Obniżenie jakości może wystąpić po kilku odcinkach czy sezonach. Powody takiego stanu rzeczy bywają różne i mogą wiązać się m.in. z brakiem pomysłów na dalszą część historii, wyczerpaniem się formuły danej produkcji czy nawet atmosferą na planie. Jakich tytułów to dotyczy?

Chuck

Historia Chucka Bartowskiego i jego przyjaciół była wymarzonym materiałem na serial dla każdego geeka (i nie tylko). Opowieść o pracowniku sklepu ze sprzętem elektronicznym „Buymore” (czy też Buymorii!) zostającym superszpiegiem, to jeden z tych klasycznych tytułów „od zera do bohatera”, które lubi tak wielu widzów. Chuck to lekka i zabawna komedia sensacyjna i świetnie się ją ogląda, ale tylko w pierwszych dwóch, może trzech sezonach. W kolejnych odsłonach brakowało pomysłu, ponieważ kierowano się zasadami tworzenia typowych sequeli, czyli wszystko ma być takie samo, ale w większej ilości. Takim sposobem Chuck nie był już „zwyczajnym” superszpiegiem, ale Jamesem Bondem 2.0, wykonującym coraz to ważniejsze misje, niekoniecznie ciekawsze. Dużym atutem serialu jest humor, choć trochę specyficzny, bo w wielkiej mierze geekowski, ale stojący na naprawdę dobrym poziomie. Oceniając całą produkcję, ewidentnie widać, że historia nie miała potencjału na pięć sezonów, a maksymalnie trzy. Chuck w pierwszych dwóch/trzech seriach to naprawdę dobry serial, a w czwartym oraz piątym co najwyżej tylko przeciętny, ponieważ jest fabularnie nudny i wtórny, i to pomimo jednego z bardzo dobrych elementów tej produkcji, czyli występów gościnnych mniej lub bardziej popularnych aktorów oraz celebrytów.

True Blood

Wampiry i HBO? Wydaje się, że takie połączenie to związek idealny, ale niestety serial zepsuł się względnie szybko. Wśród panującego trendu na ugrzecznienie wizerunku wampirów True Blood stanowiło wręcz konieczną przeciwwagę. Pierwsze sezony produkcji były naprawdę dobre, ponieważ oferowały dobrze skonstruowany, choć trochę hermetyczny (bez rozmachu) świat przedstawiony. Pokazanie koegzystencji wampirów (których istnienie nie jest żadną tajemnicą) i ludzi w jednym świecie oraz wszelkich warunków z tym związanych, stanowiły bardzo interesującą koncepcję fabularną. Może liczba wątków romantycznych, podobnie jak np. w konkurencyjnej produkcji The Vampire Diaries również była spora, jednakże daleko im choćby do kiczowatego sagi Zmierzch. Do tego wampiry odpowiadały swojemu archetypowi – nie miały np. magicznych pierścionków, dzięki którym mogły chodzić za dnia, itd., czyli można powiedzieć: prawie same plusy. Jednak tak było tylko do momentu, aż zaczęto przedstawiać coraz to dziwaczniejszych bohaterów tego niezwykłego świata przedstawionego. Jak to zwykle bywa w tego typu produkcjach, tak również w True Blood wampiry nie były jedynymi fantastycznymi postaciami. Wilkołaki, wróżki, zmiennokształtni i wiele dość absurdalnych i często kiczowatych stworzeń zdecydowanie sprawiło, że serial robił się po prostu coraz bardziej tandetny. Dodać do tego chaotyczną, często zbyt rozwleczoną fabułę i z dobrego serialu zrobił się typowy przeciętniak, z dużym, ale niewykorzystanym potencjałem.

House M.D.

Popularność tego serialu (czy może postaci granej przez Hugh Laurie'rgo) była ogromna, a jednak nawet on nie utrzymał bardzo wysokiego poziomu w każdym sezonie. W pierwszych trzech seriach tytuł ten miał praktycznie wszystko, żeby określić go mianem rewelacyjnego – niezwykle złożonego, charyzmatycznego i inteligentnego głównego bohatera, świetny drugi plan, jak również wciągającą fabułę (w tym m.in. wątki, które często były głębokie na poziomie filozoficznym oraz psychologicznym). W czwartym sezonie zaczęto nieco kombinować z formułą serialu, gdyż pewnie nie chciano, żeby produkcja stała się wtórna. Ekipa najbliższych współpracowników genialnego House’a została zmieniona, a fukcje Cameron, Chase’a i Foremana przejęły nowe postacie. Nie komponowały się one już z nim w tak doskonały sposób, ale mimo to wprowadzały do serialu pewną świeżość. W kolejnych seriach również dochodziło to rotacji w składzie, jednakże były one coraz mniej trafione, co bardzo mocno wpłynęło na poziom produkcji. Ponadto od mniej więcej szóstego sezonu formuła serialu zaczęła się po prostu wyczerpywać – zdecydowana większość odcinków była po prostu zbyt wtórna, a przez to nudna. Tak czy inaczej, określeniem „świetny” można było już tylko nazywać co najwyżej głównego bohatera, a nie całą produkcję.

Prison Break

Prawdopodobnie największa i najpopularniejsza ucieczka z więzienia w historii telewizji (a może również i kina?). Niebywale wyszukany i szczegółowo opracowany plan, który, o dziwo, nie wydawał się zbyt absurdalny, świetne tempo oraz zwroty akcji, różnorodni i wyraziści bohaterowie. Podobnych zalet pierwszej serii można by jeszcze kilka wymienić, ale wszystko i tak zostałoby podsumowane jednym określeniem – kultowa. Wyznaczała ona wręcz w pewnym sensie nowe standardy w telewizji, gdyż prowadzenie na bardzo wysokim poziomie głównego wątku i skupienie się w zasadzie tylko na nim przez ponad dwadzieścia odcinków w sezonie to naprawdę nie lada osiągnięcie i cecha wybitnych produkcji. Gdyby zrobiono tylko jedną serię i traktowałaby ona wyłącznie o ucieczce z więzienia, prawdopodobnie serial zostałby określony jako jeden z najwybitniejszych w historii telewizji, jednak nakręcono kolejne. Drugi sezon prezentował jeszcze niezły poziom produkcji sensacyjnych, a pościg za zbiegami mógł być całkiem emocjonujący dla widzów. Jednakże poprowadzenie fabuły w kierunku kiepskich teorii spiskowych/intryg politycznych itp. sprawiło, że serial zrobił się zwyczajnie absurdalny, a w trzecim sezonie (bardzo schematycznym, który ponownie koncentrował się na ucieczce z więzienia) i przede wszystkim czwartym głupota goniła głupotę. Poziom całej produkcji najlepiej określić następująco: każda kolejna seria była mniej więcej o dwie klasy gorsza od poprzedniej.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj