Pojawia się coraz więcej nagłówków na temat zmieniania klasyków, tak by nie uraziły współczesnego czytelnika. Jedną z najgłośniejszych spraw było redagowanie książek Roalda Dahla – między innymi Matyldy oraz Charliego i Fabryki Czekolady. Gruby stał się olbrzymim, samica awansowała na kobietę, a czytelnicy przeprowadzili taki szturm online, że wydawca i tak postanowił opublikować starą wersję obok nowej. W tym wszystkim pojawia się nurtujące pytanie: dlaczego stosuje się taką praktykę i czy w ogóle ma to sens?

Kim są sensitivity readers?

W artykułach na temat redagowania klasyków można natknąć się na tajemniczy termin sensitivity readers. Choć wiele osób twierdzi, że ludzie stali się wrażliwi dopiero współcześnie, to wbrew pozorom ten zawód wcale nie jest jakimś nowym wynalazkiem. Takie osoby od lat są zatrudniane przez wydawców – zwykle przed publikacją. Czytają książki i dzielą się uwagami redakcyjnymi. Mają za zadanie wyłapać treści, które mogą być obraźliwe, stereotypowe lub nieprawdziwe.  Na chwilę odsuńmy na bok redagowanie klasyków wiele lat po premierze i przyjrzyjmy się innemu przykładowi. Szkocki pisarz Irvine Welsh współpracował z sensitivity readers przy tworzeniu thrillera The Long Knives. Występowała w nim postać transpłciowa, więc redakcja chciała się upewnić, że artysta, nie mając takich doświadczeń, rzetelnie wszystko przedstawi. Jak można przeczytać w STV News:
Na początku podchodziłem do tego trochę z rezerwą, ponieważ myślałem, że to jakiś rodzaj cenzury, ale muszę przyznać, że było to dla mnie bardzo pouczające i edukacyjne.

Pisarze kontra armie Twittera

Na tym przykładzie widać, że sensitivity readers mają zwyczajnie sprawdzić, czy postać została przedstawiona autentycznie. Choć zwykle robi się to tylko po to, by nie rozsierdzić ostrzących miecze sprawiedliwości użytkowników Twittera (w końcu ich gniew może odbić się na zyskach), to trzeba przyznać, że sam zamysł jest bardzo dobry. Nawet jeśli pisarz poświęca wiele czasu na research, nie jest w stanie wyłapać wszystkich niuansów. Jeśli piszesz książkę medyczną, a nigdy nie miałeś na sobie fartucha, to wypadałoby porozmawiać z kilkoma lekarzami, pielęgniarkami czy pracownikami szpitala. Bez tego w najlepszym wypadku wyjdzie śmiesznie, a w najgorszym – po prostu szkodliwie. Przeskoczmy z książek do seriali – nasz zastępca redaktora naczelnego, Adam Siennica, który wie, jak wygląda sprawa przeszczepu w Polsce, nie mógł zdzierżyć Królowej. Słusznie zauważył, że  wątek transplantologii w serialu został pokazany karygodnie
Wstyd, Netfliksie! Sam przeszedłem przeszczep nerki, a obecnie jestem dializowany. Jest mi po ludzku przykro, bo mam świadomość, że tak ukazany wątek transplantologii może wpłynąć na decyzje potencjalnych dawców (w przypadku zmarłych także ich rodzin). Tym samym na drugi przeszczep przyjdzie mi poczekać o wiele dłużej – tak samo jak innym chorym w Polsce.

Sensitivity readers - kontrowersje, cenzura i klasyki

Nie zawsze jednak zmiany są mile widziane przez odbiorców. Wspomniane we wstępie książki Roalda Dahla zostały zredagowane przez sensitivity readers na prośbę wydawcy Puffin Books, który pragnął bardziej inkluzywnego języka. Jak wiemy, spotkało się to z negatywnym odbiorem, przez co ostatecznie zdecydowano się na dwie wersje – nową i klasyczną. Następnie złość wywołała informacja o redagowaniu kryminałów Agathy Christie. The Telegraph poinformowało, że z książek znikną obraźliwe opisy i odniesienia do pochodzenia etnicznego bohaterów, szczególnie tych spoza Wielkiej Brytanii. W książce Śmierć na Nilu zostały na przykład usunięte odniesienia do Nubijczyków.  Charlie Higson, aktor i twórca powieści dla młodzieży, miał ciekawe przemyślenia na temat przypadku Roalda Dahla. Choć potwierdza, że sensitivity readers istnieją od dawna, i chwali to, że czasy oraz wrażliwość ludzi się zmieniają, to zwrócił uwagę na fakt, co mogło pójść nie tak tym razem:
Myślę, że głównym problemem w przypadku zmian zastosowanych w książkach Roalda Dahla jest to, że nie było to dobrze zrobione i przez to nie miało jego autentycznego głosu. Jestem pewien, że te zmiany to nie wina sensitivity readers, bo oni tylko sugerują pewne poprawki. Jeśli dzieło zmarłego autora ma być tak gruntownie przeredagowane, to najlepszym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie w proces doświadczonego i dobrego pisarza.

Sensitivity readers – przydatne narzędzie czy fanaberia?

Inny ciekawy przykład to kultowa seria Gęsia skórka. R.L. Stine, autor książek, sam postanowił, że wróci do nich, by wprowadzić bardziej inkluzywny język. Nie popchnął go do tego żaden skandal; najwyraźniej po latach doszedł do wniosku, że pewne rzeczy mogły być zrobione lepiej. Wynikiem tego było między innymi usunięcie z Attack of the Jack-O'-Lanterns z 1996 roku porównania Afroamerykanina do raperów z teledysków MTV.  Trzeba więc zdać sobie sprawę, że nie zawsze stoją za tym wielkie złe korporacje, które boją się o utratę pieniędzy. Sensitivity readers mogą sprawić, że bohaterowie książek będą bardziej autentyczni, ponieważ zostaną wzbogaceni o doświadczenia osób, które rzeczywiście reprezentują daną mniejszość albo przeżyły opisywane wydarzenia. Nie dziwmy się też, że pisarz nie chce nikogo przypadkiem obrazić – powielenie utrwalonego stereotypu może wynikać po prostu z niewiedzy, a nie złych zamiarów.  Nie ma więc sensu demonizować tego zawodu. Szczególnie gdy pisarze sami decydują się na współpracę z sensitivity readers. Problem pojawia się w momencie, w którym po latach zmienia się popularne książki. Dlaczego? Czasem to właśnie te problematyczne wątki mogą najwięcej nauczyć współczesnego czytelnika na temat dawnych czasów czy szkodliwych tropów w kulturze. Pozbywając się ich, w pewien sposób zamykamy się na potencjalne dyskusje. A to właśnie wiedza na temat przeszłości pozwala nam upewnić się, że nie powtórzymy pewnych błędów w przyszłości. 

Disney+ daje dobry przykład?

Rozumiem strach o to, że niektórzy odbiorcy, szczególnie młodsi, mogą bezkrytycznie podejść do pewnych dzieł. W końcu mamy całe pokolenie osób, które nie rozumieją, co właściwie miał reprezentować Tyler Durden w Fight Club i uważają go za swojego idola. Mimo to są chyba lepsze rozwiązania. Na przykład Disney+ w przypadku niektórych kontrowersyjnych dzieł, takich jak Fantasia, dodało na samym początku informację o tym, że w programie zostały pokazane krzywdzące stereotypy i nieodpowiednie zachowania. Jak można przeczytać: 
Te stereotypy i zachowania były i są niewłaściwe. Usunięcie tych fragmentów byłoby zaprzeczeniem istnienia takich uprzedzeń oraz ich szkodliwego wpływu na społeczeństwo. Uznajemy ten wpływ, chcemy wyciągać wnioski i podejmować dyskusję na rzecz budowania przyszłości, która nikogo nie wyklucza. 
W przypadku klasyków dobrym rozwiązaniem byłoby dodanie wstępu lub przedmowy, która zwraca uwagę na pewne problematyczne wątki. Dzięki temu czytelnik podczas lektury mógłby spojrzeć na nie bardziej krytycznie. Jednak wymazywanie tego, że pewne dzieła zawierały kontrowersyjne treści, trochę mija się z celem, ponieważ niczego nie uczy. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj