Przesadzone sceny miały swój urok, ale często powodowały u mnie rozbawienie połączone z irytacją.
Największym problemem dla nowego odbiorcy może być to, jak chaotycznie i niespójnie zbudowany jest świat Blade’a. Wampiry czyhają w nim na każdym kroku, lecz zwyczajni obywatele wydają się tego nie zauważać. Potyczki na ulicach zostają zupełnie zignorowane mimo braku subtelności ze strony Blade’a, jego sprzymierzeńców czy samych wampirów. Zwykli ludzie podobno nie są świadomi istnienia krwiopijców, co udowadnia chociażby niewiedza Karen na początku filmu. Ma to jednak swoją zaletę: dzięki tym zgrzytom zrozumiałam, że to nie wiarygodność jest tutaj najważniejsza. Liczy się konflikt między małą drużyną Blade’a a wampirami, które walczą o coraz większą władzę i wpływy.
To właśnie postacie nadają tej historii najwięcej iskry i koloru. Blade może się podobać: przyciemniane okulary, twarda kamizelka i czarny, długi płaszcz. To idealny strój dla nieustraszonego łowcy wampirów. Wesley Snipes również wiedział, jak dodać komiksowej postaci osobowości i charyzmy. Jego nieustraszony bohater ma najlepsze cechy wampirów, ale nie zmaga się z tym, co je trapi. Ma własny zestaw problemów, przez co pozornie niepokonany łowca staje się bardziej ludzki i prawdziwy. Rozwój postaci Blade’a, choć chaotyczny, wydał mi się odpowiedni i na tyle sympatyczny, bym chciała kibicować mu od początku do końca. Bezwzględny zabójca wampirów w końcu pokazuje swoją prawdziwą, wrażliwą twarz – po prostu można go nie polubić.
Inne postacie są równie wyraziste. Karen na szczęście nie popada w schemat damy w opałach, lecz potrafi zawalczyć o siebie i swoje bezpieczeństwo. Jest zdeterminowana, aby nie przemienić się w wampira, a także pomaga Blade’owi w jego zmaganiach ze swoją dwojaką naturą. Pod koniec także rozwija swoją waleczną, zaciętą stronę, tworząc ciekawy duet z wiecznym łowcą. Mentor Blade’a również gra ważną rolę w walce z wampirami, która i dla niego jest powołaniem. Wszyscy członkowie tej trzyosobowej drużyny mieli własne pobudki i motywacje, lecz dobrze współpracowali ze sobą, mierząc się z ogromną grupą wampirów. Zaskoczyło mnie, że to właśnie więzi między bohaterami są jedną z największych zalet filmu. Dzięki nim jestem w stanie wybaczyć niektóre potknięcia fabularne czy przesadzone, dramatyczne sceny walk i ucieczek.
Deacon Frost, przywódca wampirów i główny złoczyńca, ze swoją bezwzględnością okazał się odpowiednim przeciwnikiem dla Blade’a. Konflikt między nimi ciekawił mnie od początku do końca, gdyż walka była wyrównana i zacięta. Ostateczny pojedynek jednak ocieka kiczem i irytuje pod względem wizualnym, ale na szczęście zamyka się też w sposób wystarczająco satysfakcjonujący. Nie miałam wątpliwości co do tego, komu kibicuję. Scena pod koniec, gdy Blade odzyskuje swoje okulary, jest jedną z najbardziej czarujących w całym filmie.
W porównaniu do dzisiejszych adaptacji komiksów, które biorą siebie o wiele bardziej na poważnie, wampiryczny chaos Blade’a bardziej bawi niż straszy. Co najdziwniejsze, w filmie opętanym szaloną akcją i rozlewem krwi to postacie dostarczyły mi najwięcej rozrywki. Historia ta zbyt często wymaga powstrzymania logicznego myślenia, by nie zwracać uwagi na ciągłe zgrzyty czy nieścisłości. Mimo wyraźnych wad Blade: Wieczny łowca jest więcej niż tylko reliktem z lat 90. To film akcji, który może spodobać się następnym pokoleniom fanów Marvela, a także zachęcić miłośników horrorów do zainteresowania się mroczną stroną komiksowych adaptacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj