Tym samym robimy sobie krótką przerwę z gatunkiem science fiction. Przez najbliższe tygodnie możecie spodziewać się innych produkcji.

Nazwanie drugiej odsłony świata Star Treka zapomnianym serialem jest co najmniej ryzykowne. Choć od zakończenia emisji ostatniego odcinka minie w maju 17 lat, to pamięć o przygodach załogi USS Enterprise jest wciąż żywa i rozpala wyobraźnię kolejnych pokoleń maniaków kosmicznej SF. Choć obraz bardzo się zestarzał, wciąż ma w rękawie pokaźną liczbę atutów, które sprawiają, że pod koniec pierwszej dekady XXI wieku wciąż mogą wywoływać przyśpieszone bicie serca.

Oto wędrówki statku kosmicznego Enterprise.

Kontynuuje misję, aby odkrywać dziwne światy...

Szukać nowego życia i nowych cywilizacji...

Aby śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.

Tym wstępem we wrześniu 1987 zaczęła się trwająca przez siedem sezonów kosmiczna przygoda. Akcję umieszczono 75 lat po wydarzeniach znanych z oryginalnej serii z lat 60-tych. Osią serialu jest kapitan Jean-Luc Picard, który wraz z załogą przemierza międzygwiezdne przestrzenie (dzięki napędowi warp, pozwalającemu poruszać się statkom kosmicznym z prędkością przewyższającą prędkość światła), by zgodnie z doktryną pojawiającą się w każdym odcinku, szukać niezbadanych przejawów życia w niezmierzonym wszechświecie. Cóż, doktryna ta działa głównie w pierwszych sezonach, kiedy to rzeczywiście załoga Enterprise napotyka obce istoty pod różnymi formami. Znamienny jest pierwszy epizod i spotkanie z potężną istotą zwaną Q, która to sporadycznie przewijała się przez cały serial, a odcinki niej poświęcone należą do jednych z najjaśniejszych w historii serialu. W późniejszych sezonach scenarzyści inaczej rozłożyli akcenty - nowych, nieznanych form telewidz doświadczał mało, częściej załoga odpowiadała na wezwania pomocy od uszkodzonych jednostek, pakując się przy tym w kłopoty.

TNG jest klasycznym przykładem XX-wiecznych telewizyjnych produkcji opartych na zamkniętych, jednoodcinkowych historiach. Ale to tylko pozory. Od czwartego sezonu zdarzają się dwupartowce, mamy cliffhangery w ostatnich odcinkach serii i co ważne, kluczowe postacie wracają, dzięki czemu pewne wątki zostają rozbudowane do bardziej skomplikowanych opowieści. Tak, zawsze można sobie usiąść, włączyć dowolny odcinek - epizody są tak skonstruowane, że przypadkowy widz będzie dość dobrze orientował się w fabule epizodu, ale pozbawiony kontekstu wcześniejszych wydarzeń, może co najwyżej wzruszyć ramionami. Siłą serialu są niuanse, detale porozrzucane po wszystkich epizodach - śledzenie zimnej wojny między Federacją a Romulanami, intrygi Klingonów, zagrożenie ze strony kolektywu Borga, uczłowieczanie androida Daty, przygody z holodekiem, czy pokładowe romanse nabierają większego sensu oglądane w chronologicznym porządku. Niby to oczywiste, ale niekoniecznie w ówczesnych czasach.

[image-browser playlist="" suggest=""]

Serial oglądany dziś często śmieszy. Pomińmy efekty specjalne, te starzeją się w każdych produkcjach. Z ciężko powstrzymywanym uśmiechem oglądałem bardziej dynamiczne momenty. Aktorzy poruszają się z iście angielską flegmatycznością. Kiedy akcja wymaga szybkiej reakcji, aktorzy biegną jak do zamykającej się windy. Niby się śpieszą, ale przecież za chwilę będzie z powrotem. Celowanie we wroga z fazerów przypomina częstowanie papierosami. A mimo to cała grupa potrafi struchleć bez ruchu. Po ogłoszeniu czerwonego alarmu (uruchamianego w bojowych sytuacjach) zawsze jest czas na analizę sytuacji, wysłuchanie raportu i przejażdżkę turbowindą. Mamy także standardową kliszę SF. Pozytywni bohaterowie są szlachetni, doskonali, wspaniałomyślni, prawi itd. Złe postaci są na wskroś złe, strzelają na wskroś zły sposób, łypią oczyma w zły sposób, jedzą obiad trzymając sztućce złymi dłońmi. Tym większa radość gdy coś strzela w kryształowym podziale na biało/czarne. Gdy ekipa złamie Pierwszą Dyrektywę, znajdzie się w sytuacji gdzie najlepszym wyjściem jest zaledwie mniejsze zło, bądź stanie przed sytuacją wymagającą nieoczywistych poświęceń. I co z tego, skoro ogląda się świetnie? Bohaterów da się lubić, techno bełkot potrafi zadziwić średnio co trzy odcinki, a staroświeckość ówczesnej fantastyki dla dzisiejszego odbiorcy ma egzotyczny posmak.

[image-browser playlist="" suggest=""]

Następne Pokolenie nie odniosłoby sukcesu gdyby nie dobrze dobrana, kolorowa ekipa. Na pierwszym miejscu kapitan Picard. Wcielający się w tą rolę brytyjski aktor dramatyczny, sir Patrick Steward gra przekonywująco. To postać władcza, inteligentna, o wojskowym sznycie, ale też pełna ciepła i zrozumienia dla załogi. Na swój sposób też dramatyczna. Rozwój kariery zawodowej przypłacił całkowitym brakiem życia prywatnego i uczuciowego. Rola obecnie przeżywa drugą młodość za sprawą popularnych facepalmów. Inną wyróżniającą się postacią jest android Data grany przez Brenta Spinnera. Mimo, że to maszyna - jest najbardziej empatyczną postacią. To zasługa aktora - Data nie jest przerysowany, jego próba zrozumienia człowieczeństwa potrafi ująć, a notoryczne wpadanie w kłopoty jest automatycznie wybaczane. Pozostałe postaci już nie wybijają się tak aktorsko. Cieszy równa gra Jonathana Frakesa jako Williama Rikera, a także Martiny Sirtis (Deanna Troi), która z sezonu na sezon nabrała sporych umiejętności aktorskich - od sztywnej, drewnianej postaci do kobiety pełnej dyskretnego seksapilu. Pozbycie się w pewnym momencie dzieciaka na pokładzie, Wesleya Crushera było jedną z najlepszych decyzji. Coś w telewizyjnej fantastyce jest takiego, że postać młodego, naiwnego, ale ambitnego młodzieńca wiąże ręce scenarzystom.

[image-browser playlist="" suggest=""]

Warto przebrnąć przez 178 odcinków (i cztery filmy kinowe) w formacie 4:3, pełnych tekturowych dekoracji, gumowych charakteryzacji (każdy Romulan połknął grabie) i obcych ras różniących sie jedynie umarszczeniem twarzy. Serial zalicza totalne mielizny, głupie nawet na tamte czasy. Ale kilka nagród Hugo i Nebula mówią same za siebie. Odcinki jak The Neutral Zone, The Best of Both Worlds czy kapitalny finał All Good Things ogląda się z zapartym tchem i powinien znać je każdy szanujący się fan szklanej SF. Scheda po Następnym Pokoleniu jest widoczna do dziś.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj