiem sprawnie, ale prawdziwa jego ekspansja nastąpiła dopiero po jednym z największych kataklizmów w historii planety. W 2070 roku psychicznie chory amerykański prezydent Robert Booth rozpoczął Wielką Wojnę Atomową – III Wojnę Światową, w którą zamieszane były największe mocarstwa globu. Doprowadziło to do skażenia ogromnej części ziemskich obszarów. Wielkie połacie Ameryki zaczęły przypominać obrazki znane z postapokaliptycznych wizji. Jedynymi miejscami, którym udało się przetrwać we względnie dobrym stanie, dzięki rozwiniętemu systemowi obronnemu, były tzw. „Mega Miasta” – ogromne przeludnione molochy, które stanowiły groteskowy pomysł na przedstawienie typowej amerykańskiej metropolii. Setki kilometrów zbitego w organicznie działającą całość żelaza i betonu, z podziałem na sfery biedne i bogate. Mega-City One, w którym urzęduje Dredd, jest przykładowo osadzone na terenach ogromnej części Wschodniego Wybrzeża USA, a siedziba Sędziów znajduje się w Nowym Jorku, gdzie biedniejsi żyją w mobilnych domach i nieustannie poruszają się po specjalnych autostradach, a w ogromnych wieżowcach umieszczono warstwy uprzywilejowane. Oprócz Mega-City One na terenie Stanów Zjednoczonych przetrwały jeszcze dwa tego typu Mega Miasta, znajdujące się w Kalifornii i Teksasie. Pozostała część kraju to atomowa pustynia nazwana Przeklętą Ziemią; mimo zabójczego skażenia jest domem dla różnej maści mutantów oraz przestępców, którzy nie mają wstępu do miast. Często zbiorowiska takich porzuconych przez państwo grup są widocznym zagrożeniem dla funkcjonowania systemu.
Po katastrofie mieszkańcy zwrócili się w stronę Sędziów, aby ci rozprawili się z prezydentem, który stał się masowym mordercą. Po długich walkach futurystyczni policjanci osiągnęli sukces i stali się główną władzą w państwie powolnie podnoszącym się po kataklizmie. Doprowadziło to również do przeszczepienia systemu Sędziów na inne światowe Mega Miasta. Razem z przeważającą częścią Ameryki umarła demokracja, a władza sędziów wprowadziła autorytaryzm. System Sędziów, koncepcja Mega Miast i postapokaliptyczny koszmar to główne elementy definiujące niezwykły świat, w jakim przyszło żyć najbardziej znanemu i najtwardszemu z Sędziów – Dreddowi.
Jestem prawem!
Na początku trzeba uzmysłowić sobie jedną ważną rzecz – Dredd nie jest superbohaterem. Mimo tego, że stoi po stronie prawa i nosi uniform, który może kojarzyć się z kolorowymi trykotami, jego działania i postawy najczęściej stoją w sprzeczności z kodeksem typowego amerykańskiego herosa. Dredd, będący młodym klonem pierwszego Głównego Sędziego Fargo, jest po prostu twardym skurczybykiem. Został stworzony i wytrenowany do bycia perfekcyjnym oficerem – całkowicie oddanym idei prawa bezkompromisowym oskarżycielem, który odstrzeliłby głowę własnej matce, jeżeli tylko by na to zasłużyła. Sam pomysł na postać jest w pewnym stopniu podyktowany chęcią ostrzeżenia przed tym, że potężni superbohaterowie – a nawet dzierżący broń policjanci – mogą być z natury faszystami, którzy dzięki nabytej władzy wprowadzają rządy terroru.
Pojawienie się Dredda samo w sobie było rewolucyjnym pomysłem. W czasie jego debiutu amerykańskie komiksy obrodziły już m.in. w Wolverine’a – jednak wyposażony w niezniszczalny szkielet, mordercze szpony i zdolność samoregeneracji mutant w dalszym ciągu był niezwykle mocno ograniczony komiksowymi konwencjami. Choć ciągle wspominano o jego okrutnej naturze, sceny morderstw były jedynie sugerowane, a często po prostu okazywało się, że złoczyńca nadal żył i był jedynie ranny. Mimo świtu brutalnych antybohaterów, świat amerykańskiego mainstreamu nadal musiał mieć się na baczności przed cenzurą. Dredd nie miał takich problemów. Gdy wymierzał karę, była ona prosta i ostateczna. Nie aspirował do roli herosa, którego potrzebowało społeczeństwo. Był po prostu lekarstwem uderzającym prosto w zakażone komórki społeczne i dokonującym spustoszenia – zawsze w imię prawa.
Sentencja „Twarde prawo, ale prawo” mogłaby zostać podtytułem całej serii. Idealnym przykładem owej bezpardonowości i zimnego wymierzania sprawiedliwości jest historia The Apocalypse War z 1982 roku. To właśnie w niej sowieckie Mega Miasto zwane East-Meg One zaatakowało bez ostrzeżenia Mega-City One. W wyniku uderzenia rakiet z ładunkiem nuklearnym połowa populacji ośmiuset milionowej metropolii zginęła, a duża część zamieszkanych terenów została zniszczona i pokryta radioaktywnym pyłem. Dredd, razem z grupką podległych mu sędziów natychmiast ruszył do wrogiego miasta, aby wymierzyć karę masowym mordercom. Przedarł się aż do sowieckiej bazy i miejsca, gdzie znajdowały się kontrolery wrogiego arsenału nuklearnego. To właśnie tam uwięziony radziecki żołnierz prosi, aby oszczędził pięćset milionów mieszkańców East-Meg One. Dredd z wykrzywionym w odrazie grymasem na twarzy odpowiada tylko: „Połowa MOJEGO miasta jest spalona na popiół przez pociski wystrzelone z East-Meg One, a ty prosisz MNIE o litość? Prośba odrzucona!”, po czym wciska przycisk i sprowadza na wrogie miasto deszcz rakiet. Zrobił to, ponieważ cel zawsze uświęca środki i liczy się tylko triumf prawa.
Josepha Dredda – niezbyt przypadkowo będącego imiennikiem Stalina – jak i całą koncepcję związanego z nim świata przyszłości najprościej można określić jako amerykanizację do potęgi amerykańskiej. Brytyjscy twórcy, mając dystans do kraju Wujka Sama, przedstawili swoją wizję światowej potęgi, doprowadzając dumne jankeskie wartości do granic absurdu i groteski. Dredd wzorowany jest na amerykańskich filmowych ikonach lat 70. – sędzia to po prostu esencja amerykańskiego bohatera, mocno osadzonego w realistycznym świecie przemocy, a jednocześnie mocno przerysowanego i osiągającego status ikony – jak Clint Eastwood w Brudnym Harrym, Steve McQueen w Bullittcie czy Charles Bronson w Życzeniu śmierci. Tutaj jednak zamiast jednostki wymierzającej sprawiedliwość za wszelką cenę mamy cały system prawny, którego nadrzędnym celem jest natychmiastowe ukrócenie działalności przestępczej jakiegokolwiek rodzaju. Nie bez wpływu na całość pozostaje również inspiracja klasycznymi westernami, szczególnie w opowieści prezentujących Dredda przemierzającego radioaktywną prerię Przeklętej Ziemi (osobiście mocno polecam historię The Dead Man z progów 650-662). Maksymalne wyolbrzymienie sprawdza się tutaj idealnie. Dredd jest dzięki temu dobrym i złym gliną jednocześnie. Największym bohater, o jakim możesz marzyć i największy koszmar mogący stanąć ci na drodze kumulują się w tej samej osobie.
To największy twardziel, jakiego można wykreować nie popadając przy tym w przesadną parodię, który ewoluuje razem ze swoim komiksowym życiem. Wizualnym tego przykładem jest jego fizyczność. Przez pierwsze lata swojej egzystencji Dredd był twardym gliniarzem, jednak budową ciała nie przypominał worka mięśni. Jego wysportowana, ale wciąż szczupła sylwetka łączyła go ze wspomnianymi już wcześniej Eastwoodem i McQueenem. Dopiero pod koniec lat. 80., na fali fascynacji kultury kipiącymi testosteronem akcyjniakami z Sylvestrem Stallone’em i Arnoldem Schwarzeneggerem, protagonista zyskał wielkie mięśnie i niesamowicie wydatną szczękę, o której kanty mogły rozbijać się samoloty. Bohater cały czas dostosowywał się do zmian w kulturze amerykańskiej, a cała seria utrzymała satyryczny i groteskowy styl wypowiedzi. Co ciekawe, Dredd miał być początkowo czarnoskórym bohaterem. W rysy przynależne do tej rasy wyposażył go rysownik Carlos Ezquerra (który przeniósł na papier pierwsze pomysły Wagnera, stając się współtwórcą postaci Sędziego). Jednak czarno-biały druk sprawił, że pomysł Hiszpana został pominięty, szczególnie, że Dredd i tak NIGDY nie zdejmuje swojego ikonicznego hełmu (co ciekawe jednym z pierwszych złoczyńców wpakowanych przez niego do paki jest niejaki Whitey). Dlaczego w komiksie nie można pokazywać jego twarzy? Bo jest symbolem, nie człowiekiem. To prawo ucieleśnione, które patroluje ulice swojego miasta nieustannie, a odpoczywa jedynie podczas dziesięciominutowej wizyty w komorze snu. Nie ma alternatywnej tożsamości. Nie potrzebuje Bruce’a Wayne’a czy Clarka Kenta. Jest dokładnie tym, co widzimy na pierwszy rzut oka – personifikacją idei. Sprawiedliwość nie może mieć konkretnej twarzy i ten trop działa w komiksie od lat (co ciekawe, w progu nr. 8 Dredd ściągnął hełm, jednak projekt jego twarzy nie spodobał się redaktorowi serii. Z tego powodu w ramach żartu zakleił ją wielką naklejką z napisem „cenzura”. Przez następne 35 lat ten nieznaczący szczegół stanie się jednym z symboli całej serii). Jedyny moment, gdy widzieliśmy Dredda bez hełmu, to historia, w której… jego twarz była zniszczona nie do poznania przez radioaktywne odpady.
Mimo przedstawienia Ameryki w krzywym zwierciadle, Sędzia Dredd nie jest prostą parodią. To USA wyolbrzymione do granic możliwości, ale ogromna część zdarzeń potencjalnie mogła mieć miejsce. Zimna wojna i wyścig zbrojeń między USA i ZSRR były jak najbardziej realne i mało kto wie, że gdyby nie interwencja (a w zasadzie jej brak) rosyjskiego wojskowego Stanisława Pietrowa, to 26 września 1983 roku na świat spadłaby nuklearna pożoga, podobnie jak we wspomnianym już The Apocalypse War z roku… 1982. Również nagły wzrost przestępczości, ataki terrorystyczne, coraz bardziej zaciskające się ręce prawa na gardłach obywateli i bezsensowna przemoc to podstawowe zagrożenia, z jakimi zmagają się współczesne Stany Zjednoczone. Nie wspominając już nawet o tym, że Mega Miasta są coraz bardziej realne, czego przykładem jest megalopolis wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, które podobnie jak w świecie Dredda obejmuje takie miasta jak Nowy Jork, Boston i Waszyngton i już teraz zamieszkane jest przez prawie pięćdziesiąt milionów ludzi – czyli dokładnie tyle samo, ile nie tak dawno zasiedlało Mega-City One. Czyżby nuklearna apokalipsa i twarde rządy Sędziów miały okazać się naszą przyszłością?
Kolejnym ciekawym elementem definiującym komiksowy żywot amerykańskiego osiłka jest przedział czasowy, w jakim toczą się opowieści z nim związane. Joe starzeje się w czasie rzeczywistym, co oznacza, że rok upływający w naszym świecie odpowiada takiemu samemu okresowi w świecie przedstawionym. Z tego powodu Dredd po 35 latach komiksowej egzystencji ma już około 70 na karku (jest jednak cały czas w dobrej formie, wspomagany przez futurystyczną medyczną opiekę), a za kilkanaście lat można oczekiwać jego ostatniej przygody. Pozwala to w niezwykły sposób prześledzić zmiany w psychologii starzejącego się człowieka, dla którego całym życiem jest prawo, jak również obserwować zmieniającą się sytuację polityczno-społeczną w Mega-City One, gdzie ludzie też starzeją się na bieżąco, a dzieciak, który w latach 80. był młokosem, teraz jest już dorosłym facetem – czego przykładem może być nastoletni w 1987 roku seryjny morderca PJ Maybe lub Vienna, bratanica Dredda.