Masa seriali w jednym tekście – to główne założenie „Serialowego przeciążenia”, w którym co tydzień znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Zaczynamy! „Mad Men” zrobiło kolejny krok w stronę wielkiego finału, a najnowszy odcinek był na pewno najlepszym do tej pory w sezonie 7B. Pisałem tydzień temu o potrzebie mocniejszego zaakcentowania postaci innych niż Don i ku mojej radości, to właśnie otrzymaliśmy – soczyste kąski z udziałem Joan, Betty, Sally i Peggy. Najmocniejszym elementem „The Forecast” była garść z pozoru zwyczajnych momentów wypełniona głębszym znaczeniem. W kontekście tego w jakim punkcie swojego życia są bohaterowie, te scenki z podwójnym dnem nie były jakoś specjalnie trudne do rozszyfrowania, ale rewelacyjnie oddały to o czym każdy z nas myśli, a czego scenarzyści nie chcą zwyczajnie podać na tacy i przedstawić wprost. Choć może, nie tyle nie chcą, co mają zbyt duży talent, aby uciekać się do zbytniego upraszczania. To w końcu „Mad Men” – wszelkie, detale, gesty, niuanse są tu kluczowe i niezmiernie ważne. Weźmy choćby Joan, która krzyczy na spóźnioną nianię-hipiskę, trzymającą w rękach synka bohaterki, że ta rujnuje jej życie. My jednak wiemy dobrze, że te słowa kieruje tak naprawdę do swojego niewinnego dziecka. Odkrywa, że jej duże osiągnięcia na polu kariery to nie recepta na szczęście i zawsze coś stanie na jego przeszkodzie. I nie ważne czy jest szefową sekretarek, czy jedną z właścicielek potężnej agencji – szacunku wciąż brak, a przedmiotowe traktowanie pozostaje. Nowy mężczyzna w jej życiu jednak może to wszystko zmienić. Peggy zaś ma bardzo szczegółowe i ambitne plany zawodowe, a jej głównym celem jest stworzenie czegoś o trwałej i nieprzemijającej wartości. Don w rozmowie z nią zakłada, że cały czas poruszają się w sferze reklamy, ale tak naprawdę wkroczyliśmy niepostrzeżenie na temat życia osobistego panny Olson – a raczej jego całkowitego braku.[video-browser playlist="686965" suggest=""] Marten Weiner (syn twórcy serialu AMC) powrócił do roli Glenna, zmieniony wręcz nie do poznania. Namieszał nieźle w życiu Betty i Sally zanim wyruszył na wietnamski front. Była pani Draper nie uległa pokusom młodzieńca, co było chyba dla niej ostatecznym testem i zdaniem sobie sprawy, że pisane jest je właśnie życie kury domowej z ambicjami (w końcu ma zamiar powrócić do szkoły). U Sally zaś ciekawie jest z tego powodu, że sam ojciec tłumaczy jej, że ładna buzia (którą ma po pięknych rodzicach) to jedno, ale przed nią ciężka praca, aby osiągnąć sukces w innych aspektach życia. Kończymy seans z nadzieją, że dziewczyna wzięła to sobie to do serca, bo możemy jej już więcej nie zobaczyć. Najlepsze w tej powyższej sytuacji jest to, że Don udziela rad, których sam nie potrafi wprowadzić w życie. W tym odcinku usłyszał chociażby, że jest zaledwie przystojną, smutną skorupą człowieka. Póki co jeszcze to do niego nie dotarło. Sprzedał jednak swój luksusowy apartament, co jest dla niego końcem pewnego rozdziału. Poszukiwanie nowego lokum symbolizować będzie zaś swoisty nowy początek. Zobaczymy, czy to coś zmieni. Czytaj także: Najlepsze czołówki trwających seriali Przedostatni odcinek „Forever” rozwikłał jedną z tajemnic serialu i teraz już wiemy jaki los spotkał ukochaną Henry’ego, Abigail. Dość standardowa z początku sprawa kryminalna zaserwowała nam w ostatnich scenach naprawdę poruszające zamknięcie ważnego wątku i dało bohaterowi pewne uczucie zwieńczenia, ulgi i spokoju ducha. Twist z Adamem również mógł się podobać. Można by teraz pomyśleć, że gdyby procedural ABC dostał 2. sezon, stopniowo rozwijane byłoby w nim nowe romantyczne życie protagonisty – zapewne z Jo – ale niestety raczej nie będzie nam dane tego doświadczyć. Oglądalność nadal jest tragiczna, a do wyemitowania pozostał tylko wielki finał. Czy zagadka nieśmiertelności Morgana i Adama zostanie w nim rozwiązana? Oby, bo cliffhanger nie byłby tu mile widziany. Zacierać rączki mogą też fani „Fringe” – John Noble ma podobno nieźle namieszać w gościnnej roli.[video-browser playlist="686966" suggest=""] „Louie” powrócił do ramówki stacji FX z 5. sezonem i za nami już trzy znakomicie odcinki. Drugiej takiej komedii w telewizji nie znajdziecie. Chociaż raczej wypadałoby napisać komediodramatu, szczególnie po momentami niezwykle poważnej poprzedniej serii. Pamiętacie choćby historię młodości bohatera, w której gościnnie wystąpił Jeremy Renner albo wątek romantyczny z Rumunką? To było ciężkie, nawet na ten serial. Sam twórca chyba to zauważył, bo nawet chciał w 2. odsłonie znów zajrzeć w przeszłość, ale gwałtownie przerwała te nudne wspominki Pamela. Wydaje się, że w tym roku pomiędzy zabawnymi, a bardziej ambitniejszymi scenami jest większy balans. Tak czy owak, jeśli tęsknicie za takimi serialami jak „Seinfeld” i „Curb Your Enthusiasm” to lepszej alternatywy dla tych tytułów niż „Louie” nie ma. Louis C.K. ma niesamowity dar opowiadania o rzeczach, które dotykają nas na porządku dziennym, ale ubiera to w fantastyczną absurdalną otoczkę. Jest przy tym też bardziej odważny niż choćby wspomniany wyżej kultowy sitcom NBC. Komik nie odpuszcza i nawet, gdy dana sekwencja staje się dla postaci oraz widzów niekomfortowa, brnie dalej i wyciska z niej ile może. To zaś było domeną produkcji HBO z Larry Davidem, ale tam protagonista miał generalnie wszystko gdzieś, a tu na Louie’go wszystko w jakiś sposób wpływa, a serial jest przez to bardziej kompleksowy. Świetne pomysły ma C.K. w tej serii, jak choćby surrealistyczny motyw smutnego komedianta z dziwacznym głosem czy dalsze rozwijanie niekonwencjonalnego związku ze swoja kumpelą Pamelą. Rewelacyjnie wypadło też starcie szczere starcie pokoleń z początku najnowszego odcinka w scenie w sklepie z artykułami gospodarstwa domowego. No i jak się okazuje, można jeszcze w prześmieszny sposób podejść do problemu nagłego rozwolnienia, i to w dodatku w konwencji kina wojennego (do zobaczenia poniżej). Coś fantastycznego.[video-browser playlist="686963" suggest=""] „Castle” serwował nam w tym sezonie tak znakomite sprawy tygodnia, że niespecjalnie tęskniliśmy za głównym wątkiem, czyli motywem zaginięcia Ricka i jego amnezji. Twórcy mieli naprawdę sporo czasu, żeby tę zagadkę rozwikłać i zrobili to z klasą w najnowszym odcinku. CIA, terroryści i rosyjscy zabójcy z domieszką popkulturowych nawiązań – to fani serialu ABC kochają najbardziej. Jak przyznaje sam Castle, inspiracja „Pamięcią absolutną” jest tu wyraźnie widoczna, a selektywne wymazywanie wspomnień bohatera faktycznie ociera się o science fiction. Tylko co z tego, skoro to takie fajne! Był humor, akcja, no i nie wszystko zostało całkowicie wyjaśnione. Kilka tajemnic wciąż ta historia skrywa i pewnie wrócimy do niej w wielkim finale. To będzie na pewno szczególny epizod dla bohaterów. W końcu powstawał, gdy przyszłość serialu wisiała na włosku. Niewykluczone, że mógłby on pełnić rolę ewentualnego series finale. Od tamtego czasu Nathan Fillion podpisał nowy kontrakt (Stana Katic wciąż z tym zwleka), a ABC najprawdopodobniej zamówi 8. sezon. Pojawiają się mimo to obawy, że jesienią ten wyjątkowy telewizyjny kryminał może stracić coś ze swojej magii. Zbyt dużo jest tych zakulisowych perturbacji. Bądźmy jednak dobrej myśli. Czytaj także: Najważniejsze premiery kinowe sezonu letniego w 2015 roku W „Survivor” znów zawrzało. Coraz mniej osób walczy o milion dolarów i rywalizacja jest coraz bardziej zacięta. Budowanie sojuszy jest trudne, a konflikty narastają. Czyli generalnie mamy do czynienia z tym, co fani kochają najbardziej. Gdy już jakiś gracz zaczyna się wyróżniać, a nam chodzi po głowie, że mógłby wygrać, jedno potknięcie wystarcza, aby zostać wyeliminowanym. To spotkało niedawno Joe i trzeba szukać nowego faworyta. W najnowszym epizodzie pożegnaliśmy natomiast Jenn, dziewczynę podchodzącą do tej zabawy bardzo trzeźwo i chyba bardzo lubianą wśród widzów. Z tych, którzy pozostali praktycznie każdy ma cos na sumieniu i ciężko jest komuś szczerze kibicować. Mike chyba zasługuje na to najbardziej, ale mocno podpadł, gdy niemal odebrał reszcie plemienia radość z przeczytania listów od rodziny podczas survivorowej licytacji. To byłoby okrutne. Na szczęście się zreflektował, ale nikt mu tej chwili grozy nie zapomni.  [video-browser playlist="686967" suggest=""] Tradycyjnie, czas na filmik i kilka zdań o „Last Week Tonight with John Oliver” Johna Olivera. W zeszłym tygodniu brał on na warsztat absurdy amerykańskiego prawa podatkowego, by tym razem zrobić super materiał o patentowym. Gwoździem programu był zaś jego finałowy segment, w którym przedstawiono specjalnie przygotowane wideo na koniec świata. Wyszło bowiem na jaw, że CNN ma takie nagranie przygotowane i jest ono bardzo nudne i smutne. No to Oliver stworzył swoje, a pomógł mu Martin Sheen (prezydent Bartlet z „The West Wing”). Jak zwykle świetny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj